Już w najbliższą niedzielę odbędzie się XIII Kapucyński Piknik Charytatywny. Na mieszkańców będzie czekała moc atrakcji, gwiazdami wieczoru będą zwycięzcy V-ej edycji programu „Mam Talent” Delfina & Bartek.
Rok temu udało się zebrać 68795 zł
W ubiegłym roku udało się zebrać podczas XII Kapucyńskiego Pikniku Charytatywnego 68795 zł (minus koszty imprezy w wysokości 7343 zł). Dochód netto wyniósł wówczas 61452 zł. Pieniądze te zostały przeznaczone na sprzęt rehabilitacyjny, zakupiono 5 łóżek rehabilitacyjnych z materacami przeciwodleżynowymi, 2 materace pneumatyczne przeciwodleżynowe, 2 materace pneumatyczne przeciwodleżynowe z systemem osuszania, 3 wózki inwalidzkie. Sprzęt jest w całości wykorzystywany przez mieszkańców Stalowej Woli. Na wyjazdy wakacyjne dzieci i młodzieży wydano 17244 zł, natomiast 25678 zł poszło na remont klasztoru (m.in. na pomieszczenia użytkowe został zaadaptowany budynek dawnej stodoły, w którym teraz jest świetlica dla dzieci, ścianka wspinaczkowa oraz sala spotkań, z której korzystają seniorzy, członkowie grup muzycznych oraz grupa AA).
Cele do zrealizowania na ten rok
Cele finansowe Pikniku w 2013 roku są kontynuacją roku poprzedniego. W planach jest zakup kolejnego podstawowego sprzętu rehabilitacyjnego z przeznaczeniem na okresowe wypożyczanie go potrzebującym mieszkańcom Stalowej Woli i okolic, dofinansowanie akcji letniej dzieci i młodzieży, dalsze prace adaptacyjne pomieszczeń gospodarczych klasztoru i zakup wyposażenia dla potrzeb realizacji zadań na rzecz różnych grup działających przy Klasztorze Kapucynów.
Pomysł stworzenia wypożyczalni sprzętu rehabilitacyjnego okazał się bardzo trafionym. Zapotrzebowanie na sprzęt znacznie przekracza możliwości jakie zostały stworzone w wyniku akcji prowadzonej przez Kapucynów.
- Zapraszamy firmy i osoby prywatne do wsparcia organizacji Pikniku. Przyjmiemy z radością i wdzięcznością każde wsparcie, a cenniejsze dary przekażemy na licytację. Już od przyszłego tygodnia rusza licytacja internetowa. Licytować można poprzez stronę internetową http://pikni(...)icytacje Firmom i osobom, które już zadeklarowały, lub już wsparły nasze działania organizacyjne, składamy gorące podziękowania i zapraszamy pozostałych – mówi Krystyna Mierzwa.
Co ciekawego na tegorocznym pikniku?
Na uczestników pikniku będzie czekało wiele atrakcji m.in. zajęcia edukacyjne z klockami lego, plac zabaw Dżungla, Basen King-Kong, Zjeżdżalnia Klaun, Karuzela samoloty, Euro – bungee, Kolejka elektryczna, Ścianka wspinaczkowa, Ringo, Tor przeszkód Samochodziki, sprzęt wojskowy, Kapucyńskie jadło, Bryczka, Zwiedzanie krypt klasztoru, Turniej piłki nożnej. Na scenie wystąpią: Scholka Dziecięca Franusie, KTT Mała Volta i ZTE Mała Volta z MDK, Chór dziecięcy PSM i ST pod kierunkiem Ewy Woynarowskiej, Klaun Bogdan Michalec, Winyl, Muzyka Świata – uczniowie i nauczyciele z PSM, Klaun Bogdan Michalec, Hola, Hola, Poison, Ziemia Kanaan oraz zwycięzcy V-tej edycji programu „Mam Talent” Delfina & Bartek.
Podobnie jak w ubiegłych latach, będzie można nabyć cegiełkę na loterii, która będzie kosztowała 10 zł. Warto wziąć udział w loterii, główną nagrodą jest bowiem skuter.
Rok temu na Pikniku można było oddać krew, tym razem można będzie zarejestrować się jako potencjalny dawca szpiku.
Zachęcamy do uczestnictwa w XIII Kapucyńskim Pikniku Charytatywnym, który odbędzie się w niedzielę 26 maja od godz. 14.00. Około godz. 15.15 na piknik dotrze Marsz dla Życia i Rodziny, który wyruszy spod Bazyliki Konkatedralnej zaraz po sumie o godz. 13.00.
- Kościół nigdy nie interesował się tym budynkiem. Odbudowało go państwo. Utrzymywany jest z publicznych pieniędzy - zeznała dziś w poznańskim sądzie była dyrektorka szkoły baletowej.
W poznańskim sądzie toczy się proces wytoczony przez archidiecezję skarbowi państwa. Kuria domaga się 13 mln zł za bezumowne korzystanie z budynku przy ul. Gołębiej w ostatnich 15 latach.
O co chodzi? Budynek był częścią Kolegium Jezuickiego, a potem wchodził w skład parafii farnej. Został zniszczony w trakcie wojny. W latach 50. odbudowało go państwo. Od tej pory mieści się tam szkoła baletowa prowadzona przez Ministerstwo Kultury.
Problem w tym, że w księgach wieczystych właścicielem nieruchomości była poznańska fara. Przekazała ją w darowiźnie archidiecezji. Skarb państwa walczył o zasiedzenie terenu, ale pięć lat temu kuria prawomocnie wygrała proces.
Od tego czasu chciała podpisać z ministerstwem umowę najmu. Bezskutecznie - szkoła do dzisiaj pozostaje dzikim lokatorem, nie płacąc kurii czynszu. Stąd pozew sądowy.
Barbara Turek, dyrektorka szkoły baletowej do 2007 r., przyznała, że nie sprawdzała w księgach wieczystych, kto jest właścicielem nieruchomości. - Dla mnie to od zawsze była szkoła publiczna. Odbudowało ją państwo. Do dzisiaj utrzymywana jest z pieniędzy publicznych. Zrobiliśmy dach, elewację i okna, wymieniamy parkiety. Kościół nigdy się do tego nie dołożył. Nie interesował się budynkiem - zeznawała Turek. Przyznała jednak, że już w latach 90. słyszała o "jakichś roszczeniach". O zwrot budynku starał się bezskutecznie wtedy ks. Jan Wolniewicz, proboszcz parafii farnej.
Sąd próbował ustalić, czy Ministerstwo Kultury zdawało sobie sprawę, że korzysta z kościelnego budynku, czyli korzystało z niego w tzw. złej wierze. Ks. Henryk Nowak, ekonom kurii, opowiadał o spotkaniach z urzędnikami ministerstwa. - Nie chcieli rozmawiać o podpisaniu umowy najmu. Oczekiwali, że sprzedamy im ten budynek. Do porozumienia nie doszło - mówił ks. Nowak.
