Kilka tysięcy wiernych wzięło dziś udział w największej w mieście procesji Bożego Ciała. Poprowadził ją ks. abp. Mieczysław Mokrzycki.
30 maja obchodziliśmy jedno z najważniejszych świąt kościoła katolickiego. Tysiące wiernych brało udział w procesjach, które odbywały się w całej Polsce. Największa procesja w mieście przeszła Alejami Jana Pawła II do kościoła na Porębach. Organizowały ją trzy parafie: MBKP, św. Floriana i Opatrzności Bożej…
Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej ma charakter radosny i dziękczynny. Boże Ciało jest świętem ruchomym. Obchodzone jest w czwartek po uroczystości Trójcy Świętej oraz 60 dni po Wielkanocy. Zazwyczaj ma miejsce w czerwcu, w tym roku, co się rzadziej zdarza, w maju. Obchodzimy go na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy i przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Biskup Robert z Thourotte ustanowił uroczystość tę w 1246 r. Stało się to po objawieniach jakie miała św. Juliana z Cornillon, którą Chrystus poprosił o ustanowienie nowego święta kościelnego ku czci Najświętszego Sakramentu. Ks. abp. Mieczysław Mokrzycki podczas kazania przybliżył wiernym tajemnicę niezwykłego przeistoczenia.
- Przeżywamy dzisiaj uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Jeśli chcemy wiedzieć co mówi nam o niej ewangelia, wówczas słyszymy słowa Chrystusa: „bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje”, a także „jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. Nikt nigdy przedtem, ani nigdy potem nie wypowiedział takich słów, a gdyby nawet wypowiedział je ktoś inny, z pewnością nie uznano by, że warto je zapisać. Tak właśnie potraktowali te słowa Jezusa Żydzi i niektórzy uczniowie. Rzeczywiście są one tak niesamowite, że można je przyjąć w takiej postaci, w jakiej zostały wypowiedziane, rezygnując ze zrozumienia tego, jak to jest możliwe– mówił ks. abp. Mieczysław Mokrzycki.
W tym roku w uroczystościach Bożego Ciała z udziałem abp. Mokrzyckiego uczestniczyło kilkanaście tysięcy wiernych. Kapłani z ludem udali się za niesioną na czele monstrancją z Najświętszym Sakramentem i relikwiami krwi błogosławionego Jana Pawła II ulicami Stalowej Woli...
~Krzysiek
Jak rozwiązać bardzo potężny problem pedofilii w kościele?
Jest tylko jedna skuteczna metoda, kastracja.
Kastracja wszystkich księży,
w końcu oni zobowiązują się żyć w abstynencji seksualnej dla swojego boga,
więc co im szkodzi.
----------
Krzysiek, Ty też nie chcesz być pedofilem, więc na wszelki wypadek "ciachnij" sobie, co Ci szkodzi. Idźmy dalej ! Każdy kto posiada prawo jazdy, powinien mieć zakaz spożywania alkoholu - aby nigdy nie doszło do sytuacji,że kierowca jest pijany, tak na wszelki wypadek itd. Krzychu, ogarnij myślenie.
Nie lękajcie się, naprawdę.
Poniższy esej powtarza w znacznej mierze tezy eseju poprzedniego „Nie lękajcie się biskupi”, ale w przeciwieństwie do niego, powstał już po lekturze inkryminowanej pozycji, a nie tylko jej omówienia w „Faktoidach i mitach”
Kościół Rzymsko Katolicki jest najstarszą nieprzerwanie istniejąca instytucją w dziejach ludzkości. Jedyną obecnie istniejącą wywodząca się wprost z Antyku. Można w tym miejscu zaprzeczyć i stwierdzić, że taki np. buddyzm, czy judaizm istnieją, a wierzenia staroegipskie istniały dłużej niż chrześcijaństwo. Jest to prawda, ale we wszystkich tych przypadkach mamy do czynienia z ciągłością wyłącznie ideową, nie zaś, jak w Kościele, także instytucjonalną. Już samo posiadanie tego swoistego rekordu świata, wskazuje, że ze wszystkich innych ziemskich instytucji, Kościół wypracował najlepszy, optymalny model zarządzania (w wersji dla niewierzących), bądź faktycznie nie jest, jak sam twierdzi, instytucją do końca ziemską (wersja dla wierzących). W każdym bądź razie, sam fakt owego długiego trwania powinien wszystkich krytyków i „poprawiaczy” Kościoła skłonić do refleksji, że skoro Kościół istniał tak długo bez ich rad i krytyki, to pewnie i nadal się bez nich obejdzie. Śladów takiej diagnozy u wrogów Krk próżno jednak szukać. Atakują oni Kościół zupełnie bezmyślnie i bezrefleksyjnie. Zapewne to jest też jednym z powodów, dla którego jak do tej pory, Kościół wszystkich swoich wrogów przeżywa. Że najdalej po kilkuset latach, czasami nawet bardzo efektownego brylowania, znikają oni w pomroce dziejów. Przychodzą za to nowi, i robią znów to samo, jakby nie wiedzieli, co spotkało ich poprzedników.
Kościół rzymsko – katolicki na przestrzeni dziejów oskarżano o najróżniejsze zbrodnie, szczególnie te, które akurat w danym momencie historycznym były przez społeczeństwo uważane za szczególnie odrażające. Kiedyś były to np. czary, potem „sodomia”, „szpiegostwo na rzecz imperialistów”, a obecnie tzw. „pedofilia”.
Szeroki front propagandowy wali więc w Kościół „pedofilią” jak cepem. Dowiadujemy się, jak to kościół jest wręcz nasączony pedofilami, jak rozwija w nim macki straszliwa pedofilska ośmiornica, jak to struktura kościelna przyciąga do siebie pedofilów niczym stolec muchy, a w ogóle to poza Kościołem pedofilów to właściwie nie ma, i nie ma innych, niż pedofile, przestępców w Kościele. Każdy ksiądz to pedofil, a nawet jeżeli akurat chwilowo uda się mu udowodnić swoją niewinność, to wyłącznie dlatego, że Kościół go „chroni” i „ukrywa”.
W ten nurt wpisuje się książka „Lękajcie się” Porusza ona, po raz nie wiadomo już dokładnie który, tzw. „problem pedofilii”, który rzekomo ma toczyć Kościół, w tym konkretnym przypadku – polski. Piszę „rzekomo”, ponieważ ten temat nigdy, także w krajach gdzie o podobnych „skandalach” szeroko debatowano, nie został rzetelnie opracowany i opisany. Nigdy też nigdzie nie opublikowano żadnych danych, które świadczyłyby, że wśród księży katolickich jest więcej tego rodzaju zboczeńców niż w reszcie odpowiadającej im wiekowo męskiej populacji danego kraju, a dopiero taki wynik usprawiedliwiałby mówienie i pisanie o jakimkolwiek „problemie”. Podobnie jest i z „Lękajcie się”. Podejrzana jest już sama liczba „świadectw” rzekomych ofiar, których jest równo …dwanaście. Nie dziewięć, nie jedenaście, nie trzynaście i nie szesnaście, ale właśnie „biblijnie” dwanaście. Zwrócić należy przy tym uwagę na używanie przez autora znów mającego religijne konotacje określenia „świadectwo”. Nie jest to bynajmniej przypadek, bo „świadectwo” to, jak wiadomo, zupełnie co innego, niż „zeznanie”, za kłamstwa w którym grozi przecież odpowiedzialność karna. Nieprzypadkowo też takie „świadectwa” rzekomego molestowania przez sutannowych pedofilów wypływają przeważnie dokładnie po upływie terminu przedawnienia, żeby przypadkiem policja i prokuratura nie wszczęła w tej sprawie stosownego postępowania.
Z konkretnych „świadectw” zawartych w „Lękajcie się”, co najmniej trzy („Blizna”, „Plują mi w twarz”, „Kleks”) są zresztą jawnie zmyślone, „świadczący” plączą się w nich w zeznaniach w sposób wręcz żenujący, ze dwa inne budzą poważne podejrzenia, że też są wyłącznie produktami fantazji seksualnej swoich autorów, natomiast istne kuriozum stanowi „Domniemanie niewinności”, opisujące przypadek w którym ksiądz został pomówiony o „molestowanie dziecka” przez kobietę, z którą miał na pieńku z powodów finansowych. I mimo że sprawa została umorzona przez prokuraturę z powodu niestwierdzenia przestępstwa, badania lekarskie rzekomej „ofiary”, też nie potwierdziły wersji oskarżenia, ale i tak …został ten przypadek umieszczony jako „świadectwo”, pedofilii wśród księży. Wiadomo, każdy klecha to pedofil, a skoro już ktoś go o to pomówił, to już na pewno. Nie udowodni swojej niewinności.
Tyle, czyli niewiele, są warte owe „świadectwa”. A jak jest z resztą książki?
Tu poniekąd czuję się wywołany do tablicy, autor bowiem „Lękajcie się” cytuje obficie artykuł autorstwa niżej podpisanego, „Pedofilia w służbie kulturkampfu” opublikowany w „Najwyższym Czasie”. Ponieważ jednak nigdzie przy tej okazji nie wymienia jego autora, autor ten niniejszym rewanżuje się mu tym samym.
Typowo, dla humanistów, autor „Nie lękajcie się”, ignoruje cały aparat matematyczny przedstawiony w eseju i skupia się wyłącznie na liczbie 6-7 faktycznie skazanych księży pedofilów o których wtedy pisałem. Przyznaję dzisiaj, że liczba ta jest zaniżona, częściowo dlatego, ze nie miałem czasu i cierpliwości szukać materiałów medialnych, częściowo też dlatego, że dane o skazanych sięgały tylko do 2006 roku, tymczasem w okresie późniejszym, w związku z nasilającym się polowaniem na pedofilów, liczba skazanych z art. 200 KK, w tym liczba skazanych księży, znacznie wzrosła. Podanym przeze mnie 6-7 księży pedofilów przeciwstawia autor dziesięciokrotnie większą ich liczbę podaną przez tygodnik „Fakty i Mity”. Robi to w sposób, sugerujący, że „Fakty i Mity” są źródłem, co najmniej tak samo miarodajnym i wiarygodnym, jak „Najwyższy Czas”. Padają w związku z tym przekonaniem także wyrazy zdziwienia, dlaczego, oprócz „Faktów i Mitów”, żaden polski periodyk prasowy o straszliwej pladze pedofilii w polskim Kościele nie pisze i jej nie piętnuje, nawet tytuły tak skądinąd Kościołowi wrogie, jak „Nie” Jerzego Urbana.
Pytanie to pozostaje w książce bez odpowiedzi, a przecież jest ona tak oczywista. „Fakty i Mity”, nie bez powodu zwane powszechnie „Faktoidami”, to pismo kompletnie niepoważne. Zajmuje się ono lansowaniem „jasnowidza z Człuchowa”, z przejęciem i na serio pisze o tym, że Majowie kontaktowali się z kosmitami, prorokowało osławione „przebiegunowanie Ziemi” mające rzekomo nastąpić w ubiegłym roku, szerzy wiarę w zielone szaraki z Plejad wibrujące w siedemnastym nieliniowym wymiarze czasoprzestrzeni i przeróżne inne duchy, zjawy i upiory. Nie należy się zatem dziwić, że ich relacje o rzekomej pladze pedofilii w polskim Kościele są traktowane jako jeszcze jeden wymysł wyznawców ery zwodnika.
Redakcja „FiM” chwali się, co prawda, „zdemaskowaniem 62 księży pedofilów”, ale nic nie wiadomo na temat tego, czy i w jakim stopniu te przypadki są reprezentatywne dla kleru jako całości, jaki okres czasu te informacje obejmują, jak to się ma do liczby pedofilów w pozostałych grupach społecznych, a przede wszystkim nie wiadomo jakie były kryteria, według których „FiM” mianowało księży pedofilami. Stąd te dane są kompletnie niemiarodajne. Żeby dokonać jakiegoś porównania trzeba bowiem porównywać gruszki z gruszkami, a nie np. z kokosami.
Autor „Lękajcie się” idzie jednak o krok dalej i podaje …liczby. Doliczył się mianowicie autor, jak sam pisze, 27 skazanych z art. 200 KK księży w ciągu 10 lat. Bliższe jednak przyjrzenie się tej liczbie każe ją skorygować. Otóż dwóch z tych dwudziesty siedmiu niegodziwców zostało, co prawda, skazanych „za molestowanie”, ale w …USA. Nie należy wątpić, że w amerykańskich statystykach „księży pedofilów” również zostali oni ujęci. A jeżeli po drodze pracowali np. w Meksyku, zasilili również tamtejsze szeregi sutannowych zboczeńców. Właśnie odkryliśmy zatem jeden z niezliczonych mechanizmów mnożących szeregi „kościelnych krzywdzicieli dzieci” w humanistycznej publicystyce.
Zatem mamy w Polsce do czynienia z 25 skazanymi z art. 200 KK księży w ciągu 10 lat. Dużo to, czy mało? Aby to rozstrzygnąć należy porównać tą liczbę z liczbą wszystkich mężczyzn skazanych w tym samym czasie w Polsce z rzeczonego artykułu. Trzeba tutaj autorowi „Lękajcie się”, że i tę liczbę, choć w przypisach, ale jednak podaje. Jednak, jak na humanistę przystało, chociaż usiłuje on manipulować liczbami, to jednak czyni to tak nieporadnie, że efekt jest całkowicie przeciwny do zamierzonego.
Zacznijmy zatem od całkowitej liczby skazanych w Polsce za pedofilię mężczyzn. Wynosi ona, jak możemy przeczytać w książce, 6775 na 14,6 mln ogółu dorosłej męskiej populacji w ciągu 10 lat. I tu już tkwi pierwsza pułapka. Populacja męska w wysokości 14,6 mln ludzi nie jest stała w czasie, tylko stopniowo się odnawia. Jedni mężczyźni umierają, inni dorastają. To sprawia, że nie możemy tutaj tak po prostu wykorzystać modelu losowania ze zwracaniem. Podejście musi być inne. Policzmy najpierw efektywną ilość pełnoletnich mężczyzn w Polsce w ciągu 10 lat. Zakładając, że w ciągu 50 lat ta grupa odnowi się w 100%, w ciągu 10 lat wymieni się ona w 20%. Zatem prawdziwa liczba „kul w urnie” to nie 14,6 mln, tylko 1,2*14,6 = 17,52 mln potencjalnych pedofilów. 6775 spośród nich zostało skazanych, zatem prawdopodobieństwo, że konkretny facet zostanie z art. 200 KK skazany wynosi 0,039% (dokładnie 0,03867%)
Zakładając, że wśród katolickiego kleru jest tyle samo pedofilów, co w reszcie społeczeństwa, ilu w analogicznym okresie należałoby oczekiwać skazanych klechów? Po odliczeniu zakonnic, księży i zakonników jest w Polsce 36 140. Autor „Lękajcie się”, aby otrzymać odpowiednio złowrogie rezultaty, w nieuprawniony sposób wyjął z tej liczby alumnów. Czyżby zakładał, że wśród nich, wyłącznie pełnoletnich mężczyzn, nie ma pedofilów? Czyżby nie rozumiał, że każdy wykryty ksiądz pedofil był kiedyś alumnem, także oczywiście pedofilem? Oczywiście można założyć, że do alumnów pokusy pedofilskie nie mają przystępu, ale wtedy należałoby też odpowiednio zredukować liczbę 14,6 mln wszystkich polskich mężczyzn odejmując od nich roczniki, które w przypadku duchownych, zanim staną się pełnoprawnymi katabasami, spędzają czas w seminariach. Albo jednak wliczyć alumnów do duchownych, co niniejszym uczynimy.
Oczywiście 36 140 duchownych to, podobnie jak z pozostałymi dorosłymi mężczyznami, stan z jednego roku, znajdujący się w stanie równowagi dynamicznej. Efektywna wielkość populacji klechów w ciągu 10 lat wynosi analogicznie 36 140*1,2 = 43 368. Gdyby pedofilów było wśród nich tyle samo, co średnia, można by się spodziewać 0,0003867*43 368 = 16,77, czyli około 17 skazanych księży i zakonników w 10 letnim przedziale czasowym.
Naprawdę było ich jednak w ciągu 10 lat dwudziestu pięciu. To jednak sporo więcej niż 17, którzy „powinni” zostać skazani, gdyby zboczeńców w sutannach było tyle samo co w reszcie społeczeństwa, prawda?
Otóż nieprawda. Żeby to wykazać, wprowadzimy teraz kolejną, po wartości średniej, którą już tutaj wyliczyliśmy (17 oczekiwanych wyroków na klechów – pedofilów), wartość statystyczną – odchylenie standardowe. Najkrócej ujmując, jest to miara jak bardzo wartości pomiaru rozrzucone są wokół średniej. Ponieważ w naszym przypadku mamy do czynienia z rozkładem dwumianowym (albo skazany, albo nie skazany), odchylenie w tym przypadku równe jest pierwiastkowi kwadratowemu z iloczynu średniej i prawdopodobieństwa „porażki”, (czyli tego, że dany klecha jednak nie został wciągnięty w tryby Temidy), a zatem odchylenie standardowe wynosi:
SD = (16,77*(1-0,00039))^0,5 = 4,09.
Otrzymane wyniki (średnia 16,77 i odchylenie standardowe 4,09) są liczbami rzeczywistymi. Tymczasem faktyczna liczba skazanych klechów (25) jest i zawsze będzie liczbą całkowitą. Aby zatem w sposób miarodajny porównać je ze sobą, założymy, że skazanych klechów jest od 24,5 do 25,5.
Teraz możemy już obliczyć, że faktyczna liczba skazanych klechów, odchyla się od wartości średniej o od (24,5-16,77)/4,09 = 1,89, do (25,5-16,77)/4,09 = 2,13 odchylenia standardowego.
