Kontrowersje wokół refundacji leków
Od 23 grudnia, czyli dnia ogłoszenia listy leków refundowanych, nie cichną spory o to, co mają zrobić przewlekle chorzy, których leki nie znalazły się na tej liście. Chodzi przede wszystkim o osoby chorujące na cukrzycę, dla których nowa lista oznacza spore wydatki od stycznia. Chyba, że minister zdrowia Bartosz Arłukowicz rzeczywiście zmieni kontrowersyjne zapisy.
O takie zmiany apelują nie tylko chorzy, ale i lekarze oraz eksperci analizujący opublikowaną tuż przed świętami listę. Jest ona krótsza o prawie 850 leków stosowanych w leczeniu chorób przewlekłych: schizofrenii czy astmy, a także leki immunosupresyjne, onkologiczne czy niektóre rodzaje pasków do mierzenia poziomu cukru we krwi. Zamiast wycofanych substancji znalazło się zaledwie 21 nowych leków.
Rząd, dotąd głuchy na krytyczne głosy środowiska lekarskiego i chorych, które ci wyrażali od co najmniej dwóch miesięcy, wreszcie zareagował. Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zapowiedział dziś, że w czwartek przedstawi zmiany na liście leków refundowanych. Podobno mają na nią wrócić leki dla chorych na cukrzycę.
Zmiany krytykuje prezes PiS Jarosław Kaczyński, wskazując, że nie można szukać oszczędności kosztem ciężko chorych ludzi. Ale niektórzy posłowie PO twardo bronią listy – na przykład Paweł Olszewski powtarza dawne argumenty, że nowa lista leków będzie korzystna dla pacjentów, którzy mniej będą płacić za leki. Z tym podejściem zgadza się jednak wyłącznie koalicjant PO – ustami Waldemara Pawlaka krytykującego tworzenie psychozy strachu wśród pacjentów.
Trudno jednak, by czuli się oni bezpieczni, skoro na przykład z listy wycofano paski do mierzenia poziomu cukru, które pasują do glukometrów aż 70 procent pacjentów, o czym powiedział dziennikarzom TVN24 Maciej Małecki, wiceszef Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego. To sprawi, że większość pacjentów będzie zmuszona do zmiany glukometrów, chyba że minister zmieni niefortunne decyzje, których nie rozumieją ci najbardziej zainteresowani. Zakładając, że jest to pomyłka – a nie działanie celowe, mające zmusić diabetyków do zakupu nowych aparatów, dopasowanych do nowego typu pasków, w niczym nie odbiegających od poprzednich jeśli chodzi o jakość i dokładność pomiarów. Swój sprzeciw w formie listu otwartego do ministra wyraziło również Towarzystwo Pomocy Dzieciom i Młodzieży z Cukrzycą.
Także apteki, które będą musiały od nowego roku podpisywać umowy z NFZ, by sprzedawać leki refundowane, protestują przeciwko temu zapisowi, a część farmaceutów zapowiada, że po prostu nie będzie sprzedawać tych medykamentów. Co zrobią pacjenci? Będą w internecie szukać informacji, która apteka realizuje recepty? Strach pomyśleć. Nic więc dziwnego, że przewlekle chorzy korzystają z ostatnich dni i kupują leki na zapas, bojąc się tego, co czeka ich po Nowym Roku. Groźny może być zwłaszcza kilkutygodniowy chaos, bo leki w chorobach przewlekłych trzeba brać regularnie i nie ma czasu na czekanie, aż ministerstwo oraz NFZ dogadają się z lekarzami i farmaceutami oraz ustalą zasady, według których będą wydawane leki refundowane, które najczęściej są zbyt drogie, by mogłyby być kupowane jako pełnopłatne.
Z nowymi zapisami ustawy refundacyjnej z 11 maja tego roku nie zgadzają się także lekarze, którzy są zobowiązani przepisami nie tylko do precyzyjnego określania na recepcie poziomu refundacji leku (od bezpłatnego, przez ryczałt, po 30 – 50 procent aż do 100 procent). Muszą również od stycznia sprawdzać uprawnienia pacjenta do otrzymania refundacji (czyli w gabinecie lekarskim weryfikować jego papiery ubezpieczeniowe), a na recepcie wpisać odpowiednie kody uprawnień określonego pacjenta do refundacji, jak też jego numer poświadczenia uprawnień. Dotychczas wypisywanie recepty już trwało, gdyż lekarz zapisuje na niej imię oraz nazwisko pacjenta, jego numer pesel oraz datę urodzenia (a jeśli się pomyli – recepta jest nieważna). Papierkowa robota, która powinna być zadaniem administracji, a nie lekarzy, tylko wydłuży wizyty, nie wnosząc w nie nic wartościowego, poza spełnieniem abstrakcyjnych wymogów nałożonych przez ustawodawców i pomysłodawców tych zapisów.
Za każdą pomyłkę restrykcje mają być surowe: za wypisanie recepty nieuprawnionemu pacjentowi to lekarz ma płacić, dokładając z własnej kieszeni brakującą, bo zrefundowaną przez NFZ kwotę. To ma zmobilizować lekarzy do dokładnego weryfikowania dokumentów ubezpieczeniowych każdego pacjenta, ale na razie spowodowało kilkumiesięczny spór związków lekarskich z ministerstwem zdrowia. Bo ci uważają, że są od leczenia, a nie od weryfikowania dowodów ubezpieczeniowych. I w tym temacie na razie strony się nie dogadały, dlatego lekarze zapowiadają, że od stycznia będą wypisywać wyłącznie recepty pełnopłatne z adnotacją: "Refundacja leku do decyzji NFZ". I za to więc będzie musiał zapłacić pacjent.
A czas ucieka. Nowa ustawa refundacyjna wchodzi w życie od 1 stycznia, zatem już tylko kilka dni pozostało na to, by rozstrzygnąć kontrowersje, jakie przynosi. Bo chociaż wiadomo o nich było od maja, wydawało się, że nikt nie słyszy głosów zaniepokojonych chorych, niezadowolonych lekarzy oraz farmaceutów. Być może w czwartek coś drgnie i chociaż na jeden dzień chory znów będzie priorytetem dla ministerstwa zdrowia.
Źródło: goniec.com, Agnieszka Greń
Komentarze