Mikołaj Drozdowicz, prawnik kurii: - Już w sprawie o zasiedzenie sąd stwierdził, że państwo miało świadomość, do kogo należy budynek. Kto jak kto, ale państwo nie może bronić się nieznajomością księgi wieczystej.
Radca prawny Prokuratorii Generalnej (reprezentuje skarb państwa) próbował podważać prawo archidiecezji do występowania w procesie. Nie przekonał jednak sądu, który rozważa już powołanie biegłego od rynku nieruchomości. Miałby on wyliczyć, jaki czynsz za korzystanie z budynku w ostatnich 15 latach należy się archidiecezji.
- Zmarł wcześnie. Wychowywałem się bez niego. Teraz się zastanawiam, czy ksiądz się mną zainteresował właśnie dlatego, że byłem z niepełnej, biednej rodziny. O takiego chłopaka nikt się nie upomni.
Skończyło się na przytulaniu, dotykaniu?
- Nie. Ksiądz próbował mnie zgwałcić. Właściwie zrobił to. Doszło do penetracji. Uciekłem. I już do niego na zajęcia nie chodziłem. Bałem się go, unikałem. Od klasy VI już właściwie na religii nie bywałem. Ale - co ciekawe - świadectwa dostawałem.
Jak długo jeszcze był katechetą? Pracował w tej parafii?
- Nie wiem. W pewnym momencie zniknął. Pamiętam go jeszcze tylko z mszy prymicyjnej, którą odprawił w kościele św. Aleksandra. Dostałem od niego wtedy na pamiątkę obrazek. Później to był ważny dowód, że ksiądz pracował w S., że mnie znał.
Wypierał się tego? W jakich okolicznościach?
- Kiedy trafiłem na jego ślad w internecie, napisałem do kurii szczecińsko-kamieńskiej. Opisałem swój przypadek, wskazałem księdza.
Jaka była reakcja kościelnych władz?
- Poinformowano mnie, że muszę napisać drugie pismo, które będzie spełniało formalne wymogi skargi kanonicznej.
I?
- Napisałem i przyjechałem na przesłuchanie (12 grudnia 2011 r.) specjalnej komisji powołanej przez arcybiskupa. Przewodził jej ks. Sławomir Zyga [rzecznik kurii szczecińsko-kamieńskiej - red.], a notariuszem był ks. dr Sławomir Bukalski. Spisali moje zeznania. I stwierdzili, że to za mało. Że potrzebne są dodatkowe dowody.
Ksiądz też został przesłuchany?
- Zaprzeczył, że pracował w S. Podobno powiedział, że bywał tam tylko przejazdem, prywatnie.
Pan wtedy przedstawił dowody, że ksiądz mówi nieprawdę.
- Przesłałem świadectwa z religii, za rok szkolny 1977/78 i 1978/79. Podpisane własnoręcznie przez niego [imię, nazwisko]. Wcześniej miałem religię z ks. Brulińskim. Przygotowywał nas do komunii świętej. Dusza człowiek. Kiedy byłem w klasie czwartej, piątej, katechezę prowadził właśnie Y. Świadectwa potwierdzone przez notariusza przekazałem szczecińskiej kurii. Kolejnym dowodem był wspomniany obrazek. Napisałem arcybiskupowi, że ksiądz go okłamał.
Jak zareagowała na to kuria, ta specjalna komisja?
- Nie zrobili praktycznie nic. Oprócz przekazania mojego prywatnego telefonu i adresu temu księdzu. Napisał do mnie list, że jeśli wycofam oskarżenia, to on mi wybaczy. Były też głuche telefony. Z zastrzeżonego numeru. Kiedy odbierałem, mówiłem "halo", dzwoniący się rozłączał.
Mam żal do kurii, że udostępniła mój telefon. I o to, że próbuje sprawę zamieść pod dywan. Że nie sposób nawet ustalić, gdzie pracował ksiądz przez te 30 lat. Po święceniach w 1981 roku i mszy prymicyjnej gdzieś wyjechał, zniknął.
Dziennikarze Radia TOK FM chcą się dowiedzieć, jaka jest obecnie w Polsce skala zjawiska pedofilii wśród osób duchownych. Stąd wysłali do wszystkich rzymskokatolickich diecezji oraz do rzecznika prasowego Episkopatu listy z zapytaniem o statystyki. Żadnych konkretnych danych nie uzyskali. Ale te odpowiedzi, które przyszły, sporo mówią o podejściu naszego Kościoła do problemu - pisze Konrad Sawicki z kwartalnika "Więź".
Ks. dr Józef Kloch odpisał słusznie, że odpowiedzialność za radzenie sobie z problemem oraz za zgłaszanie poszczególnych przypadków do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary spoczywa na biskupach diecezjalnych. Dodał jednak, że "ze względu na dobro osób pokrzywdzonych tego typu danych nie ewidencjonuje się w KEP. Stąd też próby określenia skali zjawiska poprzez gromadzenie danych muszą być traktowane jako materia bardzo delikatna - ze względu na dobro ofiar oraz tajemnicę obowiązującą w sprawach toczących się przed sądami powszechnymi (...)".
Ale przecież dziennikarze nie pytali o nazwiska ani jakiekolwiek inne dane wrażliwe, tylko o suche liczby, które mogłyby społeczeństwu pokazać skalę zjawiska. Takiej wiedzy nie zataja Watykan i oficjalnie podaje dane dotyczące całego Kościoła. Przykładowo w 2011 roku zgłoszono 404 przypadki podejrzeń o pedofilię wśród księży. Z tej liczby około 240 spraw zakończy się procesami. W 125 przypadkach Kongregacja Nauki Wiary zwróciła się do papieża o przeniesienie sprawców do stanu świeckiego, a w 135 o zwolnienie z obowiązków kapłańskich.
"Nie wasza sprawa", czyli... nie czyja?
Stolica Apostolska nie boi się ujawniania takich danych, a ich publikacja raczej świadczy o czymś przeciwnym. Pokazuje w ten sposób swoim wiernym na całym świecie, że aktywnie walczy z problemem. Wystarczy wejść na oficjalną stronę internetową Watykanu, by zobaczyć, że już na stronie głównej w widocznym miejscu umieszczono link do sekcji poświęconej nadużyciom seksualnym duchownych wobec nieletnich (Abuse of Minors. The Church's Response). Można tam znaleźć dziesiątki artykułów, dokumentów i wypowiedzi w wielu językach na temat tego, jak Kościół rzymskokatolicki radzi sobie z tym poważnym problemem.