Dużo to, czy mało? Z jednej strony, całkiem sporo. Gdyby rozkład pedofilów w społeczeństwie pokrywał się z rozkładem normalnym, prawdopodobieństwo, że odchyłka 8 nadmiarowych księży pedofilów powstała przypadkiem, wynosi od 1,65%, do 2,95%. Z drugiej jednak strony, taki wynik w badaniach naukowych jest uznawany za dalece niewystarczający i oznacza brak potwierdzenia stawianej tezy. Poza tym, nie wiadomo, czy rozkład pedofilów w społeczeństwie ma cokolwiek wspólnego z rozkładem normalnym. To sprawia, że musimy się tutaj odwołać do nierówności Czebyszewa i „reguły trzech sigm”.
Możemy zatem na podstawie przytoczonych danych, stwierdzić jedynie, że jeżeli liczba pedofilów w męskiej części populacji watykańskich klechów i zakonników jest równa średniej w społeczeństwie, to oczekiwana wartość skazanych w ciągu 10 lat za molestowanie nieletnich, wynosi z prawdopodobieństwem 99,7%, jeżeli rozkład pedofilów jest normalny, a na pewno co najmniej 89%, jeżeli jednak daleko od rozkładu normalnego odbiega, 16,77 +/- 12,27, sutannowych czyli od pięciu, do dwudziestu dziewięciu. Ponieważ faktyczna liczba skazanych księży mieści się w tym przedziale, nie ma żadnych podstaw, żeby twierdzić, przynajmniej według danych zaprezentowanych w „Lękajcie się, biskupi!”, aby jakikolwiek „problem pedofilii w KrK” jest czymś więcej niż tylko medialnym humbugiem wykorzystującym, co prawda, przypadki autentyczne, których nie ma jednak więcej niż w innych, niekościelnych środowiskach.
QED
Proszę zwrócić uwagę, ze w wyliczeniach użyłem wyłącznie danych zawartych w książce „Lękajcie się”. Dane te, w intencji autora książki miały służyć ubabraniu polskiego Kościoła w rzekomy „problem pedofilii”. Tymczasem, mają one wymowę dokładnie przeciwną, niż to się humanistom wydaje. Żadnego „problemu pedofilii” w polskim, jak i jakimkolwiek zagranicznym (nigdzie na świecie oskarżyciele nie podają żadnych faktycznie świadczących o tym danych) Kościele nie ma.
Ostatnim interesującym wątkiem książki jest księżowska …lustracja. Odpiera bowiem w ten sposób autor „Lękajcie się” argument, że w czasach komuny, Kościół w Polsce, w przeciwieństwie np. do Kościoła irlandzkiego (ale już na pewno nie amerykańskiego, czy holenderskiego) znajdował się nie pod swoistą ochroną władzy państwowej, ale wręcz przeciwnie, będąc jedyną legalną organizacją nie uznającą za swój cel budownictwa socjalistycznego i przewodniej roli partii, pozostawał z nią w ostrym konflikcie. Stąd kościelni pedofile, jeżeli tacy wtedy istnieli, nie tylko nie mieli, z braku kościelnych szkół, czy domów dziecka, odpowiedniego dla siebie pola do popisu, ale też znajdowali się pod nieustanną inwigilacją komunistycznych organów, które tylko czyhały na obyczajowe i kryminalne ekscesy osób duchownych, aby je odpowiednio propagandowo wykorzystać. Kościelni pedofile nie byli więc w tamtych czasach w żaden sposób „chronieni”, a raczej wręcz przeciwnie.
Objawia się nam w tym momencie „Lękajcie się” jako pozycja z typowego dla środowisk związanych jakoś z partią PIS, cyklu lustracyjnego, powołując się nawet obficie na znanego kościelnego „nadubowca” Isakowicza-Zaleskiego. Otóż twierdzi się tam, że skandali pedofilskich w Kościele w czasach PRL nie było nie z powodów obiektywnych, czyli braku odpowiedniej ilości straszliwych pedofilów, ale dlatego, że SB księży pedofilów nie wydawała, ale mając na nich haka …werbowała na swoich tajnych współpracowników. Stąd, zdaniem autora „Lękajcie się” jednym z koniecznych warunków walki z pedofilią jest proponowana przez genetycznych patriotów …totalna lustracja, zwłaszcza księży. Ten, dla niektórych nie do pomyślenia, sojusz humanistycznego lewactwa z narodowo-patriotycznym socjalizmem byłby może i zaskoczeniem, gdyby nie to, że jego objawy widać gołym okiem także na innych polach.
W tym jednak punkcie, podobnie, jak we wszystkich innych, popisuje się autor „Lękajcie się” totalną ignorancją. Pedofilia bowiem, jest postrzegana przez społeczeństwo jako najbardziej odrażająca z możliwych zbrodni od bardzo niedawnego czasu. Sam przecież wspomina, że jeszcze około roku 1980 z Danii i Holandii, krajach jak wiadomo, bardzo katolickich, periodyki demonstrujące dziecięcą pornografię ukazywały się najzupełniej legalnie. Wie o tym, ale nie jest w stanie skojarzyć, że w odciętej wówczas od Zachodu Polsce polowanie na pedofilów rozkręcało się znacznie wolniej i później i stało się widoczne właściwie dopiero po roku 1990. Jeszcze w latach 80 kręcono w Polsce filmy (np. „Akademia Pana Kleksa”, które dzisiaj zostałyby, z powodu swoich skojarzeń z pedofilią, zlinczowane na etapie scenariusza.
Stąd „hak” werbunkowy na księdza – pedofila był w tych czasach bardzo marnej jakości, znacznie gorszej niż „hak” homoseksualny, o którym też w książce mowa. Bo chociaż stosunki homoseksualne nie były w PRL zabronione, to jednak w opinii społecznej były czymś od pedofilii (mało kto w ogóle zresztą kojarzył to pojęcie) znacznie ohydniejszym. Z punktu widzenia komunistów znacznie wygodniej byłoby księży pedofilów, przy odpowiednio dużym rozgłosie medialnym skazywać, zwłaszcza, gdyby dowody były ewidentne, niż zastraszać.
Ekke Overbeek
Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią.
wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa 2013
Powyższy tekst został wysłany do autora książki. Oczywiście nie doczekano się jakiejkolwiek odpowiedzi.
– przestępstwa i wykroczenia popełnione przez duchownych i podwładnych Kościoła katolickiego, którzy dopuścili się przemocy i wykorzystania seksualnego chłopców, dziewczynek i kobiet.
Dotyczyły one na przestrzeni ponad pół wieku tysięcy księży
i dziesiątek tysięcy ich ofiar,
którym wypłacono odszkodowania warte miliardy USD.
Sprawy o dużym zasięgu lub rozgłosie miały miejsce m.in.
w Argentynie, Australii, Austrii, Belgii, Brazylii, Chile, na Filipinach, we Francji, w Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Kanadzie, Kenii, na Malcie, w Meksyku, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Tanzanii, Wielkiej Brytanii i we Włoszech, a wiele pojedynczych przypadków ujawniono także w innych krajach.
O tuszowanie skandali seksualnych obarczono winą hierarchów Kościoła, w tym niektórych biskupów.
Papieża Jana Pawła II skrytykowano za wspieranie duchownych, którym zarzucano pedofilię.
Zarzuty o zaniechania nie ominęły także jego następcy Benedykta XVI, a dotyczą one okresu, kiedy był jeszcze kardynałem i prefektem
Wikipedia jest tworzona przez WSZYSTKICH.
Czy aby napewno?
Jak przez wszystkich, to znaczy, przez nikogo, bowiem jeden wpis, moze byc zniszczony czy "poprawiony" przez innego autora.
A to oznacza?
Brak zaufania odbiorcy do Wikipedii, z uwagi na ewidentny stek klamstw, przeinaczen oraz propagandy.
Przyklad.
Komus zalezy by "ukryc" prawde o historii fizyki, chemii, matematyki, generalnie nauki jako takiej.
Obserwuje sie ostrozne tuszowanie "niewygodnych" danych, zacieranie sladow widoacych do oryginalnych zrodel - np. oryginalnych prac badaczy.
Wezmy fizyke.
Znienacka, bardzo trudno znalezc w Wikipedii, zbiory dokladnej i wyczerpujacej informacji nad dochodzeniem naukowcow do pewnych "fizycznych_odkryc".
Ciekawe, ze cala sfera tak zwanej "kwantowki" stala sie nagle jakas taka zadymiona i zamglona informacyjnie.
A to dowodzi jednego.
KTOS BRONI SIE PRZED KRYTYKAMI kwantowki.
Bowiem slabosc kwantowki lezy w jej poczeciu i poczatkach - sama bajka i ssanie z paluszkow grupy bajarzy majacych ze soba "wiele_wspolnego".
Taka naukowa sitwa popierajacych sie czosnkowych cmykaczy.
I wcale sie temu nie dziwie, bo...
Kto rzadzi INTERNETEM, ten rzadzi wirtualnym swiatem naszej Matrix.
Ach ten dyskretny urok elektronicznej bohemy.
Sama zluda, ale jak frapujaca ;)))
Krzysiek,Wikipedia to żadne wiarygodne źródło,nie tędy droga.
Celibat jest znakiem miłości bezinteresownej,
która w centrum stawia osobę a nie jej ciało.
Wstęp
Jednym z modnych tematów stał się obecnie celibat kapłański. Temat ten „pasjonuje” nie tyle samych księży, ile raczej tych świeckich, którzy uważają się za „postępowych”, a także tych ludzi, którzy zwalczają chrześcijaństwo oraz więzi oparte na czystej i odpowiedzialnej miłości. Ludzie ci sugerują, że celibat jest czymś szkodliwym, gdyż sprzeciwia się naturze człowieka i prowadzi do nadużyć seksualnych wśród duchownych. Warto zauważyć, że małżeństwo proponują księżom najbardziej ci, którzy w swych innych wypowiedziach walczą z małżeństwem i rodziną! Dzieje się tak dlatego, że celibat osób konsekrowanych jest sposobem życia, który niepokoi każdego, kto usiłuje wmówić samemu sobie i innym, że człowiek w istocie nie różni się od zwierząt.
Celem niniejszej artykułu jest ukazanie sensu kapłańskiego celibatu, prezentacja typowych przejawów trudności kapłanów w sferze seksualnej i w kontakcie z kobietami, a także analiza głównych źródeł niedojrzałości w tym względzie. Druga część niniejszego opracowania dotyczy sposobów przezwyciężania kryzysu osób żyjących w celibacie, a także zasad wychowania i kryteriów dojrzałości w sferze seksualnej.
1. Celibat, czyli miłość bezinteresowna i czysta
Poza miłością celibat jest niezrozumiały,
a czystość niemożliwa.
W aspekcie teologicznym celibat wynika z tego, że kapłani „powołani są do tego, by poświęcić się niepodzielnie Panu i Jego sprawom, oddając się całkowicie Bogu i ludziom. (...). Przyjęty radosnym sercem, celibat zapowiada bardzo jasno Królestwo Boże” (KKK, 1579), w którym — jak wyjaśnia Jezus — nie będziemy się żenili ani za mąż wychodzili. W ujęciu teologicznym zwykle mocno akcentuje się eschatologiczny wymiar kapłańskiego celibatu. W niniejszej analizie pragnę bardziej skupić się na psychopedagogicznym znaczeniu bezżenności kapłanów.
W aspekcie psychopedagogicznym celibat kapłański ma podwójny sens. Po pierwsze, jest on znakiem i potwierdzeniem tego, że miłość bez seksualności wystarczy człowiekowi do szczęścia, natomiast seksualność bez miłości nikomu nie przyniesie trwałej radości ani satysfakcji. Co więcej, seksualność oderwana od miłości staje się dla człowieka wręcz przekleństwem. Prowadzi do rozczarowań, krzywd, uzależnień, śmiertelnych chorób, a nawet do przestępstw. Celibat staje się znakiem niezwykłej miłości pod warunkiem, że jest przeżywany w sposób dobrowolny, radosny i czysty. A czystość nie wynika z jakiegoś zawstydzenia czy lęku wobec seksualności, lecz z pewności, że osoba jest nieskończenie ważniejsza od przyjemności. Właśnie dlatego temu, kogo kocham, mogę ofiarować czas, siły, zdrowie, a nawet życie doczesne. Ale nic więcej! Kto mądrze kocha - a inna niż mądra miłość nie istnieje! — ten nikomu nie poświęci swojej godności, czystości, szlachetności, wolności, świętości, więzi z Bogiem, wiecznego zbawienia. Celibat to znak takiej właśnie miłości mądrej, czystej i ofiarnej, która respektuje i chroni obie strony: tego, kto jest kochany i tego, kto kocha. Dojrzale przeżywany celibat to potwierdzenie, że ksiądz czerpie sens i radość życia z bezinteresownej miłości do ludzi, których traktuje jak swoich krewnych. Jest też potwierdzeniem tego, że ten, kto kocha, dostrzega w drugim człowieku całą osobę, a nie jedynie jej ciało.
Radosna miłość kapłana, który żyje w celibacie i który promieniuje czystością, staje się nie tylko znakiem miłości eschatologicznej. Jest też znakiem ogromnie potrzebnym ludziom świeckim tu i teraz! Jest to znak szczególnie potrzebny nastolatkom, a zwłaszcza zakochanym dziewczętom i chłopcom, którym czasem trudno skupić się na tej drugiej osobie, gdyż w sposób spontaniczny skupiają się na jej fizyczności i wyglądzie, a także na własnych poruszeniach emocjonalnych czy cielesnych. Zakochani z definicji są niecierpliwi. Czasem — zwłaszcza chłopcy - mylą miłość z pożądaniem i sądzą, że kochają wtedy, gdy współżyją. Dla takich młodych ludzi obecność kapłana, który radośnie kocha właśnie dlatego, że z nikim nie współżyje, jest umocnieniem i upewnieniem, że kto naprawdę kocha, ten cierpliwie czeka, gdyż zachwyca się całą osobą i - patrząc na jej ciało - potrafi dostrzec to, co w niej najważniejsze, chociaż niewidzialne dla oczu.
Obecność kapłanów, którzy ludziom świeckim okazują radosną, czystą i bezinteresowną miłość, jest znakiem, którego tu i teraz ogromnie potrzebują nie tylko ludzie przygotowujący się do małżeństwa, ale także wszyscy ci, którzy już związali się ze sobą miłością małżeńską i rodzicielską. Obecność szlachetnych kapłanów przypomina im bowiem o tym, że współżycie seksualne jest błogosławieństwem i jest czyste na tyle, na ile wyraża i potwierdza wzajemną miłość małżonków. Nieczystość zaczyna się wtedy, gdy współżycie między małżonkami nie wynika z ich czułej, wzajemnej miłości, lecz jest wynikiem pożądania albo seksualnego podporządkowania się współmałżonkowi. Seksualność małżeńska jest rzeczywiście wyrazem miłości wtedy, gdy staje się jednym z wielu przejawów wzajemnej czułości, bliskości i zaufania. Dzięki czytelnemu świadectwu szczęśliwych kapłanów małżonkowie upewniają się o tym, że mogą podtrzymywać i umacniać wzajemną miłość także wtedy, gdy z jakichś względów nie współżyją (na przykład z powodu choroby czy rozłąki).
Radośnie przeżywany celibat kapłanów to także ważny znak dla ludzi samotnych, którzy z różnych względów — często zupełnie od nich niezależnych — nie zawarli małżeństwa i nie założyli rodziny. Patrząc na życie kapłana, także ci ludzie upewniają się, że — jeśli tylko kochają! - mogą być szczęśliwi, mimo że nie łączy ich z nikim więź seksualna. Celibat kapłański jest również znakiem, którego potrzebują osoby o skłonnościach homoseksualnych. Powstrzymywanie się od współżycia seksualnego przez księży upewnia bowiem te osoby o tym, że mogą trwać w świętości także wtedy, gdy nie wyzwolą się ze swych skłonności, jeśli tylko powstrzymają się od współżycia seksualnego i będą żyć szlachetnie. Kapłan, który radośnie żyje w celibacie i który bezinteresownie kocha, jest dla wszystkich ludzi tej ziemi upewnieniem, że ten, kto kocha, doświadcza radości, jakiej ten świat nam dać ani zabrać nie może.
2. Celibat, czyli miłość wcielona w obecność, pracowitość i czułość
Za pomocą ciała człowiek wyraża miłość,
do jakiej ciało nie jest zdolne.
Miłość, jaką kapłan wierny swemu powołaniu okazuje tym, których spotyka, nie łączy się z seksualnością, ale też nie jest wyłącznie miłością duchową. Jest to bowiem miłość widzialna i wcielona, czyli miłość wyrażana za pomocą całego bogactwa człowieczeństwa, a zatem również za pośrednictwem ciała. To nie ciało kocha lecz człowiek, ale cały człowiek w swej cielesno-duchowej naturze. Istnieją trzy podstawowe sposoby okazywania miłości za pośrednictwem ciała, a mianowicie obecność, pracowitość i czułość. Pierwszym sposobem wyrażania miłości jest fizyczna obecność. Kapłan deklarujący tym, do których został posłany, że jest obecny z nimi „duchowo”, kapłan unikający kontaktu twarzą w twarz z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi, mało kocha. Chrystus, który bardzo kocha, był obecny wśród ludzi od rana do wieczora.
Sama jednak obecność nie wystarczy, jeśli jest to obecność bierna, jeśli nie wyraża się ona w działaniu na rzecz tych, których kochamy. Miłość wymaga nie tylko fizycznej obecności, ale także ofiarnej pracowitości na rzecz drugiego człowieka. Najbardziej widocznym przykładem takiej właśnie miłości aktywnej i ofiarnej jest miłość dojrzałej kobiety wobec swoich bliskich. Tym, których kocha, żona i matka w dzień i w nocy ofiarowuje swoją pracowitą obecność: rozmawia, chroni, karmi, pielęgnuje, wychowuje, wspiera przykładem, modlitwą, nadzieją. Ludzie leniwi i egoistyczni nie są zdolni do tego, by kochać. Oni potrafią jedynie romansować. Nie może być zdolny do miłości ktoś, kto nie ma władzy nad własnym ciałem czy kto ulega lenistwu. Ksiądz, który dojrzale kocha, jest zawsze pracowity i ofiarny. Taki ksiądz nie pomyśli nawet o idei „wolnego dnia”, gdyż nie ma dnia wolnego od kapłaństwa, podobnie jak nie ma dnia wolnego od bycia małżonkiem i rodzicem.
Dojrzały ksiądz wie o tym, że miłość wymaga nie tylko fizycznej obecności i ofiarnej pracowitości, ale także odpowiedzialnej czułości. Jeśli ktoś odnosi się do nas z emocjonalną obojętnością, jeśli nie okazuje radości na nasz widok, to trudno nam uwierzyć w to, że kocha. Nikogo nie przekona o swojej miłości ksiądz, który odnosi się do ludzi z obojętnością, z emocjonalnym chłodem, z niechęcią czy agresją. Czułość związana z wyrażaniem miłości obejmuje życzliwy uśmiech, radosne spojrzenie, miły ton głosu, przyjazne podanie dłoni, serdeczny uścisk. Podstawową i najważniejszą formą czułości jest cierpliwość. Jest to jedyna forma czułości, która nie jest możliwa poza miłością. Inne formy czułości mogą bowiem wynikać nie z miłości, ale z zakochania czy z pożądania. Przejawy czułości powinny być zawsze czyste, czyli bezinteresowne, roztropne i uwzględniające stopień dojrzałości tej drugiej osoby. Czysta czułość jest bezinteresownym darem i odpowiedzialną odpowiedzią na sytuację drugiej osoby, a nie sposobem zaspokajania własnych potrzeb emocjonalnych. Czułość wymaga wysiłku i dyscypliny, gdyż w wielu sytuacjach uśmiech, życzliwy ton głosu, miły gest czy cierpliwość to zachowania, które nie są spontanicznie, lecz wymagają mobilizacji i siły woli. Kapłan, który jest pracowity, ale nie okazuje czułości, będzie miał trudności w upewnieniu ludzi o tym, że ich kocha. Podobnie kapłan, który się uśmiecha i okazuje życzliwość, ale jest leniwy i lekceważy swoje obowiązki, nikogo nie przekona, że kocha.
3. Celibat, czyli wspieranie rodzin nie kosztem własnej rodziny
Los ludzkości zależy od sytuacji rodziny
i dlatego najważniejszym zadaniem kapłana
jest wspieranie rodzin w dorastaniu do świętości.
Celibat kapłański to nie tylko znak bezinteresownej miłości. To także wynik realizmu w patrzeniu na kapłana i na misję, jakiej się on podejmuje. To konsekwencja realizmu w patrzeniu na człowieczeństwo i jego ograniczenia. Człowiek jest w stanie pogodzić powołanie z pracą zawodową, ale niezwykle trudno przychodzi mu pogodzić powołanie z innym powołaniem. Bóg upewnia nas, że los ludzkości zależy najbardziej od relacji kobieta — mężczyzna. Kapłan wie o tym i dlatego w sposób szczególny troszczy się o małżeństwa i rodziny, ale nie czyni tego kosztem własnej żony i własnych dzieci. Wielkoduszne wspieranie małżeństw i rodzin w dorastaniu do świętości i w dochowaniu wierności zobowiązaniom, jakie płyną z miłości małżeńskiej i rodzicielskiej, wymaga od kapłana, by był ze świeckimi dosłownie od rana do wieczora.
Jezus nie założył własnej rodziny po to, by od świtu do nocy wspierać w rozwoju wszystkich ludzi, których spotykał. Ksiądz wierny swemu powołaniu to jakby „rezerwowy” tata. To mamusio-tatuś, czyli ktoś, kto na wzór Boga, potrafi okazywać miłość z kobiecą delikatnością i cierpliwością a jednocześnie z męską stanowczością i odwagą. Moim największym marzeniem w okresie szkoły średniej było poślubienie szlachetnej dziewczyny i założenie szczęśliwej rodziny. Gdy odkryłem powołanie do kapłaństwa, wtedy wierzyłem w to, że byłbym w stanie świetnie pogodzić obydwa powołania: do małżeństwa i do kapłaństwa. Dziś już wiem, że przeceniałem wtedy moje możliwości. Im lepszym chciałbym być księdzem, a jednocześnie mężem i ojcem, tym bardziej bym cierpiał z tego powodu, że nie potrafię harmonijnie pogodzić obu tych zadań. To nie przypadek, że wśród niemieckich protestantów rozpada się jedna trzecia małżeństw, ale aż dwie trzecie pastorów to osoby rozwiedzione. W zeszłym roku po raz pierwszy w historii Niemiec rozwiodła się pani pastor, która pełni funkcję biskupa.
Realistyczne uznawanie przez księdza ograniczeń własnego człowieczeństwa jest znakiem szczególnie potrzebnym w obecnym kontekście kulturowym, gdyż w niskiej i zideologizowanej kulturze ponowoczesności „poprawne” politycznie jest przecenianie przez człowieka własnych możliwości. Stąd właśnie biorą się naiwne postulaty typu: rób, co chcesz, żyj na luzie, kieruj się własnymi przekonaniami i niczego w sobie nie tłum! Współczesny człowiek powtarza dramat grzechu pierworodnego, gdyż samego siebie stawia w miejsce Boga. Tymczasem celibat kapłański jest uznaniem tego, że mogę być szczęśliwym człowiekiem tylko wtedy, gdy w realistyczny sposób patrzę na siebie, czyli wtedy, gdy uznaję nie tylko moje możliwości, ale też moje ograniczenia.
4. Ksiądz: mężczyzna, który kocha i chroni kobiety
Celibat pomaga księdzu naśladować Jezusa
który był wiernym przyjacielem kobiet.
Dzięki celibatowi każdy ksiądz ma szansę być — na wzór Jezusa - wiernym przyjacielem i odważnym obrońcą każdej spotykanej kobiety. Dojrzały ksiądz to mężczyzna, który w sposób szczególny chroni i wspiera kobiety. Każdy z nas, kapłanów, powinien odnosić się do dziewcząt i kobiet z życzliwą miłością i z wielkim szacunkiem. Szczególnie ważnym zadaniem księdza jest pomaganie kobietom w budowaniu mądrych i czystych więzi z mężczyznami. Właśnie dlatego kapłan nie wiąże się z żadną kobietą miłością małżeńską. Dojrzały ksiądz naśladuje Chrystusa, który był największym w dziejach ludzkości przyjacielem, promotorem i obrońcą kobiet. W Jego obecności kobiety rozkwitały w swoim człowieczeństwie i w swoim kobiecym geniuszu. Trzeba zatem przezwyciężać mit, który głosi, że celibat prowadzi do osamotnienia księdza, a także mit, który głosi, że bliższy kontakt z kobietami jest dla księdza czymś groźnym czy wręcz czymś zakazanym. Istnienie obu powyższych mitów wynika z faktu, że zwykle miłość między kobietą a mężczyzną redukujemy do jednej tylko formy, a mianowicie do miłości małżeńskiej. Tymczasem dojrzały ksiądz odnosi się do kobiet tak, jak szlachetny ojciec, brat czy syn. Jest wiernym przyjacielem kobiet, a przyjaciel to ktoś, kto kocha w sposób przezroczyście czysty.
Celibat nie oznacza, że kapłan ogranicza swoje więzi z innymi ludźmi jedynie do kontaktów z anonimowym „tłumem”. Przeciwnie, kapłan według serca Bożego to ktoś, kto kocha wszystkich ludzi właśnie dlatego, że z niektórymi z nich ma kontakt wyjątkowo silny, że tworzy z nimi rodzinne wręcz więzi przyjaźni, że staje się dla niektórych osobistym przewodnikiem i duchowym ojcem. Nie może być czytelnym znakiem Bożej miłości do wszystkich ludzi ksiądz, który nie jest wiernym i ofiarnym przyjacielem dla niektórych. Pogłębiona przyjaźń z poszczególnymi osobami — najlepiej z całymi rodzinami! - to zatem ważne potwierdzenie tego, że dany ksiądz rzeczywiście potrafi kochać i wspierać każdego spotkanego człowieka. Potwierdzeniem powyższej zasady jest postawa Sługi Bożego Jana Pawła II, który stał się serdecznym ojcem dla wszystkich właśnie dlatego, że nie tylko był mistycznie związany z Bogiem, ale że stał się niemal domownikiem w wielu rodzinach, z którymi się serdecznie zaprzyjaźnił. Dzięki celibatowi przeżywanemu w czystości i radości, kapłan ma szansę stawać się „wszystkim dla wszystkich” (1 Kor, 9, 22). Niezawodnym przyjacielem dla kobiet może być tylko ten ksiądz, który w samym sobie i w innych ludziach dostrzega i respektuje to, co niewidzialne dla oczu: nieskończoną godność dziecka Bożego i zachwycające powołanie do świętości.
Ksiądz wierny swemu powołaniu współpracuje najczęściej właśnie z kobietami! W katechezie i podczas Eucharystii, w grupach formacyjnych i na rekolekcjach, w kancelarii i w rozmowach indywidualnych spotyka znacznie więcej kobiet niż mężczyzn. One wracają później do swoich domów i stają się kapłankami ogniska domowego dla swoich ojców, mężów, synów i braci! Twierdzenie, że ksiądz funkcjonuje głównie w środowisku mężczyzn, odnosi się jedynie do zakonów klauzurowych. Jednak także zakonnik, zamknięty za drzwiami klauzury, pracujący w ogrodzie czy piszący książkę, zachowuje duchowy kontakt nie tylko z Bogiem, ale również z kobietami: z Maryją, ze swoją mamą i siostrą, a także ze wszystkimi kobietami, z którymi wcześniej się stykał, w których był zakochany, które pomagały mu rosnąć, czy też które może kiedyś skrzywdził.
Gdy zwracam się do kobiet i dziewcząt, to wyjaśniam im, iż to, że kochają mężczyzn, nie daje tymże mężczyznom prawa, by je krzywdzili! Stanowcza obrona przed naiwnością w obliczu egoistycznych mężczyzn, to najważniejszy sposób, w jaki ja, ksiądz, okazuję miłość dziewczętom i kobietom. Z kolei mężczyzn pytam o to, kiedy mąż zaczyna łamać swoją przysięgę małżeńską? Zwykle słyszę odpowiedź, że dopiero wtedy, gdy zdradza żonę, gdy ją bije czy gdy stosuje inne formy przemocy. W obliczu tego typu błędnych odpowiedzi wyjaśniam, że mąż zaczyna łamać przysięgę małżeńską już wtedy, gdy przestaje okazywać miłość żonie i dzieciom, gdy ich nie przytula, gdy nie interesuje się ich przeżyciami i potrzebami, gdy nie wspiera ich swoją obecnością, cierpliwością i pomocą. Każdy bowiem mąż złożył przecież przysięgę, że będzie kochał a nie, że jedynie powstrzyma się od wyrządzania krzywdy żonie i dzieciom. Poprzez takie rozmowy z mężczyznami wspieram i chronię kobiety. Oczywiście najbardziej radosną formą miłości kapłana wobec kobiet jest umacnianie mocnych, czyli pomaganie im w dorastaniu do szlachetności i świętości na zwór Maryi.
Dojrzały ksiądz w pewnym sensie powinien być bardziej męski od mężczyzn świeckich. Wzorem może tu być święty Józef. W każdej sytuacji potrafił on mężnie chronić nie tylko swoją Małżonkę, ale także Jezusa, chociaż wiedział, że to nie był jego Syn. Stosunkowo łatwo chronić dziecko własnej krwi. Trudniej z podobną miłością i radością chronić obce dziecko. Patrząc na Józefa, ja, ksiądz, staram się kochać wszystkie dzieci tak, jakby to były moje dzieci. W tym sensie muszę być bardziej męski i bardziej mężny niż inni mężczyźni, gdyż moja relacja do dzieci nie jest oparta na więzi krwi i nie jest spontaniczną postawą. Moim powołaniem jest chronić każde dziecko, także to niewychowane, niedożywione czy brudne. Dla mężczyzn, którzy są mężami, ich ojcostwo jest następstwem małżeństwa. Dojrzały mąż kocha żonę tak mocno, że obydwoje pragną przekazać życie dzieciom. Żeby dojrzale pokochać dziecko, mężczyzna powinien najpierw pokochać żonę. Tymczasem dojrzały ksiądz to ktoś, kto podejmuje trud wychowywania dzieci, młodzieży i dorosłych bez wsparcia żony. Właśnie dlatego powinien być wyjątkowo męskim i dojrzałym mężczyzną.
Niestety niektórzy księża okazują się dziwni w swoim byciu mężczyzną. Czasem nawet głos mają egzaltowany, niemal „anielski”. To słusznie zastanawia i niepokoi ludzi świeckich. Jeśli jakiś ksiądz tworzy wokół siebie aureolę „anielskości” i usiłuje być osobą „nie z tej ziemi”, unoszącą się w oparach teatralnej duchowości, zamiast być mężczyzną z krwi i kości, to na pewno nie naśladuje Jezusa. Dojrzały mężczyzna — czyli ktoś podobny do Jezusa — jest delikatny i czuły w stosunku do ludzi szlachetnych, ale kiedy spotyka kogoś agresywnego czy przewrotnego, wtedy potrafi być waleczny i nieustraszony.
5. Przejawy i przyczyny trudności osób żyjących w celibacie
Ksiądz, który jest niedojrzały i nieszczęśliwy,
zaczyna romansować zamiast kochać.
Ksiądz, który nie dorasta do bezinteresownej i czystej miłości, zaczyna wchodzić na drogę kryzysu, a celibat staje się dla niego ciężarem. Pojawiają się wtedy pierwsze niepokojące znaki niedojrzałości i niewierności swemu powołaniu. Taki ksiądz żali się na swój los, szuka „argumentów” przeciw celibatowi, myśli o znalezieniu kogoś, kto okaże mu zainteresowanie i czułość. Problem z celibatem zaczyna się zatem wtedy, gdy ksiądz pragnie być kochany zamiast kochać. Ksiądz, który za mało kocha, znajduje zwykle w swoim otoczeniu kobietę, w której się zakocha. Warto wyjaśnić, że samo zakochanie nie jest jeszcze problemem moralnym. Zakochanie to bowiem emocjonalne zauroczenie, które zaczyna się w sposób spontaniczny, a zatem niezależny od świadomej i wolnej decyzji. Jeśli zakochanie nie przeradza się w romans, wtedy nie jest grzechem. Mimo to zakochany ksiądz potrzebuje stanowczej czujności i równie stanowczego panowania nad swymi emocjami właśnie po to, by zauroczenie emocjonalne nie zamieniło się w toksyczne więzi.
Roztropny ksiądz nie zwierza się kobiecie, w której się zakochał. Wie, że to, co przeżywa, jest jego problemem, z którym - z pomocą Boga i mądrych ludzi - sam powinien sobie poradzić. Jeśli jakiś ksiądz zakocha się w kobiecie powierzchownej czy wręcz zdemoralizowanej i zwierzy się jej ze stanu swoich uczuć, to taka kobieta może go z całą świadomością prowokować do romansu. Jeśli natomiast zakocha się w jakiejś szlachetnej kobiecie i powie jej o swoim zauroczeniu, to sprowokuje u niej niepotrzebne poczucie winy. Będzie ona miała bowiem tendencję do obwiniania samej siebie za zaistniałą sytuację. Zakochanie w przypadku kapłana powinno stać się dla niego sygnałem alarmowym i wezwaniem do refleksji nad swoim dotychczasowym życiem. Zwykle bowiem zakochanie wiąże się z zaniedbaniem więzi z Bogiem i ludźmi, a także z zaniedbaniem ofiarnej miłości wobec osób, z którymi dany ksiądz styka się na co dzień.
Znacznie poważniejsze niż zakochanie, przejawy kryzysu kapłana to romansowanie, flirtowanie, szukanie „miłosnych” przygód, skupianie się na cielesności i seksualności, uleganie pożądaniu i wyuzdaniu. Wtedy kapłan wchodzi już w sferę zła i grzechu. Najbardziej dramatyczną formą krzywdy i grzechu w tym wymiarze jest współżycie seksualne. Powoduje ono psychiczne, duchowe i moralne zranienia, która zwykle nie zagoją się do końca życia doczesnego. Ksiądz, który podejmuje współżycie seksualne, stawia popęd i przyjemność ponad godnością własną i ponad godnością oraz dobrem tej drugiej osoby. Często współżycie seksualne staje się początkiem tragicznej drogi, która prowadzi do seksualnych nałogów, do pedofilii i innych przestępstw, do rozbijania małżeństw i do dramatycznego zgorszenia. Powoduje także radykalne zerwanie więzi z Bogiem i Kościołem. Nawet wtedy, gdy kapłan szczerze pragnie zmienić swoje życie, może mu już nie starczyć sił. Może też ugiąć się szantażowi ze strony tej drugiej osoby. W każdym przypadku zaciąga zobowiązania, których nie jest w stanie wypełnić. Często nie widzi już w takiej sytuacji innej możliwości, jak tylko porzucenie kapłaństwa, czyli do jednego błędu dodaje błąd kolejny.