W Polsce najwidoczniej hierarchia duchowna ma na tę sprawę pogląd odmienny od Watykanu. Nie ma oficjalnych danych, nie ma publikacji przetłumaczonych dokumentów, nie ma żadnych tematycznych sekcji na stronach Episkopatu i diecezji. Wniosek? Problem oczywiście istnieje, ale nas on nie dotyczy A jeśli nawet cokolwiek w diecezjach się dzieje, to i tak media powinny się od tego trzymać z daleka. W sposób klarowny ujął tę kwestię ks. Wojciech Lipka, kanclerz kurii diecezji warszawsko-praskiej. "TO NIE WASZA SPRAWA!" - napisał w e-mailu do TOK FM. Co prawda skierował te słowa do dziennikarzy, ale przecież jasne jest, że ludzie tego zawodu nie zbierają informacji dla samych siebie, lecz dla odbiorców. Można więc z tego odczytać, że zdaniem duchownego nie jest to ani sprawa dziennikarzy, ani słuchaczy radia - a za jego pośrednictwem opinii publicznej.
"Wolałbym, żeby mój lokalny Kościół działał jak Watykan"
Tu jednak ksiądz kanclerz się myli. Informacja o tym, jak duża jest skala oskarżeń o pedofilskie działania wśród duchownych, nie jest sprawą wewnętrzną instytucji, ale całego polskiego Kościoła, czyli i kleru, i wiernych świeckich. Jeśli bowiem dochodzi do nadużyć, to ofiarami są nasze dzieci. Mamy więc prawo wiedzieć, czy posyłając dzieci na katechezę, zapisując do grup kościelnych, wysyłając na wyjazdowe rekolekcje i parafialne kolonie - czy w tych wszystkich sytuacjach możemy ze spokojem i w zaufaniu powierzyć je osobom duchownym?
Ufam, że tak. Ale wolałbym, żeby mój lokalny Kościół, tak jak Watykan, przekonał mnie do tego twardymi danymi i konsekwentną postawą. Jeśli nawet biskupi i ich przedstawiciele nie wierzą w dobre intencje dziennikarzy Radia TOK FM, to bez problemu znajdą inne miejsce, za pośrednictwem którego mogliby komunikować się z wiernymi w tej sprawie.
*Konrad Sawicki - publicysta, teolog, redaktor kwartalnika "Więź".
- My, ofiary księży pedofilów w Polsce, jesteśmy zbulwersowani odpowiedzią rzecznika KEP, ks. dr. Józefa Klocha, a już w szczególności odpowiedziami na Państwa maile z diecezji - piszą w liście Członkowie Fundacji "Nie lękajcie się", polskiej organizacji zrzeszającej ofiary pedofilii w Kościele.
Wysłaliśmy (ponownie) pytania do diecezji. Odpowiedź? "TO NIE WASZA SPRAWA!"
Rzecznik KEP: Episkopat nie zbiera danych "ze względu na dobro pokrzywdzonych"
"Z naszego osobistego doświadczenia i sygnałów, jakie do nas napływają, jasno wynika - Kościół katolicki w Polsce nie robi nic, aby rozwiązać ten jakże trudny, wręcz tragiczny dla nas, problem.
"To jak policzek w twarz"
Proces wyjaśniania przypadków pedofilii w Kościele trwa w nieskończoność. Czujemy, że po zgłoszeniu przypadków nadużyć często my - ofiary - stajemy się w oczach Kościoła katolickiego sprawcami. Automatycznie zarzuca się nam kłamstwa i atak na Kościół, co pokazała np. sprawa Tylawy. Stajemy się sprawcami, a nie ofiarami. Nie zaprasza się nas na rozmowy w sądach kościelnych, tylko wzywa na przesłuchania, gdzie musimy tłumaczyć się ze swoich życiorysów.
Słyszeliśmy pytania: czy w domy puszczane były filmy pornograficzne? Czy okradaliśmy skarbonki w kościele? I wiele innych absurdalnych zarzutów. Nie pozwolimy więcej na poniżanie nas przez Kościół katolicki. Będziemy dążyć do ukarania winnych przestępstw pedofilii na nas, ofiarach.
Sprawy innych państw pokazują nam jasno, że Kościół prowadzi dokumentację o pedofilach w swoich szeregach. Pragniemy poinformować ks. dr. Józefa Klocha, że "dziękujemy" Kościołowi katolickiemu za troskę o nasze dobro. Słowa "Stąd też próby określenia skali zjawiska poprzez gromadzenie danych muszą być traktowane jako materia bardzo delikatna - ze względu na dobro ofiar oraz tajemnicę obowiązującą w sprawach toczących się przed sądami powszechnymi.(...)" są dla nas jak policzek w twarz. My nie jesteśmy tajemnicą, MY JESTEŚMY LUDŹMI.
"Chcemy pokazać skalę zjawiska"
Rozpoczęliśmy proces dokumentowania skali pedofilii w polskim Kościele. Chcemy pokazać społeczeństwu skalę tego zjawiska.
Ks. dr Józef Kloch powołuje się na dane Ministerstwa Sprawiedliwości odnośnie skali zjawiska ogólnie pedofilii w Polsce. Tylko że pedofil wykonujący inne zawody jest natychmiast wydalany z pracy, a nie przenoszony np. do innej szkoły, jak to bywało w przypadku księży, przenoszonych do innych parafii. Wyroki w przypadku księży pedofilów to często wyroki w zawieszeniu, zmiany kwalifikacji czynu itp. Będziemy dążyć do równego traktowania sprawców i skazywania ich na wieloletnie więzienia. Będziemy domagać się bardzo wysokich odszkodowań, wychodząc z założenia, że jak trzeba zapłacić, to najbardziej boli i otwiera umysł na myślenie.
Arogancja i buta hierarchów kościelnych jest niebywała, o czym świadczą odpowiedzi z poszczególnych diecezji lub też ich brak."
- Tak. Byłem w Szczecinie z Ekke [autorem książki - red.]. Pojechaliśmy na miejsce. Nacisnąłem domofon. Ktoś się odezwał i powiedział tylko, że ksiądz wyjechał. Później jeszcze tam telefonowałem. Też księdza nie było.
Czy jest pan w kontakcie z diecezjalną komisją powołaną do zbadania sprawy?
- Odezwali się do mnie po tym, jak książka Ekke Overbeeka ukazała się na rynku. W styczniu 2013 r. napisali, pytając czy mam jeszcze jakieś nowe dowody? Coś do dodania? W ubiegłym roku, w maju lub pierwszych dniach czerwca zadzwonił do mnie abp Andrzej Dzięga [metropolita szczecińsko-kamieński - red.]. Pamiętam, bo byłem kilkanaście dni po operacji. Zmagam się z chorobą. Arcybiskup mówił, że chce mnie wesprzeć modlitwą, błogosławieństwem duchowym. Powiedział, że mogę w każdej chwili dzwonić. Nawet, że mnie odwiedzi, bo będzie w moich stronach. Ostatecznie - nie dojechał.
Jak przyjął pan słowa arcybiskupa?
- Powiedziałem, że nie zrezygnuję, że będę oczekiwał prawdy. Że sam mogę się nawet poddać badaniu na wykrywaczu kłamstw. I nie spocznę, póki ten człowiek nie zostanie odsunięty od pracy z dziećmi, wydalony ze stanu kapłańskiego albo przynajmniej wysłany na emeryturę. Przecież są takie miejsca, klasztory, gdzie można umieścić duchownego. Ja nie żądam dla niego jakiejś dotkliwej kary. Nie chcę odszkodowania, pieniędzy. Apeluję tylko o prawdę.