Przyczyną wyżej opisanych trudności w sferze seksualnej i w relacji z kobietami nie jest celibat czy przeciążenie pracą, lecz kryzys danego kapłana w całym swoim sposobie bycia księdzem. Sfera seksualna, a także sposób odnoszenia się do osób drugiej płci, weryfikuje całe nasze człowieczeństwo, całą naszą postawę życiową, a także nasze więzi i wartości. Właśnie dlatego „nie cudzołóż!” jest szóstym, a nie pierwszym przykazaniem w Dekalogu. Osiągnięcie dojrzałości i odpowiedzialności w tej sferze jest możliwe jedynie wtedy, gdy człowiek potrafi respektować pięć pierwszych przykazań, a zatem wtedy, gdy potrafi zająć dojrzałą postawę wobec Boga, wobec bliźniego (począwszy od osób z najbliższej rodziny) oraz wobec zdrowia i życia. Im mniej kocha dany kapłan, tym bardziej chorobliwie atrakcyjna staje się dla niego seksualność i tym bardziej niedojrzałe nadzieje pokłada w kontakcie z osobami drugiej płci. Niedojrzałość kapłanów w postawie wobec kobiet przejawia się w zajmowaniu postaw skrajnych. Jedną skrajnością jest pożądanie i romansowanie. Skrajnością drugą jest odnoszenie się do kobiet z lekceważeniem i pogardą. Ta druga skrajność jest przez niektórych księży opatrznie rozumiana, gdyż interpretowana bywa nie jako zaburzenie, lecz jako potwierdzenie... dojrzałości i wierności celibatowi!
Jedną z przyczyn trudności niektórych księży w sferze seksualnej oraz w kontakcie z osobami drugiej płci, jest z pewnością kryzys wielu współczesnych kobiet. Niedojrzałe kobiety popadają w postawy skrajne. Albo starają się zniechęcić do siebie mężczyzn, albo też zachowują się jak infantylne nastolatki, których największym marzeniem jest znalezienie kogoś, kto będzie nimi rządził i kto będzie traktował je jak swoją własność. Tylko kobieta świadoma swej godności oraz serdecznie zaprzyjaźniona z Bogiem, może być aż tak niezależna od mężczyzny i aż tak stanowcza, że ma siłę i odwagę, by stawiać mu mądre wymagania i by nie dopuścić do budowania niezdrowej więzi. Taka kobieta jest błogosławieństwem i wsparciem nie tylko dla męża czy syna, ale także dla księży, z którymi się styka.
6. W jaki sposób przezwyciężać kapłańskie kryzysy?
Kryzys może przezwyciężyć tylko ten, kto szuka
rozwiązania prawdziwe a nie rozwiązania łatwe.
Najpewniejszym sposobem przezwyciężania każdego kryzysu jest nawrócenie, czyli uczenie się wiernej i bezinteresownej miłości. Zło zwycięża się jedynie dobrem. W obliczu własnych słabości i popełnionych błędów ksiądz nie powinien szukać rozwiązań łatwych lecz decydować się na rozwiązania prawdziwe, czyli zgodne z zasadami Ewangelii. Jeden ze znajomych księży opowiedział mi historię swojego kryzysu i swoich błędów w kontakcie z pewną kobietą. Była to mężatka, która ogromnie cierpiała na skutek choroby alkoholowej swego męża. Początkowo wspomniany ksiądz próbował jej pomóc. Niestety z powodu niedojrzałości obu stron zaczął się romans i doszło do współżycia. Kobieta zaszła w ciążę. Po kilku miesiącach trwania w grzesznej więzi, ksiądz uznał prawdę o swoim dramatycznym błędzie i przerwał romans. Wtedy jednak kobieta zaczęła go szantażować i grozić, że jeśli nie pozostanie przy niej, to ona o wszystkim powiadomi biskupa. W tej sytuacji on sam pierwszy opowiedział biskupowi o swoim grzechu i o swoim dramacie. Teraz ksiądz ten płaci alimenty, ale nie robi złudzeń owej kobiecie. Wie, że oboje popełnili błąd i że oboje ponoszą bolesne konsekwencje tego błędu. Ale nie chce dokładać błędu do już popełnionych błędów. Postanowił powrócić do pierwotnej wierności swemu powołaniu. Zdaje sobie sprawę z tego, że będzie cierpiał aż do śmierci. W zaistniałej sytuacji nie istnieje bowiem żadna bezbolesna alternatywa. Bywają jeszcze bardziej bolesne i jeszcze bardziej dramatycznie pogmatwane historie księży, którzy popadli w kryzys. Niektórzy dopuścili się nawet przestępstw seksualnych i odbywają karę więzienia. Ich historie powinny wszystkich nas mobilizować do tego, by zachować wierność powołaniu, by uczyć się jeszcze większej miłości i dorastać do świętości.
Przezwyciężanie kryzysów w sferze seksualnej i w kontakcie z kobietami nie oznacza odrzucania własnej cielesności, płciowości, seksualności czy uczuciowości. W pracy nad własnym charakterem nie chodzi o to, by cokolwiek w sobie odrzucić, lecz by wszystko zintegrować. Dojrzały ksiądz potrafi kochać mocą całego bogactwa swego człowieczeństwa! Wie, że pozostaje człowiekiem wcielonym, a nie bezcielesnym duchem. Nie boi się swojej seksualności, gdyż jest panem samego siebie we wszystkich dziedzinach, a zatem także w sferze seksualnej i w kontakcie z kobietami. Ksiądz, który bezinteresownie kocha, pogodnie panuje nad swoją seksualnością, a to sprawia, że jest on pełen entuzjazmu, siły, wytrwałości i stanowczości w okazywaniu miłości. Taki ksiądz potrafi pracować dwanaście, a nawet więcej godzin dziennie i znajduje jeszcze w sobie siłę, by się serdecznie uśmiechać.
Dojrzałość kapłanów wobec kobiet polega na rozumieniu kobiecego geniuszu, na uczeniu się od kobiet ich wrażliwości na świat osób oraz ich bezinteresownej miłości, na wspieraniu kobiet w ich fizycznym i duchowym macierzyństwie, a także na okazywaniu wielkiej wdzięczności za ich wkład w życie rodziny, parafii, Kościoła i społeczeństwa. Dla każdego kapłana wzorem w tym względzie może być Jan Paweł II, który odnosił się do kobiet z ujmującym szacunkiem i który wielokrotnie dziękował za „tajemnicę kobiety i za każdą kobietę — za to, co stanowi odwieczną miarę jej godności kobiecej, za wielkie dzieła Boże, jakie w niej i przez nią dokonały się w historii ludzkości. Dziękujemy ci, kobieto, za to, że jesteś kobietą! Zdolnością postrzegania, cech...ącą twą kobiecość, wzbogacasz właściwe zrozumienie świata i dajesz wkład w pełną prawdę o związkach między ludźmi” (List do Kobiet, Watykan, 29.06.1995, nr 1).
7. Formacja alumnów i kapłanów w sferze seksualnej
Największą dojrzałość w sferze seksualnej
osiągają ci, którzy najbardziej kochają.
Niektórym ludziom seksualność kojarzy się z miłością, zaufaniem, bliskością, czułością, z odpowiedzialnym i radosnym przekazywaniem życia. Inni widzą w niej jedynie działanie instynktu i biochemii, a także źródło chwilowej przyjemności czy łatwy sposób na zaspokojenie popędu. Jeszcze inni są przekonani, że seksualność to źródło nieszczęścia, frustracji, zniewoleń, zniszczonych więzi, bolesnych rozczarowań, wyrzutów sumienia. Te rozbieżności w patrzeniu na sferę seksualną wynikają z tego, że dojrzała seksualność jest sposobem wyrażania miłości i miejscem odpowiedzialnego przekazywania życia, natomiast seksualność nieodpowiedzialna staje się miejscem wyrażania przemocy (do gwałtu włącznie) oraz miejscem przekazywania śmierci (do aborcji i AIDS włącznie).
Punktem wyjścia w kształtowaniu odpowiedzialnej postawy w sferze seksualnej jest odkrycie jej sensu. Otóż sensem ludzkiej seksualności nie jest rozładowanie popędu czy szukanie przyjemności, lecz włączenie tej sfery w służbę miłości. Istnieje analogia między seksualnością a spożywaniem pokarmów. Sensem jedzenia nie jest zaspokajanie przyjemności, lecz odpowiedzialne odżywianie organizmu. Tak, jak istnieje zdrowa i szkodliwa żywność oraz odpowiedzialny i nieodpowiedzialny sposób odżywiania, tak też istnieje zdrowa i szkodliwa seksualność oraz odpowiedzialny i nieodpowiedzialny sposób kierowania tą sferą. Sensem ludzkiej seksualności jest potwierdzanie miłości małżeńskiej oraz odpowiedzialne przekazywanie życia. Zasada ta wynika z faktu, że gesty, jakie odpowiedzialny człowiek okazuje innym osobom, są proporcjonalne do więzi, które z tymi osobami zbudował. W przeciwnym przypadku gesty te byłyby fałszywe i szkodliwe. Największym zagrożeniem w sferze seksualnej są zachowania, które odrywają seksualność od miłości małżeńskiej i od odpowiedzialnego rodzicielstwa. Niektóre formy seksualności oderwanej od miłości i od płodności niosą ze sobą aż tak wielką krzywdę, że są zakazane kodeksem karnym (na przykład gwałt, pedofilia, pornografia dziecięca czy aborcja).
Wychowanie seksualne jest potrzebne po to, by zaspokojony był człowiek, a nie jego popęd. Ludzka seksualność nie jest złem, które wymaga walki czy unicestwienia, lecz dobrem, które — jak każde dobro w człowieku — wymaga czujności i roztropności. Odwoływanie się w wychowaniu seksualnym głównie do nakazów i zakazów sprawia, że człowiek czuje się niesłusznie ograniczany w swojej wolności i w swoich potrzebach. Prowadzi to do buntu i dodatkowo wzmaga trudności. Dojrzała motywacja w pracy nad sobą w tej dziedzinie oznacza, że człowiek podejmuje trud panowania nad seksualnością dla własnego zysku, czyli dlatego, że rozumie, iż leży to w jego interesie i jest warunkiem jego rozwoju.
Drugim, obok pozytywnej motywacji, warunkiem odpowiedzialnego wychowania w sferze seksualnej jest kształtowanie prawego sumienia w tej dziedzinie. Sumienie to zdolność odróżniania tego, co nas rozwija, od tego, co szkodzi nam samym czy innym ludziom. Pierwszą skrajnością jest tu subiektywizm moralny. To sytuacja, w której człowiek przypisuje samemu sobie władzę ustalania tego, co służy jego rozwojowi, a co go niszczy (na tym polegał właśnie grzech pierworodny!). Ludziom, którzy ulegają tego typu naiwności, trzeba ukazywać fakt, iż człowiek potrafi wmówić sobie, że nawet oczywiste zło jest dobrem. Im bardziej ktoś krzywdzi siebie czy innych, tym bardziej manipuluje własną świadomością i potrafi nałogowo oszukiwać samego siebie. Właśnie dlatego niektórzy ludzie uważają, że czymś dobrym jest kradzież, zabijanie niewinnych dzieci, narkotyk, samobójstwo czy eutanazja. Na szczęście żaden sąd nie uniewinni na przykład gwałciciela tylko dlatego, że subiektywnie uważa on, iż gwałt to rzecz normalna i dobra.
Drugą skrajnością w formacji sumienia jest obiektywizm moralny, który w tym kontekście oznacza, że dany człowiek uważa, iż jego zachowanie jest poprawne moralnie, jeśli tylko w swych zewnętrznych przejawach jest ono zgodne z normami moralnymi. Błąd polega tu na tym, że człowiek nie poddaje osądowi sumienia swoich przeżyć, postaw, motywacji. Tymczasem jest możliwe, że zewnętrzne zachowanie danego człowieka jawi się jako moralnie poprawne, ale jego motywacje, intencje czy subiektywne przeżycia są niedojrzałe a nawet niemoralne. Zdarza się przecież, że ktoś z przewrotną motywacją wykonuje czyny, które z zewnątrz wydają się przejawem miłości. Można zewnętrznie panować nad ciałem, a w sercu dopuszczać się cudzołóstwa. Ukształtowanie prawego sumienia oznacza sytuację, w której człowiek respektuje zasady moralne w sposób świadomy i wolny oraz w oparciu o pogłębione motywy, czyli z szacunku do samego siebie i do innych ludzi.
Jeśli ktoś wypełnia funkcje kapłańskie, ale nie traktuje kapłaństwa jako powołania i nie kocha bezinteresownie, to sfera seksualna będzie go zawsze niepokoić. W konsekwencji będzie usiłował zagłuszyć w sobie tę sferę, albo przeciwnie, wmówi sobie, że seksualność jest czymś aż tak atrakcyjnym i ważnym, iż należy jej podporządkować nawet własną godność oraz wierność własnemu powołaniu. Pogodną integrację seksualną osiąga tylko ten kapłan, dla którego Bóg i człowiek ważniejszy jest od popędu i od przyjemności. Tylko taki kapłan potrafi z radością trwać w czystości ciała i serca. Tylko wtedy też może cieszyć się celibatem i widzieć w bezżenności szansę na wielką miłość do każdego spotkanego człowieka. Podstawą dojrzałości kapłana w sferze seksualnej jest zatem radosna miłość do Boga, do samego siebie i do bliźniego. Tylko żyjąc w obecności Boga, który jest miłością, można dorastać do tej do tej autonomii emocjonalnej, która jest konieczna, by w odpowiedzialny i pogodny sposób kierować własną seksualnością. Dojrzały kapłan w inny niż małżonkowie - gdyż w pozbawiony wymiaru seksualnego - sposób wyraża miłość do człowieka. Nie lęka się swojego ciała, swojej płciowości i swoich emocji, gdyż wszystkie te sfery potrafi zintegrować w taki sposób, by o miłości Boga do człowieka świadczyć z entuzjazmem, zapałem, radością i serdecznością.
Ważnym znakiem dojrzałości kapłana jest jego pokora i czujność oraz stanowczość i dyscyplina w sferze seksualnej. Dojrzały kapłan zdaje sobie sprawę z tego, że czujność jest konieczna nie tylko ze względu na siłę popędów i uczuć, ale także ze względu na niedojrzałe zachowania innych ludzi oraz ze względu na negatywne naciski dominującej kultury. Wie, że czujność i dyscyplina są konieczne w każdej fazie życia. W okresie młodości potrzeba czujności wiąże się z naturalną tęsknotą za intymnością małżeńską oraz za pragnieniem radości rodzicielskiej. W okresie późniejszym potrzeba czujności wynika z równie naturalnej tęsknoty za wyjątkową więzią z kimś szczególnie cennym i kochanym.
Zakończenie
Niektórzy ludzie sądzą naiwnie, że rozwiązaniem wszelkich trudności w sferze seksualnej czy w relacji kapłana do kobiet, byłaby rezygnacja Kościoła katolickiego z celibatu. Tymczasem dojrzały ksiądz to stanowczy realista. To ktoś, kto zdaje sobie sprawę z tego, że zachowanie wierności i czystości małżeńskiej nie jest wcale łatwiejsze niż zachowanie czystości w kapłaństwie. Dojrzały ksiądz decyduje się na celibat i rezygnuje ze współżycia seksualnego nie z lęku przed małżeństwem i rodziną, ale ze względu na więź z Chrystusem oraz z ludźmi, do których Chrystus go posyła. Seksualność z natury wiąże człowieka z kimś jednym, tymczasem kapłan powołany jest do tego, by być darem dla każdego spotkanego człowieka. Kapłan, który rezygnuje z małżeństwa i żyje w czystości, potwierdza, że należy do Boga, który jest Miłością. Potwierdza też, że kocha ludzi miłością radosną, bezinteresowną i ofiarną, a zatem miłością podobną do tej, jaką szlachetni małżonkowie i rodzice obdarzają siebie nawzajem oraz swoje dzieci.
Celibat staje się zrozumiały jedynie w kontekście realistycznego i całościowego patrzenia na naturę człowieka. Prawdziwym wyzwaniem dla kapłanów nie jest bezżenność lecz dorastanie do miłości dojrzałej, wiernej i ofiarnej. Ksiądz, który bezinteresownie kocha, jest szczęśliwy i pogodny. Podobnie jak szczęśliwy i pogodny jest mąż i ojciec, który kocha swoich bliskich. Święty Piotr zdawał sobie sprawę z tego, że on sam i niektórzy inni uczniowie dla Mistrza opuścili wszystko, nawet swoje żony i dzieci (por Mt 19, 27-29). Dzięki celibatowi możemy pójść za Jezusem bez potrzeby opuszczania własnej żony i własnych dzieci. Prawdopodobnie byłbym bardzo szczęśliwy jako mąż i ojciec, ale nie potrafię wyobrazić sobie tego, że mógłbym być jeszcze szczęśliwszy niż teraz, gdy jestem księdzem, który żyje w celibacie. Celibat nie jest dla mnie ciężarem lecz błogosławieństwem, gdyż pomaga mi kochać wielu ludzi w sposób bezinteresowny i ofiarny. A to przynosi radość, która zaspakaja doczesne pragnienia mego serca.
– przestępstwa i wykroczenia popełnione przez duchownych i podwładnych Kościoła katolickiego, którzy dopuścili się przemocy i wykorzystania seksualnego chłopców, dziewczynek i kobiet.
Dotyczyły one na przestrzeni ponad pół wieku tysięcy księży
i dziesiątek tysięcy ich ofiar,
którym wypłacono odszkodowania warte miliardy USD.
Sprawy o dużym zasięgu lub rozgłosie miały miejsce m.in.
w Argentynie, Australii, Austrii, Belgii, Brazylii, Chile, na Filipinach, we Francji, w Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Kanadzie, Kenii, na Malcie, w Meksyku, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Tanzanii, Wielkiej Brytanii i we Włoszech, a wiele pojedynczych przypadków ujawniono także w innych krajach.
O tuszowanie skandali seksualnych obarczono winą hierarchów Kościoła, w tym niektórych biskupów.