Jest pan gotów spotkać się z nim, porozmawiać?
- Jeśli się przyzna, przeprosi - tak. Mojego życia to już nie zmieni, ale ochroni inne potencjalne ofiary.
Może pan coś więcej powiedzieć o sobie?
- Mam 45 lat. Dwoje dzieci. Rozstałem się z żoną. Może dlatego, że nie potrafiłem być ciepłym człowiekiem, okazywać czułości. Jestem sam, ale jakoś sobie radzę. Walczę na dwóch frontach - z chorobą i o to, by ksiądz i jemu podobni już nigdy nikogo nie skrzywdzili.
Powiedziałby pan o sobie "człowiek wierzący"?
- (cisza) To skomplikowane... Chyba tak. Ale już wiem, że wiara, moja relacja z Bogiem, nie ma nic wspólnego z Kościołem. Wiem też, że nie jestem winny temu, co się wtedy wydarzyło. A przez lata tak się czułem. Współwinny.
Co dalej?
- Komisja powołana przez biskupa pytała o cel, motywację moich działań. Pytała też, czy działam w organizacjach antykościelnych. Nie odpowiedziałem. Teraz dopiero będę działał. Chyba, że postawa księży i kościoła się zmieni.
Kuria nie odpowiada na pytania
Po rozmowie wysłaliśmy do rzecznika kurii szczecińsko-kamieńskiej pytania. Chcieliśmy wiedzieć m.in., jakie są ustalenia komisji w tej sprawie, dlaczego postępowanie trwa tak długo, czy to prawda, że księdzu Y zostały przekazane dane telefoniczne i adresowe skarżącego. W odpowiedzi otrzymaliśmy jedynie komunikat:
W tego typu przypadkach, o które Pan pyta, obowiązuje, zgodnie z wymogami norm obowiązujących w Kościele katolickim w Polsce, określona procedura postępowania. Obowiązuje ona w każdym przypadku złożenia do instytucji kościelnej zgłoszenia domniemanych zachowań, wskazujących na nadużycia w kwestiach przez Pana poruszanych. W takich przypadkach nie możemy udzielać jakichkolwiek informacji, gdyż wiązałoby się to z naruszeniem prawa, np. ochrony danych osobowych.
Wg mojej wiedzy nie było i nie jest prowadzone wobec księdza, o którego Pan pyta, żadne postępowanie procesowe.
Oj chyba ktoś ma problem ze zrozumieniem czytanego tekstu. Nie porównuje akcji Owsiaka z Piknikiem Kapucyńskim - chodzi tylko o to że cokolwiek ktokolwiek coś zrobi pożytecznego dla innych to musi być przygotowany na falę krytyki.
Do apetka - nie mam zamiaru chodzic i pytac jezeli pojde to na msze. To dziwne, ze ksieza zajmuja sie tym co prowadzi NFZ a oni powinni zadbac o to kto ponizej napisal dbaloscia o wyglad zewn. i wewn. klasztoru. Wiem, ze wczesniej czesc funduszy byla przekazywana na pomoc w wyposazeniu zakladu opiekunczego w Rozwadowie dlatego mnie to dziwi.
Niepowazne jest porownywanie akcji Owsiaka z ta akcja. Owsiak nie kupuje prywatnie sprzetu i go nie wydaje tylko przekazuje fundusze na jego zakup placowkom medycznym, jak mi wiadomo nie jest tez duchownym.
Witam was
A gdzie koniki dla dzieci ???
Czy w tym roku nie bedzie koników dla małych dzieci
Tyle radości dały im te koniki ,a wy zapominacie o najmłodszych
Witam was
A gdzie koniki dla dzieci ???
Czy w tym roku nie bedzie koników dla małych dzieci
Tyle radości dały im te koniki ,a wy zapominacie o najmłodszych
Witam was
A gdzie koniki dla dzieci ???
Czy w tym roku nie bedzie koników dla małych dzieci
Tyle radości dały im te koniki ,a wy zapominacie o najmłodszych
A zabawa zawsze jest przednia.Dzieci są zachwycone,każdyvlos wygrywa,atmosfera wspaniała.Nie to co imprezy organizowane przez MDK czy SDK gdzie króluje sztuczność i dziwne zadęcie.Dorosłym też podoba się,frekwencja zawsze niesamowicie wysoka.Będziecie tam na pewno,ale później i tak bę dziecie nadawać na kler,księży,episkopat i co Wam tam jeszcze pod klawiature podejdzie.
Agresja bierze się z braku miłości i z dążenia aby samemu być bogiem dla siebie.Z myślenia że jestem najlepszy,najdoskonalszy ponad wszystko-niestety,jesteśmy tylko pyłem i błotem.Trudno z tym pogodzić się-stąd frustracja i agresja
Do ~Maria idź do kalsztoru a wszystkiego się dowiesz. Wypożyczenie sprzętu jest za darmo! A tak wracajać do wcześniejszych wypowiedzi to coś człowieka trafia jak to czyta. Co za naród - Owsiak coś zorganizuje - to źle, na naszym terenie coś zrobią Kapucyni - też źle. Ogarnijcie się co niektórzy i dajcie na luz z tym oczernianiem rusz d..ę i zrob coś dobrego dla kogoś.
Iza,Oprah-tak piszecie jakby conajmniej w każdej rodzinie było jedno dziecko molestowane przez kapłana.Zostałyście zmanipulowane przez szczekaczy atakujących kościół.Czy na każdego wsiadającego do auta też patrxycie jak na potencjalnego morderce?Jesteście żałośni w tej nienawiści do kleru.Zauważcie że zobaczycie tylko artykuł pośrednio tyczący kościoła to już kicacie.Więcej miłości
Dlaczego zaprzestano finansowanie sprzetu dla Zakladu Opiekunczego w Rozwadowie? Czy kapucyni powinni zajmowac sie takimi uslugami? czy wyposazenie jest odplatne? jaki zasieg terytorialny podlega aby z takich uslug skorzystac?
Lepiej by te pieniadze przeznaczyli na malowanie klasztoru, okropnie wyglada w niektorych miejscach. Poprzednik zatrudnil chyba najgorszych malarzy pokojowych bo efekt po niecalych trzech latach jest oplakany. W Stalowej Woli nie ma takiego kosciola, gdzie powierzchnia tynku wyglada jakby kret chodzil. To zjawisko bylo od poczatku, czy nie mozna bylo takiej uslugi reklamowac?
Czy to prawda, ze za wypozyczenie sprzetu placi sie i ile?
Brakuje chodzikow, kul, przeciez nie wszyscy chorzy sa tylko lezacy.
rus, sadzę, ze autor miał na mysli, żeby nie pozostawiać swoich pociech samych w towarzystwie tych uduchowionych pasterzy. Ale ty chyba tylko udawałeś, ze nie wiesz o co chodzi. Aż taki glupi nie jesteś. Chyba...
Po odpowiedzi ks. dr. Józefa Klocha na nasze zainteresowania dot. pedofilii w Kościele w Polsce ponownie rozesłaliśmy do wszystkich diecezji pytania, które zadaliśmy im ponad miesiąc temu drogą listowną. Tym razem wysłaliśmy e-maile. I tym razem dostaliśmy odpowiedź. Nie na pytania o pedofilię, lecz na sam fakt wysłania przez nas tych pytań.
Po serii naszych tekstów o pedofilii w Kościele katolickim wysłaliśmy listami poleconymi do Konferencji Episkopatu Polski i wszystkich diecezji w Polsce pytania o skalę problemu. Ostatnio odpowiedział rzecznik KEP - ks. dr Józef Kloch. Dowiedzieliśmy się od niego m.in., że polski Kościół nie zbiera informacji od biskupów na temat nadużyć księży. Czyli, de facto, nie zna skali problemu pedofilii.
Zachęceni odpowiedzią rzecznika ponowiliśmy nasze pytania do diecezji. Tym razem drogą elektroniczną - e-mailami.
"Jestem na zwolnieniu", "nie jesteśmy zainteresowani ankietą"
E-maile okazały się skuteczniejsze od listów poleconych - tylko wczoraj dostaliśmy odpowiedź na nasze wiadomości (nie na pytania dotyczące pedofilii) od kilku diecezji. Wiadomość od naszej redakcji brzmiała następująco:
Komentarze
- Kościół nigdy nie interesował się tym budynkiem. Odbudowało go państwo. Utrzymywany jest z publicznych pieniędzy - zeznała dziś w poznańskim sądzie była dyrektorka szkoły baletowej.
W poznańskim sądzie toczy się proces wytoczony przez archidiecezję skarbowi państwa. Kuria domaga się 13 mln zł za bezumowne korzystanie z budynku przy ul. Gołębiej w ostatnich 15 latach.
O co chodzi? Budynek był częścią Kolegium Jezuickiego, a potem wchodził w skład parafii farnej. Został zniszczony w trakcie wojny. W latach 50. odbudowało go państwo. Od tej pory mieści się tam szkoła baletowa prowadzona przez Ministerstwo Kultury.
Problem w tym, że w księgach wieczystych właścicielem nieruchomości była poznańska fara. Przekazała ją w darowiźnie archidiecezji. Skarb państwa walczył o zasiedzenie terenu, ale pięć lat temu kuria prawomocnie wygrała proces.
Od tego czasu chciała podpisać z ministerstwem umowę najmu. Bezskutecznie - szkoła do dzisiaj pozostaje dzikim lokatorem, nie płacąc kurii czynszu. Stąd pozew sądowy.
Barbara Turek, dyrektorka szkoły baletowej do 2007 r., przyznała, że nie sprawdzała w księgach wieczystych, kto jest właścicielem nieruchomości. - Dla mnie to od zawsze była szkoła publiczna. Odbudowało ją państwo. Do dzisiaj utrzymywana jest z pieniędzy publicznych. Zrobiliśmy dach, elewację i okna, wymieniamy parkiety. Kościół nigdy się do tego nie dołożył. Nie interesował się budynkiem - zeznawała Turek. Przyznała jednak, że już w latach 90. słyszała o "jakichś roszczeniach". O zwrot budynku starał się bezskutecznie wtedy ks. Jan Wolniewicz, proboszcz parafii farnej.
Sąd próbował ustalić, czy Ministerstwo Kultury zdawało sobie sprawę, że korzysta z kościelnego budynku, czyli korzystało z niego w tzw. złej wierze. Ks. Henryk Nowak, ekonom kurii, opowiadał o spotkaniach z urzędnikami ministerstwa. - Nie chcieli rozmawiać o podpisaniu umowy najmu. Oczekiwali, że sprzedamy im ten budynek. Do porozumienia nie doszło - mówił ks. Nowak.
Mikołaj Drozdowicz, prawnik kurii: - Już w sprawie o zasiedzenie sąd stwierdził, że państwo miało świadomość, do kogo należy budynek. Kto jak kto, ale państwo nie może bronić się nieznajomością księgi wieczystej.
Radca prawny Prokuratorii Generalnej (reprezentuje skarb państwa) próbował podważać prawo archidiecezji do występowania w procesie. Nie przekonał jednak sądu, który rozważa już powołanie biegłego od rynku nieruchomości. Miałby on wyliczyć, jaki czynsz za korzystanie z budynku w ostatnich 15 latach należy się archidiecezji.
Kolejna rozprawa w październiku.
Ojciec?
- Zmarł wcześnie. Wychowywałem się bez niego. Teraz się zastanawiam, czy ksiądz się mną zainteresował właśnie dlatego, że byłem z niepełnej, biednej rodziny. O takiego chłopaka nikt się nie upomni.
Skończyło się na przytulaniu, dotykaniu?
- Nie. Ksiądz próbował mnie zgwałcić. Właściwie zrobił to. Doszło do penetracji. Uciekłem. I już do niego na zajęcia nie chodziłem. Bałem się go, unikałem. Od klasy VI już właściwie na religii nie bywałem. Ale - co ciekawe - świadectwa dostawałem.
Jak długo jeszcze był katechetą? Pracował w tej parafii?
- Nie wiem. W pewnym momencie zniknął. Pamiętam go jeszcze tylko z mszy prymicyjnej, którą odprawił w kościele św. Aleksandra. Dostałem od niego wtedy na pamiątkę obrazek. Później to był ważny dowód, że ksiądz pracował w S., że mnie znał.
Wypierał się tego? W jakich okolicznościach?
- Kiedy trafiłem na jego ślad w internecie, napisałem do kurii szczecińsko-kamieńskiej. Opisałem swój przypadek, wskazałem księdza.
Jaka była reakcja kościelnych władz?
- Poinformowano mnie, że muszę napisać drugie pismo, które będzie spełniało formalne wymogi skargi kanonicznej.
I?
- Napisałem i przyjechałem na przesłuchanie (12 grudnia 2011 r.) specjalnej komisji powołanej przez arcybiskupa. Przewodził jej ks. Sławomir Zyga [rzecznik kurii szczecińsko-kamieńskiej - red.], a notariuszem był ks. dr Sławomir Bukalski. Spisali moje zeznania. I stwierdzili, że to za mało. Że potrzebne są dodatkowe dowody.
Ksiądz też został przesłuchany?
- Zaprzeczył, że pracował w S. Podobno powiedział, że bywał tam tylko przejazdem, prywatnie.
Pan wtedy przedstawił dowody, że ksiądz mówi nieprawdę.