Papieża Jana Pawła II skrytykowano za wspieranie duchownych, którym zarzucano pedofilię.
Zarzuty o zaniechania nie ominęły także jego następcy Benedykta XVI, a dotyczą one okresu, kiedy był jeszcze kardynałem i prefektem
"~Krzysiek
Jak rozwiązać bardzo potężny problem pedofilii w kościele?"-Jaki potężny?Coś Ci się ta matematyka pląta i mylą Ci się wyniki,To są sppradyczne przypadki a Ty walisz-potężny problem,bez jaj.
"Kastracja wszystkich księży", "taka inicjacja kapłańska." - genialny postulat! Po co im potrzebne? Robert, co ty o tym sądzisz? Potrzebne im, czy nie?
Po moralnym bankructwie Kościoła w Irlandii ostatnim prawdziwym bastionem katolicyzmu w Europie jest Polska.
Ale nawet taki kolos jak polski Kościół stoi na glinianych nogach.
Biczowanie,
kopanie,
podpalanie,
zadawanie oparzeń,
dźganie,
zmuszanie do pozostawania w pozycji klęczącej przez wiele godzin, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzenia, bicie w podeszwy stóp,
zawieszanie na haku i bicie,
szczucie psami
– to nie są praktyki, jakie wobec więźniów politycznych stosują strażnicy obozów zesłania w Chinach, ani metody nakłaniania terrorystów do zeznań w tajnych więzieniach CIA.
Takich środków wychowawczych przez cały XX wiek używali wobec dzieci księża oraz bracia i siostry zakonne w instytucjach kościelnych w Irlandii.
Wychowankowie tych ośrodków byli też na masową skalę molestowani seksualnie, z gwałtami zbiorowymi włącznie.
20 maja 2009 roku – dzień, w którym opublikowano raport tak zwanej komisji Ryana – to data ostatecznego upadku Kościoła katolickiego w Irlandii,
instytucji, która przez stulecia stanowiła jeden z filarów tożsamości narodowej mieszkańców tego kraju
i dzięki której udało im się oprzeć brytyjskiej kolonizacji.
Z ks. bp. Adamem Bałabuchem, przewodniczącym Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP, biskupem pomocniczym diecezji świdnickiej, rozmawia Małgorzata Bochenek
Ekscelencjo, po raz pierwszy dzisiaj, w czwartek po Niedzieli Zesłania Ducha Świętego, przeżywamy święto Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana. Obecnie nierzadko jesteśmy świadkami pomniejszania roli i rangi kapłanów…
– Obserwujemy swoisty dualizm między rzeczywistością obecną we wspólnotach parafialnych, zwłaszcza mniejszych, a tym, co usiłują kreować liberalno-lewicowe media.
Na szczęście w większości księża są nadal bardzo pozytywnie postrzegani przez swoich wiernych. Pokazują to wizytacje zwłaszcza w mniejszych wspólnotach. Tam kapłan wciąż pozostaje autorytetem, a wokół parafii najczęściej koncentruje się życie mniejszych społeczności lokalnych. To sprzyja prowadzeniu ludzi do Pana Boga.
Niestety w mediach nie mówi się o tym, jak wiele dobrych dzieł podejmuje Kościół, nie słyszymy o tym, z jak ogromną pomocą spieszy człowiekowi, nie tylko duchową, ale także materialną. Kościół, często także kapłan, pokazywany jest od strony negatywnej, by celowo zniechęcić ludzi, a zwłaszcza młodych, do tego, aby szli za nauką Kościoła, za pasterzami.
Jakie działania najbardziej uderzają w dobre imię kapłana?
– Najłatwiej ranić słowem, krzywdzącym, często niesprawdzonym. Księża nie mają szansy obrony, a nawet wykazania swojej niewinności. Niestety pomówienia, oszczerstwa pozostają w obiegu informacji. Sprostowania kłamliwych wiadomości zdarzają się sporadycznie, nie wspominając już o braku słowa „przepraszam”. Nagłaśnianie często nieprawdziwych albo przesadnie interpretowanych informacji o konkretnym księdzu wykorzystuje się do niszczenia autorytetu Kościoła, który zawsze był, jest i będzie z człowiekiem. Dlatego wydaje się, że nowe święto wzywa również ludzi mediów, którzy uważają się za katolików, do odpowiedzialności za słowa o Kościele. Uogólnienia jednostkowych sytuacji ranią, podają w wątpliwość autorytet, wzór kapłana.
Dzisiejsze święto zostało więc wprowadzone do kalendarza liturgicznego Kościoła w Polsce w najbardziej stosownym momencie, kiedy trwa atak na Kościół, a w mediach kreowany jest negatywny obraz księży. O czym to święto przypomina?
– Faktycznie, święto zostało wprowadzone w klimacie nieprzychylnym w wielu środowiskach księżom, Kościołowi w Polsce. Ma ono przede wszystkim przypominać, że kapłaństwo zostało ustanowione przez Chrystusa dla całego Kościoła, czyli i duchownych, i świeckich.
W pierwszej kolejności winniśmy zdać sobie sprawę z tego, że sam Jezus Chrystus jest najwyższym i wiecznym Kapłanem, a Jego kapłaństwo trwa w Kościele. Chrystus wybiera ludzi, którymi się posługuje, poprzez sakrament święceń. Kapłaństwo Chrystus składa w kruchych naczyniach, ale nigdy nie możemy zapominać, że ten, kto przyjmuje sakrament święceń, jest nosicielem Chrystusowego kapłaństwa. Tym samym otrzymuje niezwykłą moc sprawowania sakramentów, w tym Eucharystii, odpuszczania grzechów. To święto ma uwrażliwić wiernych na obecność tak ogromnego daru w Kościele, jakim jest kapłaństwo. Dzięki niemu Chrystus staje się obecny pośród swojego ludu. To święto ma również mobilizować wiernych do modlitwy za kapłanów, którzy winni ich wspierać i być przy nich w pełnionej posłudze. Wierni świeccy muszą przeciwstawić się niszczeniu autorytetu, jakim cieszy się polski kapłan.
Czyli święto zachęca do modlitwy, ale także zdecydowanej obrony kapłanów?
– Modlitwa w pierwszej kolejności, bo to jest szczególne wstawiennictwo u Pana Boga za kapłanami. Postawę modlitwy należy przekładać także na czyny. Oczywiście trzeba umieć na co dzień, w różnych sytuacjach odważnie stawać po stronie Kościoła, kapłanów. Zwłaszcza kiedy nasilają się próby podważania autorytetu Kościoła, trzeba potrafić się upomnieć o szacunek dla kapłanów. Pamiętajmy, że niszczenie dobrego imienia księży i biskupów idzie w parze z promowaniem liberalizmu we wszystkich wymiarach życia społecznego, ośmieszaniem podstawowych zasad i wartości moralnych, a w konsekwencji prowadzi do prób wprowadzenia praw sprzecznych z naturą człowieka.
A czym to święto jest dla kapłanów, osób duchownych?
– To kolejny wymiar przeżywania święta Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana. Ci, którzy noszą w sobie Chrystusowe kapłaństwo, muszą uświadomić sobie, że mają żyć, podejmować wszelkie działania w utożsamieniu z Chrystusem. Przez życie na wzór Chrystusa uświęcają siebie, a przez swoje świadectwo przyczyniają się do uświęcenia ludu Bożego. Świętość jest światłem widocznym dla innych.
Może warto w tym kontekście zwrócić uwagę także na strój kapłański? Sutanna jest ważnym znakiem tożsamości kapłana.
– To bardzo słuszna myśl. Dzisiaj może w wielu przypadkach zbyt łatwo kapłani rezygnują z zewnętrznego znaku przynależności do Chrystusa, jakim jest sutanna. Siostry zakonne idące ulicami naszych miast w habitach stają się znakiem dla pędzącego świata: „człowieku, pamiętaj o życiu wiecznym”. Myślę, że księża także w większym wymiarze powinni wracać do stroju duchownego. Winni odnawiać swoją relację do kapłańskiego stroju, tak uroczyście przyjmowanego w seminarium.
„Kościół w Polsce dzięki kapłanom jest niepokonany. (…) dzięki tej jedności kapłanów z Episkopatem. I z kolei jedności całego społeczeństwa z kapłanami i Episkopatem. Ale Kościół przez kapłanów można także pokonywać. Przed tym trzeba bardzo się strzec” – mówił bł. Jan Paweł II do księży zgromadzonych w częstochowskiej katedrze 6 czerwca 1979 roku…
– Jedność między wiernymi świeckimi a kapłanami, jak też między prezbiterami a biskupami, była, jest i zawsze będzie siłą Kościoła. Sam Pan Jezus modlił się o to, byśmy byli jedno. Szatan wie, że dzielenie osłabia Kościół. Diabeł jest zawsze tym, który dzieli, próbuje rozbijać więź jedności pomiędzy wiernymi a ich księżmi, a potem także rozbijać tę więź pomiędzy księżmi a biskupami. Dlatego zawsze musimy być czujni i nie możemy pozwolić sobie na jakiekolwiek podziały. Musimy skupiać się wokół Chrystusa, Jego słowa, a wtedy będziemy mocni mocą Chrystusowego krzyża.
Wierni świeccy na mocy sakramentu chrztu i bierzmowania uczestniczą w posłudze prorockiej, kapłańskiej i królewskiej Chrystusa, stąd też są powołani do współpracy i jedności w Kościele z pasterzami. Polski Episkopat pragnie, aby to święto, wprowadzone w ostatnich dniach pontyfikatu Papieża Benedykta XVI, stało się jego duchowym testamentem dla Kościoła w Polsce. Ten testament będziemy realizować, prosząc o święte powołania, troszcząc się o świętość kapłańskiego życia i zabiegając o szacunek dla naszych duszpasterzy.
13 kwietnia w Warszawie podczas Targów Wydawnictw Katolickich ks. prof. Dariusz Oko stwierdził, że na 1000 pedofilów 400 to geje, a 1 to ksiądz. Wywołało to spore zaciekawienie. W imieniu środowiska antyklerykalnego głos zabrała „posłanka” Anna Grodzka, która zarzuciła niekompetencje… Rzecznikowi Praw Dziecka – Markowi Michalakowi sprawującemu patronat honorowy nad tą imprezą.
Inni zaś pytali o badania, na które w swojej wypowiedzi powołał się ks. prof. Dariusz Oko. Niektóre wypowiedzi poruszające ten temat, również te związane ze środowiskiem kościelnym są ostrożne. – Nauka dopiero zaczyna badać to zagadnienie – powiedział amerykański psycholog, który pracował w ośrodku terapeutycznym dla duchownych pedofilów ks. Stephen Rosetti.
Nie oznacza to jednak, że badania zajmujące się problemem związku homoseksualizmu z pedofilią nie były przeprowadzane.
Zgodnie z publikacją naukowców z Clarke Institute of Psychiatry w Toronto odsetek homoseksualistów wśród pedofilów wynosi ponad 30 procent. Według innej 50 proc. przypadków molestowania przybranych dzieci miało charakter homoseksualny. Kolejne badanie pokazuje, że aż 86 proc. pedofilów wykorzystujących seksualnie chłopców określa się jako geje.
W 2011 roku badania statystyczne ośrodka CARA dowiodły, że liczba doniesień do władz kościelnych w sprawie molestowania homoseksualnego duchownych na osobach nieletnich wynosiła 21, z czego 7 uznano za wiarygodne.
Bp Marian Rojek – polski delegat na watykańskie sympozjum w sprawie pedofilii w Kościele, powołując się na dane opracowane podczas tego spotkania, powiedział, że około 0,05 proc. przypadków wykorzystywania seksualnego nieletnich w USA dotyczy duchowieństwa (czyli jeden ksiądz-pedofil przypada na 2000 pedofilów).
Podobne odsetki pokazują badania włoskie. Z kolei w Niemczech od 1995 do połowy 2012 r. odnotowano 210 tys. przypadków nadużyć wobec nieletnich. W tym konkretnie zaledwie 94 przypadki mają związek z Kościołem katolickim. Wychodzi na to, że 1 na 2000 przypadków molestowania w tym kraju dotyczy duchownego – zauważył biskup Rojek w wywiadzie dla „Uważam Rze”.
Otwierając czasopismo dla panów lub pań, stronę internetową o nazwie sugerującej, że mamy do czynienia z portalem plotkarskim czy też włączając kanał jakiejś muzycznej stacji – zwykle to, co nas zalewa, to wszechobecny seks i pornografia. A to ciekawostki z życia gwiazd: kto z kim i jak długo, a to wyciekające „przypadkiem” filmiki. Rozwiązłość została wyniesiona do rangi cnoty i świetnie się sprzedaje. Brak jakichkolwiek hamulców zdemoralizował nas do tego stopnia, że związki na kocią łapę traktowane są jako coś normalnego, a chłopak, który nie ogląda filmów pornograficznych jest „jakiś dziwny”. Przecież to całkowicie normalne i zdrowe. Zgodne z naturą, mawiają.
Nie bez powodu poprzedni artykuł rozpoczęłam od sarkastycznych uwag na temat pochodzenia księży, stwierdzając, że są ludźmi takimi jak my i rządzą nimi dokładnie te same prawa natury: popędy, potrzeby, instynkty. Jak więc obronić tezę przemawiającą za celibatem, skoro popęd seksualny jest naturalny? Pytanie postawione w takim kontekście nie ułatwia mi zadania, ale też nie taka była moja intencja. Wolę raczej zmierzyć się z rzeczywistością taką, jaka jest.
Na wstępie należy jednak rozróżnić celibat księży od celibatu zakonników. Ci drudzy wychodzą z nieco innych podstaw, aniżeli księża diecezjalni. Podążają oni bowiem drogą ewangelicznej czystości i pozostają „bezżenni dla królestwa niebieskiego” (Mt 19,12), by być już na ziemi jak aniołowie w niebie, dlatego też składają stosowne śluby na ręce przełożonego. Nieco inaczej jest z celibatem księży diecezjalnych. Jego podstawa nie jest stricte biblijna, lecz ustanowiona przez Kościół, a historia wprowadzania obowiązku bezżenności kapłanów jest wyjątkowo długa i zawiła. Owszem, nie da się zaprzeczyć, że jednym z powodów wprowadzenia celibatu były problemy z podziałem majątku kościelnego. Niestety, tych, którzy uważają to za jedyną przyczynę, muszę srodze rozczarować. Już św. Paweł, a potem Ojcowie Kościoła postulowali połączenie stanu kapłańskiego z bezżennością. Mimo wszystko, sens duchowy miał ogromne znaczenie dla wprowadzenia obowiązkowego celibatu.
Wracając do początkowych zdań o bardzo modnej i powszechnej już rozwiązłości moralnej, rozmowy o celibacie są bardzo potrzebne. Tutaj i teraz, albowiem złe prowadzenie się dotyczy także niektórych kapłanów, których życie i postępowanie stanowią wspaniałą wręcz pożywkę dla mediów oraz wszelkich antyklerykałów i zwolenników teorii „wolności bez ograniczeń” oraz prowokują pytania o sens tejże instytucji. Czy nie lepiej by było, jak pytają niektóre media – „żeby księża mieli żony, zamiast kochanek? Żeby nie musieli się ukrywać, żyć w zakłamaniu, a parafianie udawać, że nie wiedzą?”
Tak więc po co w ogóle celibat? I to w dzisiejszych czasach?!
W aspekcie teologicznym celibat wynika z tego, że kapłani „powołani są do tego, by poświęcić się niepodzielnie Panu i Jego sprawom, oddając się całkowicie Bogu i ludziom. (…). Przyjęty radosnym sercem, celibat zapowiada bardzo jasno Królestwo Boże” (KKK, 1579). Innymi słowy: na piedestał należy wysunąć służbę Bogu i bliźnim.
Istnieje także inny wymiar bezżenności. Media sprowadziły miłość do samego aktu płciowego – do seksu, a sens życia do zaspakajania wszelkich swoich zachcianek. Celibat w tak funkcjonującym świecie ma być znakiem miłości bezinteresownej, która w centrum stawia osobę a nie jej ciało i ma stanowić potwierdzenie, że miłość bez seksualności może człowiekowi wystarczyć do szczęścia. Ważnym jest właściwe zrozumienie pojęcia „miłość” – to nie tylko pożądanie, pociąg do płci przeciwnej, lecz miłość w swej prawdziwej istocie, czyli umiłowanie bliźniego, które wyraża się poprzez ofiarność, wsparcie, cierpliwość, życzliwość i współczucie. Nie bez znaczenia pozostaje bezżenność kapłana dla osób żyjących – z różnych względów – samotnie, którzy nie wstąpili w związek małżeński i nie założyli rodziny, a także dla osób o skłonnościach homoseksualnych, a które pragną pozostać w całkowitej wierności wobec Boga. Tak pojęty celibat jest więc świadectwem kochania, w którym cielesność nie jest priorytetem, a samo ciało nie wyznacza wartości człowieka.
Jest całkiem prawdopodobne, że do wielu te teoretyczne argumenty teologiczne i pedagogiczne najzwyczajniej w świecie nie trafią do przekonania. Można więc spróbować nadać im wymiar boleśnie praktyczny.
Kapłani mają być apostołami i duszpasterzami, poświęcającymi się dla wiernych. Posiadanie rodziny znacząco uszczupla ich czas, jaki mogliby poświęcić na obowiązki w parafii. Ponadto, należy sobie zadać pytanie, czy każda parafia – nie tylko bazylika z wieloma wiernymi i pielgrzymami, ale także ta na wsi, gdzie wiernych jest zaledwie kilkuset – byłaby w stanie utrzymać księdza i jego rodzinę: żonę, może dwójkę lub trójkę dzieci? Dzieci, które musiałyby co kilka lat zmieniać szkołę, za każdym razem, gdy tata-ksiądz otrzymałby od biskupa dekret przenoszący go do innej miejscowości.
Zarzutem, który można wysunąć przeciwko powyższym argumentom jest bardzo często powtarzany problem nieprzestrzegania przez niektórych kapłanów celibatu. Cóż, zadajmy sobie więc pytanie: czy dlatego, że jest często popełniane przestępstwo kradzieży, należy je zalegalizować? Czy to, że wielu mężów bije żony, należy uznać, że jest czymś w porządku, bo w co dziesiątej rodzinie się to zdarza? Czy w takim razie należy przyjąć za normę coś co jest złe? Czy zniesienie celibatu rozwiąże problem przestrzegania czystości w Kościele? Biorąc pod uwagę, że wśród wielu małżeństw – także tych sakramentalnych – zdarzają się „skoki w bok”, trudno przyjąć, że takie rozwiązanie okaże się skuteczne.
Powtarzające się hasła o tym, że „celibat jest nieludzki” prowadzi nas do prostego wniosku, że każda forma wstrzemięźliwości seksualnej jest „nieludzka”. Idąc dalej takim tokiem rozumowania, to czy osoby, które są niezdolne do aktów płciowych są do tego stopnia upośledzone, że mamy im odmówić pełni człowieczeństwa? Czy taka teza ma jakikolwiek sens?
To nie celibat jest problemem. Problem leży w człowieku.
Kłopot bowiem zaczyna się wtedy, gdy ksiądz pragnie być kochany, zamiast kochać.
Gdy nie ma w sobie głębokiego, wewnętrznego przekonania o sensie i wadze tego, jakim darem, ale i trudnością jest życie w czystości.
Gdy nie dojrzał do miłości prawdziwej, wiernej i ofiarnej.
Pierwszym krokiem do zrozumienia „instytucji celibatu” jest zrozumienie miłości i tego, czym jest apostolstwo, duszpasterstwo, posługa samemu Bogu i swemu bliźniemu – czym jest chrześcijaństwo. Ta świadomość w nas zanika, bo traci ją całe społeczeństwo, które coraz bardziej oddala się od Boga. „Złe prowadzenie się”, o którym wspominałam wcześniej to przecież nie tylko przywara kapłanów nie dotrzymujących obietnicy czystości, lecz całych społeczeństw. Gdybym powiedziała koledze, że mieszkając i współżyjąc ze swoją dziewczyną „źle się prowadzi” – zapewne by się na mnie śmiertelnie obraził. Nic dziwnego więc, że ciężko nam zrozumieć celibat, skoro jesteśmy ludźmi niedojrzałymi i egoistycznymi, wychowanymi przez media promujące rozwiązłość i wolność od moralności i odpowiedzialności za drugiego człowieka.
Dlatego tak bardzo potrzebujemy świadectwa i czystości kapłanów. Wielką tragedią jest to, że niestety wśród stanu duchownego zdarzają się przypadki, gdy ksiądz prowadzi podwójne życie. W ten sposób nie tylko łamie ślubowanie złożone samemu Bogu, ale stanowi zgorszenie i antyświadectwo – zarówno dla wiernych, jak i innych kapłanów, którzy żyją w czystości. Albowiem ludzie widząc jednego, drugiego, trzeciego księdza łamiącego celibat, zaczynają przypisywać niewierność wszystkim księżom Kościoła Katolickiego.
W jednym z listów wielkoczwartkowych Jan Paweł II stwierdził: „nasi bracia i siostry żyjący w małżeństwie, mają prawo oczekiwać od nas, kapłanów i duszpasterzy, dobrego przykładu i świadectwa dozgonnej wierności powołaniu, które my wybieramy poprzez sakrament kapłaństwa, tak jak oni przez sakrament małżeństwa.”
Na koniec warto powtórzyć, że celibat nie jest zasadą dogmatyczną i być może nastanie dzień, w którym Kościół dopuściłby do kapłaństwa mężczyzn żonatych lub zezwoliłby już wyświęconym na zawarcie sakramentu małżeństwa. Stanowisko obecnego papieża jest jednak jasne i wyraźnie utrzymuje pogląd zachowujący celibat. Nic nie wskazuje na to, by w najbliższej przyszłości miałoby się coś zmienić, a jak wspominałam wyżej – zniesienie obowiązku bezżenności prowadziłoby do dalszych komplikacji, takich jak problem wierności wobec żon, stwierdzenia nieważności małżeństwa, rozwodów…
Wniosek jest prosty. Jeżeli bowiem człowiek nie jest wystarczająco świadomy wagi ślubowania składanego samemu Bogu oraz nie żyje prawdziwie Chrystusem, to niezależnie od tego, czy będzie księdzem, mężem czy człowiekiem samotnym – wierny swojej wierze i jej zasadom nie pozostanie.
Nie iluminaci, nie masoni, lecz właśnie księża Kościoła katolickiego wzbudzają strach, zniesmaczenie i oburzenie wśród znacznej części naszego społeczeństwa. Czas na to, by ktoś powiedział to głośno. Skąd biorą się księżą? Dlaczego wśród nas są obywatele państwa Watykanu? Czym naprawdę jest czarna mafia?
Podobno są potomkami przybyszów z kosmosu, którzy na wybranej części społeczeństwa dokonywali genetycznych eksperymentów, zaszczepiając im swoje DNA. W ten sposób, wierząc w powolne, lecz nieubłagane koło ewolucji, czekają cierpliwie, aż zmutowana rasa przejmie całkowitą władzę nad światem poprzez mamienie, oszukiwanie i wysysanie mózgu swym poddanym. Tak słyszałam. W telewizji, znaczy się. „Brukowiec Codzienny” także często o tym donosi. Nie wspominając już o tym, jak zażarte dyskusje toczą się w Internecie, gdzie wielu narzeka na wszechobecnych księży, którzy pakują się im do domów kopniakiem z półobrotu i siłą wywlekają na Mszę/chrzest/ślub, a nawet na pogrzeb! Tylko ci z wypranym mózgiem (tzw. „mohery”) przychodzą dobrowolnie i spokojnie siedzą podczas Mszy, reszta została przytargana i siłą usadowiona w ławce, a gdy tylko kapłan w końcu zniknie w zakrystii, rzucają się jak opętani ku wyjściu, taranując jedni drugich.
Skąd biorą się księża?
Przeprowadzane przeze mnie badania nad tym zagadkowym zjawiskiem na 3107 księżowskich osobnikach (źródło statystyk: tutaj) jasno wykazało, że 100% z nich ma pochodzenie ziemskie. Mają rodziców: mamę i tatę, a nierzadko także rodzeństwo. Innymi słowy: są ludźmi.
Jaki jest przeciętny, statystyczny człowiek?
Ma duszę. Potrafi kochać, współczuć, cieszyć się, ale też tęsknić, smucić, niepokoić. Potrafi także nienawidzić, złościć się, odczuwać niezadowolenie i frustrację. Skoro ksiądz jest takim samym człowiekiem, jak osoba świecka, to podlega tym samym prawidłom. Księża biorą się spośród nas – ze społeczeństwa, z naszych rodzin, a nie z kosmosu.. I są doskonałym odwzorowaniem tego, jaki jest moralny stan społeczności, z której się wywodzi.
Czy ksiądz Kościoła katolickiego jest człowiekiem złym czy dobrym?
Wielu z radością rzuci się do odpowiedzi, że księża to skończone łotry, zakała społeczeństwa i w ogóle lepiej się od tych krwiopijców i pieniądzożerców trzymać z daleka. A jaka jest prawda? Jako, że mam do czynienia z księżmi wyjątkowo często – zdecydowanie ponad przeciętną oazową – mogę śmiało powiedzieć, że są równie zróżnicowani, jak i my. I tak, żeby być wiernym prawdzie, spotkałam kilkunastu takich, którzy zdecydowanie przynosili wstyd i hańbę i siali wielkie zgorszenie wśród wiernych i osób postronnych. Nikt i nic ich nie usprawiedliwia, wręcz tym większa ciąży na nich wina, gdyż upadek jednego kapłana, to upadek wielu spośród wiernych, którzy oburzeni karygodną postawą duszpasterza odchodzą od Kościoła. Spotkałam jednak w życiu także wielu dobrych księży, oddanych swojemu powołaniu, a liczebnie przewyższali oni pierwszą grupę. Niestety, często jest tak, że dobro stoi w cieniu. Kogo obchodzi wikary, który organizuje pomoc dla bezdomnych, by zimą nie zamarzli… Lepiej poobgadujmy proboszcza, bo nowy samochód sobie kupił!
Jednym z najbardziej fenomenalnych zjawisk jest fakt nie docierania do ludzi tego, że ksiądz wraz ze święceniami nie doznaje nagle cudownego oświecenia i oczyszczenia ze wszelkich słabości, grzechów, złych nawyków. Nie ma fajerwerków, skąpania blaskiem słońca i chodzenia po wodzie. Na duszy księdza pojawia się piętno nie do zatarcia – kapłaństwo Chrystusowe. I choć ma Boże wsparcie, to człowiek przyjmujący święcenia nadal ma wolną wolę i taki sam charakter jak wcześniej.
Wracając do pytania: jaki jest ksiądz, odpowiem Ci, że jest taki jak Ty!
Wszyscy na koncie mamy czyny dobre i złe, upadki i wzloty, grzechy i czyny miłosierdzia. Niezależnie od tego czy jesteś katolikiem, gnostykiem, protestantem, czy ateistą – obowiązują Cię dokładnie takie same obowiązki moralne jak i księdza. Zdziwiony? Dlaczego? Człowiek wierzący ma za zadanie dążyć do świętości, a jako ateista – do doskonałości. Nie ma znaczenia jaką rolę sprawujesz w społeczeństwie: mamy nie zabijać, nie kraść, szanować siebie nawzajem – wszyscy, bez wyjątku. Inną sprawą są kwestie religijne, lecz to pozostawmy na kiedy indziej.
Ja nie mam złudzeń. Są i będą księża dobrzy, będą też tacy, za których będzie mi wstyd. Zupełnie jak z Apostołami. Jeden zdradził, drugi Jezusa się zaparł, niemal wszyscy uciekli. Nie inaczej jest z księżmi – ich następcami. Są na świeczniku, oczekuje się od nich życia zasadami Ewangelii – i słusznie się tego oczekuje! Nie zamierzam nikogo rozgrzeszać, ani usprawiedliwiać, ale czas żeby do niektórych dotarło, że ten ksiądz, którego z taką lubością pokazuje telewizja, a który jeździ drogimi samochodami, ma gigantyczny majątek, wywołuje porażające skandale i – przeważnie – ma tak naprawdę niewiele wspólnego z Kościołem, to nie ten sam, który siedzi na parafii, gdzie ma 700 wiernych i jeździ Cinquecento z ’98.
Najwidoczniej abp Nycz w swoich dywagacjach „zapomniał” o 10 mld wynikających ze zobowiązań po ratyfikacji Konkordatu przez lizusów SLD -owski na czele , których stał usłużny SŁUGUS i LIZUS Watykanu, obecnie będący odźwiernym u Kulczyka, mający problemy z własnym alkoholizmem A.Kwaśniewski. To WATYKAŃSKIE sługusy z SLD jako pierwsze całowały biskupie pierścienie po 89 r. , aby utrzymać się u władzy, choć te wcześniej chodzili na pasku Moskwy. Komu obecnie jak nie Kwaśniewskiemu, Polska zawdzięcza fakt, że ta BANDA WATYKAŃSKICH DARMOZJADÓW, których pobyt na ziemiach Polskich zalegalizował poprzez ratyfikację Konkordatu ZDRAJCA i SPRZEDAWCZYK Kwaśniewski, obecnie okradają Polskę. Rządy PiS a obecnie PO kontynuują wasalizm wobec WATYKAŃSKIEGO DARMOZJADA, to jest chore !!!
Każdego człowieka przy zdrowych zmysłach SZLAG TAFIA czytając takie newsy : ” Kościół potrzebuje „mniej więcej 8 mld zł rocznie”, czy „Ponad 6 mld zł jest z ofiar ludzkich na tacę, natomiast to, co państwo daje przy okazji współfinansowania szkół katolickich, współfinansowania kościelnych zabytków sakralnych, uposażenia katechetów szkolnych, to w sumie ok. 2 mld zł. W tym kontekście 90 mln zł [z Funduszu Kościelnego, który ma być zastąpiony odpisem podatkowym] to rzeczywiście symboliczna suma” – wskazał kard. Nycz. Resumując 10 mld wynikające z Konkordatu, 6 mld z tacy, a 2 mld z uposażenia katechetów , 90 mln z Funduszu Kościelnego, tak pobieżnie daje to kwotę 18,9 mld ROCZNIE dla Kościoła, choć NIE na wykazanych dochodów Kościoła „co łaska” z chrzcin, wesel, pogrzebów, tak mniemam, że ta suma zaokrągla się do 20 mld rocznie.
Obecnemu Kościołowi ze stolicą w Watykanie nie chodzi o działalność misyjną, krzewieniu wiary w Boga, to jest obecnie sekta żerująca na strachu przed śmiercią, Jezus to tylko logo dla prawdziwego celu – Kult złotego Cielca, pedofilia księży jest oficjalną formą seksu z loby z którą przegrał Benek. Bank Watykański czyści kasę mafii, czyli czym jest obecnie kościół katolicki , moralną i etyczną zgnilizną wycierająca sobie tłuste facjaty skromnością Jezusa.
Co za ironia losu, Jezusowi wystarczyła para sandałów, osiłek … a biskup zasiada do fury za min. 100 tys. , ma płac, po nocach żąda kiełbasy w odpowiednim gatunku, rano „actimelka” i na dodatek podczas konsumpcji, żąda aby mu grano na akordeonie, czy Jezus miał takie kaprysy ?
Czasami wystarczy wziąć chorego za rękę i po prostu z nim być. O tym, że nie zawsze jest to proste, opowiadają kapelani szpitalni z wieloletnim doświadczeniem.
Kapelan w szpitalu odprawia msze, spowiada, daje komunię. Robi to, co każdy inny ksiądz. Ale gdyby ograniczył się jedynie do obowiązków duszpasterskich, nie spełniłby swojej roli.
Kapelan musi być także psychologiem. Umieć pocieszyć, podnieść na duchu, czasem rozładować napięcie między chorym a jego rodziną. W trakcie rozmowy z lekarzami i pielęgniarkami bywa adwokatem chorego. Powinien pamiętać o prawach pacjentów i pilnować ich przestrzegania.
Ks. Arkadiusz Nowak, prowincjał oo. kamilianów - Zakonu Posługującego Chorym, przyznaje: - Czasami jednak księża w ogóle nie rozmawiają. Ograniczają się do rozdania komunii świętej, ewentualnie zapytają, czy ktoś chce się wyspowiadać. To oczywiście skrajny przykład, bo od kapelana oczekujemy, że będzie wyjątkowym specjalistą w zakresie kontaktu z chorym człowiekiem.
Są momenty, gdy księdzu pozostaje jedynie towarzyszenie umierającemu i czuwającej przy nim rodzinie. Z taktem i empatią.
Ks. prof. Mirosław Kalinowski, szef Katedry Opieki Społecznej Paliatywnej i Hospicyjnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, opowiada taką historię: - Przy łóżku nieprzytomnego pacjenta są jego żona i nastoletni syn. Zagubieni. Ksiądz podpowiada: "Nie odpowiem, czy bliski was słyszy. Musicie się zachowywać tak, jakby był z wami. Nie śpieszcie się, to może być wasze ostatnie spotkanie". Syn bierze ojca za rękę, chory oddaje uścisk dłoni. To trwało kilka, może kilkanaście minut. Wreszcie chłopak chce wyciągnąć swoją dłoń z ręki ojca - matka tłumaczy, że muszą już iść. Ten pacjent umarł tej samej nocy.
Ks. prof. Kalinowski podkreśla: - Kapelan powinien delikatnie podpowiedzieć rodzinie chorego, jak mają się z nim pożegnać. Nie jest to jednak łatwe, bo nie lubimy czuć się bezsilni.
Jeden kapelan na 400 łóżek
Na co skarżą się duchowni pracujący w szpitalach? Po pierwsze, że jest ich za mało. To grzech niezawiniony, który jednak pociąga za sobą inny, poważniejszy - brak czasu dla pacjenta. Na ogół kapelan - na etacie szpitalnym - jest tylko jeden. Ma wspierać kilkuset chorych. Jeśli szpital jest duży - duchownych jest dwóch, wyjątkowo trzech.
W diecezji lubelskiej (obejmuje część województwa) jest ich 27. W Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie łóżek jest 400, a kapelan jeden. Dwóch - na około 900 łóżek - w lubelskim szpitalu przy ul. Jaczewskiego.
- Kapelan powinien tak naprawdę służyć swoją pomocą duszpasterską przez całą dobę, ale jedna osoba nie jest w stanie temu sprostać - podkreśla ks. Nowak, który od lat pomaga chorym na AIDS. - Obecność kapłana w szpitalu nie może ograniczyć się do odprawienia porannej mszy i szybkiego przejścia po salach, żeby móc wyjść wcześnie i zająć się innymi obowiązkami. Księża muszą być świadomi, że szpital jest ich miejscem pracy.
- Idealne rozwiązanie byłoby wtedy, gdyby jeden ksiądz przypadał najwyżej na 250 chorych. Krajowe Duszpasterstwo Służby Zdrowia od lat apeluje do kolejnych ministrów zdrowia o odrębne rozporządzenie, które precyzyjnie uregulowałoby zasady pracy kapelanów w szpitalach. Bez efektów - żali się ks. Wojciech Iwanicki, archidiecezjalny duszpasterz służby zdrowia w Lublinie.
To służba nie dla każdego
Nie każdy ksiądz nadaje się do pracy w szpitalu. - Zdarzają się osoby, które nie powinny pełnić tej funkcji. I im szybciej się o tym dowiedzą, tym lepiej. Kapelan, który potrafi wspierać umierających, nie zdarza się w każdym roczniku seminarium. To jest bardzo specyficzny charakter aktywności duszpasterskiej - mówi ks. prof. Kalinowski.