- Przesłałem świadectwa z religii, za rok szkolny 1977/78 i 1978/79. Podpisane własnoręcznie przez niego [imię, nazwisko]. Wcześniej miałem religię z ks. Brulińskim. Przygotowywał nas do komunii świętej. Dusza człowiek. Kiedy byłem w klasie czwartej, piątej, katechezę prowadził właśnie Y. Świadectwa potwierdzone przez notariusza przekazałem szczecińskiej kurii. Kolejnym dowodem był wspomniany obrazek. Napisałem arcybiskupowi, że ksiądz go okłamał.
Jak zareagowała na to kuria, ta specjalna komisja?
- Nie zrobili praktycznie nic. Oprócz przekazania mojego prywatnego telefonu i adresu temu księdzu. Napisał do mnie list, że jeśli wycofam oskarżenia, to on mi wybaczy. Były też głuche telefony. Z zastrzeżonego numeru. Kiedy odbierałem, mówiłem "halo", dzwoniący się rozłączał.
Mam żal do kurii, że udostępniła mój telefon. I o to, że próbuje sprawę zamieść pod dywan. Że nie sposób nawet ustalić, gdzie pracował ksiądz przez te 30 lat. Po święceniach w 1981 roku i mszy prymicyjnej gdzieś wyjechał, zniknął.
Dziennikarze Radia TOK FM chcą się dowiedzieć, jaka jest obecnie w Polsce skala zjawiska pedofilii wśród osób duchownych. Stąd wysłali do wszystkich rzymskokatolickich diecezji oraz do rzecznika prasowego Episkopatu listy z zapytaniem o statystyki. Żadnych konkretnych danych nie uzyskali. Ale te odpowiedzi, które przyszły, sporo mówią o podejściu naszego Kościoła do problemu - pisze Konrad Sawicki z kwartalnika "Więź".
Ks. dr Józef Kloch odpisał słusznie, że odpowiedzialność za radzenie sobie z problemem oraz za zgłaszanie poszczególnych przypadków do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary spoczywa na biskupach diecezjalnych. Dodał jednak, że "ze względu na dobro osób pokrzywdzonych tego typu danych nie ewidencjonuje się w KEP. Stąd też próby określenia skali zjawiska poprzez gromadzenie danych muszą być traktowane jako materia bardzo delikatna - ze względu na dobro ofiar oraz tajemnicę obowiązującą w sprawach toczących się przed sądami powszechnymi (...)".
Ale przecież dziennikarze nie pytali o nazwiska ani jakiekolwiek inne dane wrażliwe, tylko o suche liczby, które mogłyby społeczeństwu pokazać skalę zjawiska. Takiej wiedzy nie zataja Watykan i oficjalnie podaje dane dotyczące całego Kościoła. Przykładowo w 2011 roku zgłoszono 404 przypadki podejrzeń o pedofilię wśród księży. Z tej liczby około 240 spraw zakończy się procesami. W 125 przypadkach Kongregacja Nauki Wiary zwróciła się do papieża o przeniesienie sprawców do stanu świeckiego, a w 135 o zwolnienie z obowiązków kapłańskich.
"Nie wasza sprawa", czyli... nie czyja?
Stolica Apostolska nie boi się ujawniania takich danych, a ich publikacja raczej świadczy o czymś przeciwnym. Pokazuje w ten sposób swoim wiernym na całym świecie, że aktywnie walczy z problemem. Wystarczy wejść na oficjalną stronę internetową Watykanu, by zobaczyć, że już na stronie głównej w widocznym miejscu umieszczono link do sekcji poświęconej nadużyciom seksualnym duchownych wobec nieletnich (Abuse of Minors. The Church's Response). Można tam znaleźć dziesiątki artykułów, dokumentów i wypowiedzi w wielu językach na temat tego, jak Kościół rzymskokatolicki radzi sobie z tym poważnym problemem.
W Polsce najwidoczniej hierarchia duchowna ma na tę sprawę pogląd odmienny od Watykanu. Nie ma oficjalnych danych, nie ma publikacji przetłumaczonych dokumentów, nie ma żadnych tematycznych sekcji na stronach Episkopatu i diecezji. Wniosek? Problem oczywiście istnieje, ale nas on nie dotyczy A jeśli nawet cokolwiek w diecezjach się dzieje, to i tak media powinny się od tego trzymać z daleka. W sposób klarowny ujął tę kwestię ks. Wojciech Lipka, kanclerz kurii diecezji warszawsko-praskiej. "TO NIE WASZA SPRAWA!" - napisał w e-mailu do TOK FM. Co prawda skierował te słowa do dziennikarzy, ale przecież jasne jest, że ludzie tego zawodu nie zbierają informacji dla samych siebie, lecz dla odbiorców. Można więc z tego odczytać, że zdaniem duchownego nie jest to ani sprawa dziennikarzy, ani słuchaczy radia - a za jego pośrednictwem opinii publicznej.
"Wolałbym, żeby mój lokalny Kościół działał jak Watykan"
Tu jednak ksiądz kanclerz się myli. Informacja o tym, jak duża jest skala oskarżeń o pedofilskie działania wśród duchownych, nie jest sprawą wewnętrzną instytucji, ale całego polskiego Kościoła, czyli i kleru, i wiernych świeckich. Jeśli bowiem dochodzi do nadużyć, to ofiarami są nasze dzieci. Mamy więc prawo wiedzieć, czy posyłając dzieci na katechezę, zapisując do grup kościelnych, wysyłając na wyjazdowe rekolekcje i parafialne kolonie - czy w tych wszystkich sytuacjach możemy ze spokojem i w zaufaniu powierzyć je osobom duchownym?
Ufam, że tak. Ale wolałbym, żeby mój lokalny Kościół, tak jak Watykan, przekonał mnie do tego twardymi danymi i konsekwentną postawą. Jeśli nawet biskupi i ich przedstawiciele nie wierzą w dobre intencje dziennikarzy Radia TOK FM, to bez problemu znajdą inne miejsce, za pośrednictwem którego mogliby komunikować się z wiernymi w tej sprawie.
*Konrad Sawicki - publicysta, teolog, redaktor kwartalnika "Więź".
- My, ofiary księży pedofilów w Polsce, jesteśmy zbulwersowani odpowiedzią rzecznika KEP, ks. dr. Józefa Klocha, a już w szczególności odpowiedziami na Państwa maile z diecezji - piszą w liście Członkowie Fundacji "Nie lękajcie się", polskiej organizacji zrzeszającej ofiary pedofilii w Kościele.
Wysłaliśmy (ponownie) pytania do diecezji. Odpowiedź? "TO NIE WASZA SPRAWA!"
Rzecznik KEP: Episkopat nie zbiera danych "ze względu na dobro pokrzywdzonych"
"Z naszego osobistego doświadczenia i sygnałów, jakie do nas napływają, jasno wynika - Kościół katolicki w Polsce nie robi nic, aby rozwiązać ten jakże trudny, wręcz tragiczny dla nas, problem.
"To jak policzek w twarz"
Proces wyjaśniania przypadków pedofilii w Kościele trwa w nieskończoność. Czujemy, że po zgłoszeniu przypadków nadużyć często my - ofiary - stajemy się w oczach Kościoła katolickiego sprawcami. Automatycznie zarzuca się nam kłamstwa i atak na Kościół, co pokazała np. sprawa Tylawy. Stajemy się sprawcami, a nie ofiarami. Nie zaprasza się nas na rozmowy w sądach kościelnych, tylko wzywa na przesłuchania, gdzie musimy tłumaczyć się ze swoich życiorysów.
Słyszeliśmy pytania: czy w domy puszczane były filmy pornograficzne? Czy okradaliśmy skarbonki w kościele? I wiele innych absurdalnych zarzutów. Nie pozwolimy więcej na poniżanie nas przez Kościół katolicki. Będziemy dążyć do ukarania winnych przestępstw pedofilii na nas, ofiarach.
Sprawy innych państw pokazują nam jasno, że Kościół prowadzi dokumentację o pedofilach w swoich szeregach. Pragniemy poinformować ks. dr. Józefa Klocha, że "dziękujemy" Kościołowi katolickiemu za troskę o nasze dobro. Słowa "Stąd też próby określenia skali zjawiska poprzez gromadzenie danych muszą być traktowane jako materia bardzo delikatna - ze względu na dobro ofiar oraz tajemnicę obowiązującą w sprawach toczących się przed sądami powszechnymi.(...)" są dla nas jak policzek w twarz. My nie jesteśmy tajemnicą, MY JESTEŚMY LUDŹMI.
"Chcemy pokazać skalę zjawiska"
Rozpoczęliśmy proces dokumentowania skali pedofilii w polskim Kościele. Chcemy pokazać społeczeństwu skalę tego zjawiska.
Ks. dr Józef Kloch powołuje się na dane Ministerstwa Sprawiedliwości odnośnie skali zjawiska ogólnie pedofilii w Polsce. Tylko że pedofil wykonujący inne zawody jest natychmiast wydalany z pracy, a nie przenoszony np. do innej szkoły, jak to bywało w przypadku księży, przenoszonych do innych parafii. Wyroki w przypadku księży pedofilów to często wyroki w zawieszeniu, zmiany kwalifikacji czynu itp. Będziemy dążyć do równego traktowania sprawców i skazywania ich na wieloletnie więzienia. Będziemy domagać się bardzo wysokich odszkodowań, wychodząc z założenia, że jak trzeba zapłacić, to najbardziej boli i otwiera umysł na myślenie.
Arogancja i buta hierarchów kościelnych jest niebywała, o czym świadczą odpowiedzi z poszczególnych diecezji lub też ich brak."
Próbował się pan z nim spotkać oko w oko?
- Tak. Byłem w Szczecinie z Ekke [autorem książki - red.]. Pojechaliśmy na miejsce. Nacisnąłem domofon. Ktoś się odezwał i powiedział tylko, że ksiądz wyjechał. Później jeszcze tam telefonowałem. Też księdza nie było.
Czy jest pan w kontakcie z diecezjalną komisją powołaną do zbadania sprawy?
- Odezwali się do mnie po tym, jak książka Ekke Overbeeka ukazała się na rynku. W styczniu 2013 r. napisali, pytając czy mam jeszcze jakieś nowe dowody? Coś do dodania? W ubiegłym roku, w maju lub pierwszych dniach czerwca zadzwonił do mnie abp Andrzej Dzięga [metropolita szczecińsko-kamieński - red.]. Pamiętam, bo byłem kilkanaście dni po operacji. Zmagam się z chorobą. Arcybiskup mówił, że chce mnie wesprzeć modlitwą, błogosławieństwem duchowym. Powiedział, że mogę w każdej chwili dzwonić. Nawet, że mnie odwiedzi, bo będzie w moich stronach. Ostatecznie - nie dojechał.
Jak przyjął pan słowa arcybiskupa?
- Powiedziałem, że nie zrezygnuję, że będę oczekiwał prawdy. Że sam mogę się nawet poddać badaniu na wykrywaczu kłamstw. I nie spocznę, póki ten człowiek nie zostanie odsunięty od pracy z dziećmi, wydalony ze stanu kapłańskiego albo przynajmniej wysłany na emeryturę. Przecież są takie miejsca, klasztory, gdzie można umieścić duchownego. Ja nie żądam dla niego jakiejś dotkliwej kary. Nie chcę odszkodowania, pieniędzy. Apeluję tylko o prawdę.
Jest pan gotów spotkać się z nim, porozmawiać?
- Jeśli się przyzna, przeprosi - tak. Mojego życia to już nie zmieni, ale ochroni inne potencjalne ofiary.
Może pan coś więcej powiedzieć o sobie?
- Mam 45 lat. Dwoje dzieci. Rozstałem się z żoną. Może dlatego, że nie potrafiłem być ciepłym człowiekiem, okazywać czułości. Jestem sam, ale jakoś sobie radzę. Walczę na dwóch frontach - z chorobą i o to, by ksiądz i jemu podobni już nigdy nikogo nie skrzywdzili.
Powiedziałby pan o sobie "człowiek wierzący"?
- (cisza) To skomplikowane... Chyba tak. Ale już wiem, że wiara, moja relacja z Bogiem, nie ma nic wspólnego z Kościołem. Wiem też, że nie jestem winny temu, co się wtedy wydarzyło. A przez lata tak się czułem. Współwinny.
Co dalej?
- Komisja powołana przez biskupa pytała o cel, motywację moich działań. Pytała też, czy działam w organizacjach antykościelnych. Nie odpowiedziałem. Teraz dopiero będę działał. Chyba, że postawa księży i kościoła się zmieni.
Kuria nie odpowiada na pytania
Po rozmowie wysłaliśmy do rzecznika kurii szczecińsko-kamieńskiej pytania. Chcieliśmy wiedzieć m.in., jakie są ustalenia komisji w tej sprawie, dlaczego postępowanie trwa tak długo, czy to prawda, że księdzu Y zostały przekazane dane telefoniczne i adresowe skarżącego. W odpowiedzi otrzymaliśmy jedynie komunikat:
W tego typu przypadkach, o które Pan pyta, obowiązuje, zgodnie z wymogami norm obowiązujących w Kościele katolickim w Polsce, określona procedura postępowania. Obowiązuje ona w każdym przypadku złożenia do instytucji kościelnej zgłoszenia domniemanych zachowań, wskazujących na nadużycia w kwestiach przez Pana poruszanych. W takich przypadkach nie możemy udzielać jakichkolwiek informacji, gdyż wiązałoby się to z naruszeniem prawa, np. ochrony danych osobowych.
Wg mojej wiedzy nie było i nie jest prowadzone wobec księdza, o którego Pan pyta, żadne postępowanie procesowe.
ks. Sławomir Zyga, rzecznik kurii
~Maria
Dziwne jest to, że "tym co prowadzi NFZ" - Niczego nie prowadzi.
Dobroczynność i zakonnicy to jest dla Ciebie dziwne?