Wszyscy kapelani zwracają uwagę na znaczenie praktyk w szpitalach i hospicjach dla kleryków. Po to, aby ci jak najszybciej sprawdzili swoje predyspozycje do pracy z chorymi. Wybór tej drogi zawsze musi być przemyślany i całkowicie dobrowolny.
Ks. Nowak: - Nadanie właściwej rangi kapelanom w strukturze służby kapłańskiej to zadanie dla biskupów i przełożonych zakonów. Niestety, do szpitala czasami kieruje się tych, którzy w innej posłudze się nie sprawdzili.
W szpitalach jest trudno, w hospicjach jeszcze trudniej, szczególnie gdy umierają dzieci. - Do tej służby potrzebny jest odpowiedni charyzmat. Duchowny pracujący w hospicjum mówił mi, dlaczego jest mu ciężko. Pod opieką ma dwudziestu umierających na miejscu i jeszcze pięciu, sześciu w domach. A jeszcze cały zespół hospicyjny oczekuje jego wsparcia. Na jego rękach w ciągu miesiąca umiera od dwudziestu do trzydziestu osób - wspomina ks. prof. Kalinowski.
Studia dla kapelanów
- Dla kapelanów w szpitalach studia teologiczne są podstawą, ale to nie wystarcza. Konieczne jest zdobycie specjalistycznego wykształcenia, chociażby na studiach podyplomowych. Ideałem byłby dyplom z psychologii - wylicza ks. Nowak.
Kapelan powinien mieć też ogólną wiedzę o chorobach, które są leczone w miejscu jego posługi - np. o psychiatrii, chorobach zakaźnych. - Kilka lat temu miałem wykłady dla kleryków. Jeden z nich zapytał, czy może w rękawiczce udzielać sakramentu choremu na AIDS. W domyśle, aby się nie zakazić, a przecież wiedza, że to niemożliwe, była wtedy już powszechnie znana - wspomina ks. Nowak.
Na początku przyszłego roku zakon oo. kamilianów oraz Katolicki Uniwersytet Lubelski otwierają w Lublinie - pierwsze w Polsce - studia podyplomowe dla kapelanów szpitalnych. Zajęcia, m.in. z psychologii i komunikacji społecznej, będą prowadzili praktycy z wieloletnim doświadczeniem. W planach - poza wykładami - są praktyczne warsztaty.
Nagroda
Kapelani, którzy sprawdzili się w szpitalnej służbie, podkreślają, że nie chcieliby robić niczego innego. Co jest dla nich nagrodą? "Dziękuję" z ust staruszki, której pomogli napić się kompotu, łyżeczka po łyżeczce. Radość młodych matek na oddziale położniczym. Uśmiech chorych dzieciaków, które po kilkoro siadają na kolanach księdza, opowiadają, jak minął dzień. I być może na moment zapominają, że coś je boli.
Ciekawi mnie jak Ty zachowałbyś się gdyby w razie choroby-odpukać w niemalowane-przy Twoim łóżku pojawił się kapłan głoszący Ci miłość.Wyzwałbyś Go od pedofili?
Krzysiek,wypaczenia są wszędzie,ksiądz też człowiek ,jeszcze bardziej narażony na kuszenie prze złego niż Ty czy ja.Ale Ty widzisz tylko złe uczynki,dobrych nie ma?Musze podsuwać Ci na talerzu?
Don Giorgio Panini jest strzeżony w areszcie Sant'Agostino Estense szpitala, gdzie wychodzi z ran odniesionych w czasie ataku w nocy z środy i czwartki w kraju willi przy Via Cascinetto dwóch mostów w Vignola. Hospitalizowany również zabił żonę mężczyzny, Sergio Manfredini, 67, został ranny w szyję
"Zabił człowieka i ranił żonę"
Vignola. To może być przesłuchany przez prokuratora Angela Sighicelli krótki, proboszcz Brodano z Vignola, Don Giorgio Panini, 57, oskarżonego nożem zabił przyjaciela, który od lat mieści się w domu, Sergio Manfredini, 67.
Religijny jest strzeżony w areszcie w szpitalu Sant'Agostino Estense w Modenie, za atak w nocy z środy i czwartki w kraju willi przy Via Cascinetto dwóch mostów w Vignola. Jego stan zdrowia poprawił. Podczas Manfredini obronie interweniował ,jego żona Paola Bergamini, pozostał z kolei uderzył w szyję przez nóż, a syn Dawida, w wieku 42, spadł z mieszkania na piętrze.
Tylko syn człowieka, który zginął uderzył w głowę świecznikiem księdza, który szaleje na ofiary.
Kobieta jest w szpitalu w ciężkim stanie w Policlinico Modeny, ale to twarz zagrażających życiu.
Dziecko jest w szpitalu, w tym samym miejscu po obsługiwany jest pod ręką.
Nie wiadomo motywem zbrodni. Śledczy nie wykluczają żadnej hipotezy w tej chwili, z pasją do ekonomicznych.
Don Giorgio Panini jest bardzo dobrze znany w Vignola razie pastor z frakcji Brodano i Pratomaggiore Campiglio.
Był nauczycielem religii w szkołach Vignola.
26 grudnia 2009"
Krzysiek,co to za bełkot,nie wiadomo o co chodzi.Wierni modlili sie pod krzyżem na Młodyniu bo tam miał być kościół.W momencie przeniesienia krzyża do parafii modlą się w kościele,zdzieiłbuś się widząc co niedziele tłumy na każdej mszy.Pod krzyżem postaeionym przez Ciebie nikt nie będzie modlił się bo jest niepoświęcony.
Krzysiek
~kazimierzK
P.Obara-niewielu jest tak odwaznych ludzi jak pan.Dziekujemy za odwagę!.Wieku z tu piszących -gdybym napisał ze dopiszę do ich postów ich nazwiska i imiona-posikało by się ze strachu-ale BEZIMIENNIE to są 'GIEROJE".
Kazimierz K - nie dopisał nazwiska z powodu moczopędu czy gastryki?.
Każdy po swojemu interpretuje odwagę człowieka patrząc na jego czyny. Dla mnie odważni ludzie, to tacy którzy ryzykują swoje życie aby ratować innych.
latwo jet pisac i mowic o czym co nie mozna pokazac ,
jak to cos poznacie to mi je przedstawcie
- napewno nie bede mial przeszkod z ta istota w dyskusji.
Krzyśku poznałem to czego nie dostrzegasz, poznałem to w bezinteresownej pomocy drugiego człowieka, w dzieleniu się kawałkiem chleba z obcym człowiekiem, w ogólnym dobru. Więc przedstawiam Ci Go w dobrych uczynkach. Czy będziesz z nimi dyskutował czy je akceptujesz, nazywając po swojemu. Twoja sprawa.
Pogrzeb kosztuje więcej. W tym przypadku jednak parafie do ostatecznej sumy wliczają koszt miejsca na cmentarzu (średnio około 2000 złotych). Bez tego wydatku ceny spadają do poziomu tych za ślub.
Na forach internetowych dyskutuje się o parafii Wniebowzięcia NMB w Tarnobrzegu, jako o jednej z najtańszych pod tym względem w Polsce. Odprawienie pogrzebu kosztować ma tutaj 75 złotych. Po naszym telefonie okazuje się, że jest to jednak trochę więcej, bo 150 złotych.
Nie potwierdziły się doniesienia o rekordziście w tej kwestii - parafii pw. św. Michała Archanioła we Wrocławiu, w której cena za pełną usługę wynosić ma 5100 złotych. W rozmowie z kancelarią parafialną dowiedzieliśmy się, że opłata to "co łaska" i nie ma żadnych wytycznych co do jej wysokości.
Rozbieżności pojawiają się też w przypadku łódzkiej parafii pw. Najświętszego Serca Chrystusowego. Portal pisze o sumie 5000 tysięcy za usługę pogrzebową. W rozmowie z nami padła kwota 480 złotych.
We wrocławskiej parafii pw. Świętego Ducha koszt księdza wraz z organistą to 500 złotych, a nie deklarowane przez użytkowników forum internetowego 4500 złotych.
Nie dowiedzieliśmy się jak wysoki jest koszt w Mieleckiej parafii św. Mateusza, ale poinformowano nas, że po załatwieniu wszystkich formalności dostaniemy kartę obiegową wraz z wytycznymi co do wymaganych opłat.
Najwyższa cena spośród parafii z którymi rozmawialiśmy była w Zambrowie koło Łomży.
Tutaj koszt pogrzebu to 1200 złotych dla księdza i organisty.
Z kolei inny, który uregulował "należność", deklaruje, że więcej do kościoła nie pójdzie: "Do dziś nie wiem, o co chodzi w tym wszystkim.
O kasę, wewnętrzne podniosłe przeżycia naszych dzieci
czy o prywatne sprawy tego człowieka,
który zwie się proboszczem.
Moje dziecko, które ma 9 lat mówi mi 'tato ja już nie chcę chodzić do kościoła'. Czy to normalne?".
Don Giorgio Panini jest strzeżony w areszcie Sant'Agostino Estense szpitala, gdzie wychodzi z ran odniesionych w czasie ataku w nocy z środy i czwartki w kraju willi przy Via Cascinetto dwóch mostów w Vignola. Hospitalizowany również zabił żonę mężczyzny, Sergio Manfredini, 67, został ranny w szyję
"Zabił człowieka i ranił żonę"
Vignola. To może być przesłuchany przez prokuratora Angela Sighicelli krótki, proboszcz Brodano z Vignola, Don Giorgio Panini, 57, oskarżonego nożem zabił przyjaciela, który od lat mieści się w domu, Sergio Manfredini, 67.
Religijny jest strzeżony w areszcie w szpitalu Sant'Agostino Estense w Modenie, za atak w nocy z środy i czwartki w kraju willi przy Via Cascinetto dwóch mostów w Vignola. Jego stan zdrowia poprawił. Podczas Manfredini obronie interweniował ,jego żona Paola Bergamini, pozostał z kolei uderzył w szyję przez nóż, a syn Dawida, w wieku 42, spadł z mieszkania na piętrze.
Tylko syn człowieka, który zginął uderzył w głowę świecznikiem księdza, który szaleje na ofiary.
Kobieta jest w szpitalu w ciężkim stanie w Policlinico Modeny, ale to twarz zagrażających życiu.
Dziecko jest w szpitalu, w tym samym miejscu po obsługiwany jest pod ręką.
Nie wiadomo motywem zbrodni. Śledczy nie wykluczają żadnej hipotezy w tej chwili, z pasją do ekonomicznych.
Don Giorgio Panini jest bardzo dobrze znany w Vignola razie pastor z frakcji Brodano i Pratomaggiore Campiglio.
Był nauczycielem religii w szkołach Vignola.
26 grudnia 2009
Komentarze
~Krzysiek
Jak rozwiązać bardzo potężny problem pedofilii w kościele?
Jest tylko jedna skuteczna metoda, kastracja.
Kastracja wszystkich księży,
w końcu oni zobowiązują się żyć w abstynencji seksualnej dla swojego boga,
więc co im szkodzi.
----------
Krzysiek, Ty też nie chcesz być pedofilem, więc na wszelki wypadek "ciachnij" sobie, co Ci szkodzi. Idźmy dalej ! Każdy kto posiada prawo jazdy, powinien mieć zakaz spożywania alkoholu - aby nigdy nie doszło do sytuacji,że kierowca jest pijany, tak na wszelki wypadek itd. Krzychu, ogarnij myślenie.
Pisanie jednego i tego samego nic nie wnosi.Jak widzisz nie ma chętnych do dyskusji
Jak rozwiązać bardzo potężny problem pedofilii w kościele?
Jest tylko jedna skuteczna metoda, kastracja.
Kastracja wszystkich księży,
w końcu oni zobowiązują się żyć w abstynencji seksualnej dla swojego boga,
więc co im szkodzi.
[09.06.13, 12:20]
Kastracja?
Nowy obrzęd by powstał.
Taka inicjacja kapłańska.
Sporo na tacę by zebrali, heheheh
Nie lękajcie się, naprawdę.
Poniższy esej powtarza w znacznej mierze tezy eseju poprzedniego „Nie lękajcie się biskupi”, ale w przeciwieństwie do niego, powstał już po lekturze inkryminowanej pozycji, a nie tylko jej omówienia w „Faktoidach i mitach”
Kościół Rzymsko Katolicki jest najstarszą nieprzerwanie istniejąca instytucją w dziejach ludzkości. Jedyną obecnie istniejącą wywodząca się wprost z Antyku. Można w tym miejscu zaprzeczyć i stwierdzić, że taki np. buddyzm, czy judaizm istnieją, a wierzenia staroegipskie istniały dłużej niż chrześcijaństwo. Jest to prawda, ale we wszystkich tych przypadkach mamy do czynienia z ciągłością wyłącznie ideową, nie zaś, jak w Kościele, także instytucjonalną. Już samo posiadanie tego swoistego rekordu świata, wskazuje, że ze wszystkich innych ziemskich instytucji, Kościół wypracował najlepszy, optymalny model zarządzania (w wersji dla niewierzących), bądź faktycznie nie jest, jak sam twierdzi, instytucją do końca ziemską (wersja dla wierzących). W każdym bądź razie, sam fakt owego długiego trwania powinien wszystkich krytyków i „poprawiaczy” Kościoła skłonić do refleksji, że skoro Kościół istniał tak długo bez ich rad i krytyki, to pewnie i nadal się bez nich obejdzie. Śladów takiej diagnozy u wrogów Krk próżno jednak szukać. Atakują oni Kościół zupełnie bezmyślnie i bezrefleksyjnie. Zapewne to jest też jednym z powodów, dla którego jak do tej pory, Kościół wszystkich swoich wrogów przeżywa. Że najdalej po kilkuset latach, czasami nawet bardzo efektownego brylowania, znikają oni w pomroce dziejów. Przychodzą za to nowi, i robią znów to samo, jakby nie wiedzieli, co spotkało ich poprzedników.
Kościół rzymsko – katolicki na przestrzeni dziejów oskarżano o najróżniejsze zbrodnie, szczególnie te, które akurat w danym momencie historycznym były przez społeczeństwo uważane za szczególnie odrażające. Kiedyś były to np. czary, potem „sodomia”, „szpiegostwo na rzecz imperialistów”, a obecnie tzw. „pedofilia”.
Szeroki front propagandowy wali więc w Kościół „pedofilią” jak cepem. Dowiadujemy się, jak to kościół jest wręcz nasączony pedofilami, jak rozwija w nim macki straszliwa pedofilska ośmiornica, jak to struktura kościelna przyciąga do siebie pedofilów niczym stolec muchy, a w ogóle to poza Kościołem pedofilów to właściwie nie ma, i nie ma innych, niż pedofile, przestępców w Kościele. Każdy ksiądz to pedofil, a nawet jeżeli akurat chwilowo uda się mu udowodnić swoją niewinność, to wyłącznie dlatego, że Kościół go „chroni” i „ukrywa”.
W ten nurt wpisuje się książka „Lękajcie się” Porusza ona, po raz nie wiadomo już dokładnie który, tzw. „problem pedofilii”, który rzekomo ma toczyć Kościół, w tym konkretnym przypadku – polski. Piszę „rzekomo”, ponieważ ten temat nigdy, także w krajach gdzie o podobnych „skandalach” szeroko debatowano, nie został rzetelnie opracowany i opisany. Nigdy też nigdzie nie opublikowano żadnych danych, które świadczyłyby, że wśród księży katolickich jest więcej tego rodzaju zboczeńców niż w reszcie odpowiadającej im wiekowo męskiej populacji danego kraju, a dopiero taki wynik usprawiedliwiałby mówienie i pisanie o jakimkolwiek „problemie”. Podobnie jest i z „Lękajcie się”. Podejrzana jest już sama liczba „świadectw” rzekomych ofiar, których jest równo …dwanaście. Nie dziewięć, nie jedenaście, nie trzynaście i nie szesnaście, ale właśnie „biblijnie” dwanaście. Zwrócić należy przy tym uwagę na używanie przez autora znów mającego religijne konotacje określenia „świadectwo”. Nie jest to bynajmniej przypadek, bo „świadectwo” to, jak wiadomo, zupełnie co innego, niż „zeznanie”, za kłamstwa w którym grozi przecież odpowiedzialność karna. Nieprzypadkowo też takie „świadectwa” rzekomego molestowania przez sutannowych pedofilów wypływają przeważnie dokładnie po upływie terminu przedawnienia, żeby przypadkiem policja i prokuratura nie wszczęła w tej sprawie stosownego postępowania.
Z konkretnych „świadectw” zawartych w „Lękajcie się”, co najmniej trzy („Blizna”, „Plują mi w twarz”, „Kleks”) są zresztą jawnie zmyślone, „świadczący” plączą się w nich w zeznaniach w sposób wręcz żenujący, ze dwa inne budzą poważne podejrzenia, że też są wyłącznie produktami fantazji seksualnej swoich autorów, natomiast istne kuriozum stanowi „Domniemanie niewinności”, opisujące przypadek w którym ksiądz został pomówiony o „molestowanie dziecka” przez kobietę, z którą miał na pieńku z powodów finansowych. I mimo że sprawa została umorzona przez prokuraturę z powodu niestwierdzenia przestępstwa, badania lekarskie rzekomej „ofiary”, też nie potwierdziły wersji oskarżenia, ale i tak …został ten przypadek umieszczony jako „świadectwo”, pedofilii wśród księży. Wiadomo, każdy klecha to pedofil, a skoro już ktoś go o to pomówił, to już na pewno. Nie udowodni swojej niewinności.
Tyle, czyli niewiele, są warte owe „świadectwa”. A jak jest z resztą książki?