Skoro nie masz zamiaru chodzić i pytać to i nie miej zamiaru krytykować czegoś, czego nie znasz , nie wiesz, nie rozumiesz.
Najpierw zróbcie coś dla innych, poświęćcie swój czas i zaangażowanie, później zabierajcie głos i krytykujcie.
KONIEC. Kropka.
Oj chyba ktoś ma problem ze zrozumieniem czytanego tekstu. Nie porównuje akcji Owsiaka z Piknikiem Kapucyńskim - chodzi tylko o to że cokolwiek ktokolwiek coś zrobi pożytecznego dla innych to musi być przygotowany na falę krytyki.
Do apetka - nie mam zamiaru chodzic i pytac jezeli pojde to na msze. To dziwne, ze ksieza zajmuja sie tym co prowadzi NFZ a oni powinni zadbac o to kto ponizej napisal dbaloscia o wyglad zewn. i wewn. klasztoru. Wiem, ze wczesniej czesc funduszy byla przekazywana na pomoc w wyposazeniu zakladu opiekunczego w Rozwadowie dlatego mnie to dziwi.
Niepowazne jest porownywanie akcji Owsiaka z ta akcja. Owsiak nie kupuje prywatnie sprzetu i go nie wydaje tylko przekazuje fundusze na jego zakup placowkom medycznym, jak mi wiadomo nie jest tez duchownym.
Nemo,chyba jak byłeś mały to tata za wysoko Ciebie podrzucał i głóeka poodbijała Ci się od sufitu
W tym roku kapucyni wezmą dzieci na konika.
Witam was
A gdzie koniki dla dzieci ???
Czy w tym roku nie bedzie koników dla małych dzieci
Tyle radości dały im te koniki ,a wy zapominacie o najmłodszych
Witam was
A gdzie koniki dla dzieci ???
Czy w tym roku nie bedzie koników dla małych dzieci
Tyle radości dały im te koniki ,a wy zapominacie o najmłodszych
Witam was
A gdzie koniki dla dzieci ???
Czy w tym roku nie bedzie koników dla małych dzieci
Tyle radości dały im te koniki ,a wy zapominacie o najmłodszych
A zabawa zawsze jest przednia.Dzieci są zachwycone,każdyvlos wygrywa,atmosfera wspaniała.Nie to co imprezy organizowane przez MDK czy SDK gdzie króluje sztuczność i dziwne zadęcie.Dorosłym też podoba się,frekwencja zawsze niesamowicie wysoka.Będziecie tam na pewno,ale później i tak bę dziecie nadawać na kler,księży,episkopat i co Wam tam jeszcze pod klawiature podejdzie.
Agresja bierze się z braku miłości i z dążenia aby samemu być bogiem dla siebie.Z myślenia że jestem najlepszy,najdoskonalszy ponad wszystko-niestety,jesteśmy tylko pyłem i błotem.Trudno z tym pogodzić się-stąd frustracja i agresja
Do ~Maria idź do kalsztoru a wszystkiego się dowiesz. Wypożyczenie sprzętu jest za darmo! A tak wracajać do wcześniejszych wypowiedzi to coś człowieka trafia jak to czyta. Co za naród - Owsiak coś zorganizuje - to źle, na naszym terenie coś zrobią Kapucyni - też źle. Ogarnijcie się co niektórzy i dajcie na luz z tym oczernianiem rusz d..ę i zrob coś dobrego dla kogoś.
Ludzie- skąd w Was tyle agresji?Na kazdy temat
Iza,Oprah-tak piszecie jakby conajmniej w każdej rodzinie było jedno dziecko molestowane przez kapłana.Zostałyście zmanipulowane przez szczekaczy atakujących kościół.Czy na każdego wsiadającego do auta też patrxycie jak na potencjalnego morderce?Jesteście żałośni w tej nienawiści do kleru.Zauważcie że zobaczycie tylko artykuł pośrednio tyczący kościoła to już kicacie.Więcej miłości
Dlaczego zaprzestano finansowanie sprzetu dla Zakladu Opiekunczego w Rozwadowie? Czy kapucyni powinni zajmowac sie takimi uslugami? czy wyposazenie jest odplatne? jaki zasieg terytorialny podlega aby z takich uslug skorzystac?
Lepiej by te pieniadze przeznaczyli na malowanie klasztoru, okropnie wyglada w niektorych miejscach. Poprzednik zatrudnil chyba najgorszych malarzy pokojowych bo efekt po niecalych trzech latach jest oplakany. W Stalowej Woli nie ma takiego kosciola, gdzie powierzchnia tynku wyglada jakby kret chodzil. To zjawisko bylo od poczatku, czy nie mozna bylo takiej uslugi reklamowac?
Czy to prawda, ze za wypozyczenie sprzetu placi sie i ile?
Brakuje chodzikow, kul, przeciez nie wszyscy chorzy sa tylko lezacy.
rus, sadzę, ze autor miał na mysli, żeby nie pozostawiać swoich pociech samych w towarzystwie tych uduchowionych pasterzy. Ale ty chyba tylko udawałeś, ze nie wiesz o co chodzi. Aż taki glupi nie jesteś. Chyba...
Oprah,o co chodzi?Jedno o pedofilii,drugie o przecinkach.A jaki komentarz do głównego tematu?
rus, w obu postach nie zrobiłeś odstępu po przecinku.
Elmore jest psychiczny,tyle w tym temacie
Elmore,to ma być komentarz do artykułu o pikniku dla dzieci?
Po odpowiedzi ks. dr. Józefa Klocha na nasze zainteresowania dot. pedofilii w Kościele w Polsce ponownie rozesłaliśmy do wszystkich diecezji pytania, które zadaliśmy im ponad miesiąc temu drogą listowną. Tym razem wysłaliśmy e-maile. I tym razem dostaliśmy odpowiedź. Nie na pytania o pedofilię, lecz na sam fakt wysłania przez nas tych pytań.
Po serii naszych tekstów o pedofilii w Kościele katolickim wysłaliśmy listami poleconymi do Konferencji Episkopatu Polski i wszystkich diecezji w Polsce pytania o skalę problemu. Ostatnio odpowiedział rzecznik KEP - ks. dr Józef Kloch. Dowiedzieliśmy się od niego m.in., że polski Kościół nie zbiera informacji od biskupów na temat nadużyć księży. Czyli, de facto, nie zna skali problemu pedofilii.
Zachęceni odpowiedzią rzecznika ponowiliśmy nasze pytania do diecezji. Tym razem drogą elektroniczną - e-mailami.
"Jestem na zwolnieniu", "nie jesteśmy zainteresowani ankietą"
E-maile okazały się skuteczniejsze od listów poleconych - tylko wczoraj dostaliśmy odpowiedź na nasze wiadomości (nie na pytania dotyczące pedofilii) od kilku diecezji. Wiadomość od naszej redakcji brzmiała następująco:
http://tnij.org/vry1
Super inicjatywa,co roku bawią się tłumy dzieci i rodziców