Tu poniekąd czuję się wywołany do tablicy, autor bowiem „Lękajcie się” cytuje obficie artykuł autorstwa niżej podpisanego, „Pedofilia w służbie kulturkampfu” opublikowany w „Najwyższym Czasie”. Ponieważ jednak nigdzie przy tej okazji nie wymienia jego autora, autor ten niniejszym rewanżuje się mu tym samym.
Typowo, dla humanistów, autor „Nie lękajcie się”, ignoruje cały aparat matematyczny przedstawiony w eseju i skupia się wyłącznie na liczbie 6-7 faktycznie skazanych księży pedofilów o których wtedy pisałem. Przyznaję dzisiaj, że liczba ta jest zaniżona, częściowo dlatego, ze nie miałem czasu i cierpliwości szukać materiałów medialnych, częściowo też dlatego, że dane o skazanych sięgały tylko do 2006 roku, tymczasem w okresie późniejszym, w związku z nasilającym się polowaniem na pedofilów, liczba skazanych z art. 200 KK, w tym liczba skazanych księży, znacznie wzrosła. Podanym przeze mnie 6-7 księży pedofilów przeciwstawia autor dziesięciokrotnie większą ich liczbę podaną przez tygodnik „Fakty i Mity”. Robi to w sposób, sugerujący, że „Fakty i Mity” są źródłem, co najmniej tak samo miarodajnym i wiarygodnym, jak „Najwyższy Czas”. Padają w związku z tym przekonaniem także wyrazy zdziwienia, dlaczego, oprócz „Faktów i Mitów”, żaden polski periodyk prasowy o straszliwej pladze pedofilii w polskim Kościele nie pisze i jej nie piętnuje, nawet tytuły tak skądinąd Kościołowi wrogie, jak „Nie” Jerzego Urbana.
Pytanie to pozostaje w książce bez odpowiedzi, a przecież jest ona tak oczywista. „Fakty i Mity”, nie bez powodu zwane powszechnie „Faktoidami”, to pismo kompletnie niepoważne. Zajmuje się ono lansowaniem „jasnowidza z Człuchowa”, z przejęciem i na serio pisze o tym, że Majowie kontaktowali się z kosmitami, prorokowało osławione „przebiegunowanie Ziemi” mające rzekomo nastąpić w ubiegłym roku, szerzy wiarę w zielone szaraki z Plejad wibrujące w siedemnastym nieliniowym wymiarze czasoprzestrzeni i przeróżne inne duchy, zjawy i upiory. Nie należy się zatem dziwić, że ich relacje o rzekomej pladze pedofilii w polskim Kościele są traktowane jako jeszcze jeden wymysł wyznawców ery zwodnika.
Redakcja „FiM” chwali się, co prawda, „zdemaskowaniem 62 księży pedofilów”, ale nic nie wiadomo na temat tego, czy i w jakim stopniu te przypadki są reprezentatywne dla kleru jako całości, jaki okres czasu te informacje obejmują, jak to się ma do liczby pedofilów w pozostałych grupach społecznych, a przede wszystkim nie wiadomo jakie były kryteria, według których „FiM” mianowało księży pedofilami. Stąd te dane są kompletnie niemiarodajne. Żeby dokonać jakiegoś porównania trzeba bowiem porównywać gruszki z gruszkami, a nie np. z kokosami.
Autor „Lękajcie się” idzie jednak o krok dalej i podaje …liczby. Doliczył się mianowicie autor, jak sam pisze, 27 skazanych z art. 200 KK księży w ciągu 10 lat. Bliższe jednak przyjrzenie się tej liczbie każe ją skorygować. Otóż dwóch z tych dwudziesty siedmiu niegodziwców zostało, co prawda, skazanych „za molestowanie”, ale w …USA. Nie należy wątpić, że w amerykańskich statystykach „księży pedofilów” również zostali oni ujęci. A jeżeli po drodze pracowali np. w Meksyku, zasilili również tamtejsze szeregi sutannowych zboczeńców. Właśnie odkryliśmy zatem jeden z niezliczonych mechanizmów mnożących szeregi „kościelnych krzywdzicieli dzieci” w humanistycznej publicystyce.
Zatem mamy w Polsce do czynienia z 25 skazanymi z art. 200 KK księży w ciągu 10 lat. Dużo to, czy mało? Aby to rozstrzygnąć należy porównać tą liczbę z liczbą wszystkich mężczyzn skazanych w tym samym czasie w Polsce z rzeczonego artykułu. Trzeba tutaj autorowi „Lękajcie się”, że i tę liczbę, choć w przypisach, ale jednak podaje. Jednak, jak na humanistę przystało, chociaż usiłuje on manipulować liczbami, to jednak czyni to tak nieporadnie, że efekt jest całkowicie przeciwny do zamierzonego.
Zacznijmy zatem od całkowitej liczby skazanych w Polsce za pedofilię mężczyzn. Wynosi ona, jak możemy przeczytać w książce, 6775 na 14,6 mln ogółu dorosłej męskiej populacji w ciągu 10 lat. I tu już tkwi pierwsza pułapka. Populacja męska w wysokości 14,6 mln ludzi nie jest stała w czasie, tylko stopniowo się odnawia. Jedni mężczyźni umierają, inni dorastają. To sprawia, że nie możemy tutaj tak po prostu wykorzystać modelu losowania ze zwracaniem. Podejście musi być inne. Policzmy najpierw efektywną ilość pełnoletnich mężczyzn w Polsce w ciągu 10 lat. Zakładając, że w ciągu 50 lat ta grupa odnowi się w 100%, w ciągu 10 lat wymieni się ona w 20%. Zatem prawdziwa liczba „kul w urnie” to nie 14,6 mln, tylko 1,2*14,6 = 17,52 mln potencjalnych pedofilów. 6775 spośród nich zostało skazanych, zatem prawdopodobieństwo, że konkretny facet zostanie z art. 200 KK skazany wynosi 0,039% (dokładnie 0,03867%)
Zakładając, że wśród katolickiego kleru jest tyle samo pedofilów, co w reszcie społeczeństwa, ilu w analogicznym okresie należałoby oczekiwać skazanych klechów? Po odliczeniu zakonnic, księży i zakonników jest w Polsce 36 140. Autor „Lękajcie się”, aby otrzymać odpowiednio złowrogie rezultaty, w nieuprawniony sposób wyjął z tej liczby alumnów. Czyżby zakładał, że wśród nich, wyłącznie pełnoletnich mężczyzn, nie ma pedofilów? Czyżby nie rozumiał, że każdy wykryty ksiądz pedofil był kiedyś alumnem, także oczywiście pedofilem? Oczywiście można założyć, że do alumnów pokusy pedofilskie nie mają przystępu, ale wtedy należałoby też odpowiednio zredukować liczbę 14,6 mln wszystkich polskich mężczyzn odejmując od nich roczniki, które w przypadku duchownych, zanim staną się pełnoprawnymi katabasami, spędzają czas w seminariach. Albo jednak wliczyć alumnów do duchownych, co niniejszym uczynimy.
Oczywiście 36 140 duchownych to, podobnie jak z pozostałymi dorosłymi mężczyznami, stan z jednego roku, znajdujący się w stanie równowagi dynamicznej. Efektywna wielkość populacji klechów w ciągu 10 lat wynosi analogicznie 36 140*1,2 = 43 368. Gdyby pedofilów było wśród nich tyle samo, co średnia, można by się spodziewać 0,0003867*43 368 = 16,77, czyli około 17 skazanych księży i zakonników w 10 letnim przedziale czasowym.
Naprawdę było ich jednak w ciągu 10 lat dwudziestu pięciu. To jednak sporo więcej niż 17, którzy „powinni” zostać skazani, gdyby zboczeńców w sutannach było tyle samo co w reszcie społeczeństwa, prawda?
Otóż nieprawda. Żeby to wykazać, wprowadzimy teraz kolejną, po wartości średniej, którą już tutaj wyliczyliśmy (17 oczekiwanych wyroków na klechów – pedofilów), wartość statystyczną – odchylenie standardowe. Najkrócej ujmując, jest to miara jak bardzo wartości pomiaru rozrzucone są wokół średniej. Ponieważ w naszym przypadku mamy do czynienia z rozkładem dwumianowym (albo skazany, albo nie skazany), odchylenie w tym przypadku równe jest pierwiastkowi kwadratowemu z iloczynu średniej i prawdopodobieństwa „porażki”, (czyli tego, że dany klecha jednak nie został wciągnięty w tryby Temidy), a zatem odchylenie standardowe wynosi:
SD = (16,77*(1-0,00039))^0,5 = 4,09.
Otrzymane wyniki (średnia 16,77 i odchylenie standardowe 4,09) są liczbami rzeczywistymi. Tymczasem faktyczna liczba skazanych klechów (25) jest i zawsze będzie liczbą całkowitą. Aby zatem w sposób miarodajny porównać je ze sobą, założymy, że skazanych klechów jest od 24,5 do 25,5.
Teraz możemy już obliczyć, że faktyczna liczba skazanych klechów, odchyla się od wartości średniej o od (24,5-16,77)/4,09 = 1,89, do (25,5-16,77)/4,09 = 2,13 odchylenia standardowego.
Dużo to, czy mało? Z jednej strony, całkiem sporo. Gdyby rozkład pedofilów w społeczeństwie pokrywał się z rozkładem normalnym, prawdopodobieństwo, że odchyłka 8 nadmiarowych księży pedofilów powstała przypadkiem, wynosi od 1,65%, do 2,95%. Z drugiej jednak strony, taki wynik w badaniach naukowych jest uznawany za dalece niewystarczający i oznacza brak potwierdzenia stawianej tezy. Poza tym, nie wiadomo, czy rozkład pedofilów w społeczeństwie ma cokolwiek wspólnego z rozkładem normalnym. To sprawia, że musimy się tutaj odwołać do nierówności Czebyszewa i „reguły trzech sigm”.
Możemy zatem na podstawie przytoczonych danych, stwierdzić jedynie, że jeżeli liczba pedofilów w męskiej części populacji watykańskich klechów i zakonników jest równa średniej w społeczeństwie, to oczekiwana wartość skazanych w ciągu 10 lat za molestowanie nieletnich, wynosi z prawdopodobieństwem 99,7%, jeżeli rozkład pedofilów jest normalny, a na pewno co najmniej 89%, jeżeli jednak daleko od rozkładu normalnego odbiega, 16,77 +/- 12,27, sutannowych czyli od pięciu, do dwudziestu dziewięciu. Ponieważ faktyczna liczba skazanych księży mieści się w tym przedziale, nie ma żadnych podstaw, żeby twierdzić, przynajmniej według danych zaprezentowanych w „Lękajcie się, biskupi!”, aby jakikolwiek „problem pedofilii w KrK” jest czymś więcej niż tylko medialnym humbugiem wykorzystującym, co prawda, przypadki autentyczne, których nie ma jednak więcej niż w innych, niekościelnych środowiskach.
QED
Proszę zwrócić uwagę, ze w wyliczeniach użyłem wyłącznie danych zawartych w książce „Lękajcie się”. Dane te, w intencji autora książki miały służyć ubabraniu polskiego Kościoła w rzekomy „problem pedofilii”. Tymczasem, mają one wymowę dokładnie przeciwną, niż to się humanistom wydaje. Żadnego „problemu pedofilii” w polskim, jak i jakimkolwiek zagranicznym (nigdzie na świecie oskarżyciele nie podają żadnych faktycznie świadczących o tym danych) Kościele nie ma.
Ostatnim interesującym wątkiem książki jest księżowska …lustracja. Odpiera bowiem w ten sposób autor „Lękajcie się” argument, że w czasach komuny, Kościół w Polsce, w przeciwieństwie np. do Kościoła irlandzkiego (ale już na pewno nie amerykańskiego, czy holenderskiego) znajdował się nie pod swoistą ochroną władzy państwowej, ale wręcz przeciwnie, będąc jedyną legalną organizacją nie uznającą za swój cel budownictwa socjalistycznego i przewodniej roli partii, pozostawał z nią w ostrym konflikcie. Stąd kościelni pedofile, jeżeli tacy wtedy istnieli, nie tylko nie mieli, z braku kościelnych szkół, czy domów dziecka, odpowiedniego dla siebie pola do popisu, ale też znajdowali się pod nieustanną inwigilacją komunistycznych organów, które tylko czyhały na obyczajowe i kryminalne ekscesy osób duchownych, aby je odpowiednio propagandowo wykorzystać. Kościelni pedofile nie byli więc w tamtych czasach w żaden sposób „chronieni”, a raczej wręcz przeciwnie.
Objawia się nam w tym momencie „Lękajcie się” jako pozycja z typowego dla środowisk związanych jakoś z partią PIS, cyklu lustracyjnego, powołując się nawet obficie na znanego kościelnego „nadubowca” Isakowicza-Zaleskiego. Otóż twierdzi się tam, że skandali pedofilskich w Kościele w czasach PRL nie było nie z powodów obiektywnych, czyli braku odpowiedniej ilości straszliwych pedofilów, ale dlatego, że SB księży pedofilów nie wydawała, ale mając na nich haka …werbowała na swoich tajnych współpracowników. Stąd, zdaniem autora „Lękajcie się” jednym z koniecznych warunków walki z pedofilią jest proponowana przez genetycznych patriotów …totalna lustracja, zwłaszcza księży. Ten, dla niektórych nie do pomyślenia, sojusz humanistycznego lewactwa z narodowo-patriotycznym socjalizmem byłby może i zaskoczeniem, gdyby nie to, że jego objawy widać gołym okiem także na innych polach.
W tym jednak punkcie, podobnie, jak we wszystkich innych, popisuje się autor „Lękajcie się” totalną ignorancją. Pedofilia bowiem, jest postrzegana przez społeczeństwo jako najbardziej odrażająca z możliwych zbrodni od bardzo niedawnego czasu. Sam przecież wspomina, że jeszcze około roku 1980 z Danii i Holandii, krajach jak wiadomo, bardzo katolickich, periodyki demonstrujące dziecięcą pornografię ukazywały się najzupełniej legalnie. Wie o tym, ale nie jest w stanie skojarzyć, że w odciętej wówczas od Zachodu Polsce polowanie na pedofilów rozkręcało się znacznie wolniej i później i stało się widoczne właściwie dopiero po roku 1990. Jeszcze w latach 80 kręcono w Polsce filmy (np. „Akademia Pana Kleksa”, które dzisiaj zostałyby, z powodu swoich skojarzeń z pedofilią, zlinczowane na etapie scenariusza.
Stąd „hak” werbunkowy na księdza – pedofila był w tych czasach bardzo marnej jakości, znacznie gorszej niż „hak” homoseksualny, o którym też w książce mowa. Bo chociaż stosunki homoseksualne nie były w PRL zabronione, to jednak w opinii społecznej były czymś od pedofilii (mało kto w ogóle zresztą kojarzył to pojęcie) znacznie ohydniejszym. Z punktu widzenia komunistów znacznie wygodniej byłoby księży pedofilów, przy odpowiednio dużym rozgłosie medialnym skazywać, zwłaszcza, gdyby dowody były ewidentne, niż zastraszać.
Ekke Overbeek
Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią.
wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa 2013
Powyższy tekst został wysłany do autora książki. Oczywiście nie doczekano się jakiejkolwiek odpowiedzi.
Powiązane notki:
Radośnie przeżywany celibat kapłanów to
Kościół z piekła rodem
~Robert o to sporadyczne przypadki .
Przestępstwa seksualne w Kościele katolickim
– przestępstwa i wykroczenia popełnione przez duchownych i podwładnych Kościoła katolickiego, którzy dopuścili się przemocy i wykorzystania seksualnego chłopców, dziewczynek i kobiet.
Dotyczyły one na przestrzeni ponad pół wieku tysięcy księży
i dziesiątek tysięcy ich ofiar,
którym wypłacono odszkodowania warte miliardy USD.
Sprawy o dużym zasięgu lub rozgłosie miały miejsce m.in.
w Argentynie, Australii, Austrii, Belgii, Brazylii, Chile, na Filipinach, we Francji, w Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Kanadzie, Kenii, na Malcie, w Meksyku, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Tanzanii, Wielkiej Brytanii i we Włoszech, a wiele pojedynczych przypadków ujawniono także w innych krajach.
O tuszowanie skandali seksualnych obarczono winą hierarchów Kościoła, w tym niektórych biskupów.
Papieża Jana Pawła II skrytykowano za wspieranie duchownych, którym zarzucano pedofilię.
Zarzuty o zaniechania nie ominęły także jego następcy Benedykta XVI, a dotyczą one okresu, kiedy był jeszcze kardynałem i prefektem
Kongregacji Nauki Wiary
Wikipedia jest tworzona przez WSZYSTKICH.
Czy aby napewno?
Jak przez wszystkich, to znaczy, przez nikogo, bowiem jeden wpis, moze byc zniszczony czy "poprawiony" przez innego autora.
A to oznacza?
Brak zaufania odbiorcy do Wikipedii, z uwagi na ewidentny stek klamstw, przeinaczen oraz propagandy.
Przyklad.
Komus zalezy by "ukryc" prawde o historii fizyki, chemii, matematyki, generalnie nauki jako takiej.
Obserwuje sie ostrozne tuszowanie "niewygodnych" danych, zacieranie sladow widoacych do oryginalnych zrodel - np. oryginalnych prac badaczy.
Wezmy fizyke.
Znienacka, bardzo trudno znalezc w Wikipedii, zbiory dokladnej i wyczerpujacej informacji nad dochodzeniem naukowcow do pewnych "fizycznych_odkryc".
Ciekawe, ze cala sfera tak zwanej "kwantowki" stala sie nagle jakas taka zadymiona i zamglona informacyjnie.
A to dowodzi jednego.
KTOS BRONI SIE PRZED KRYTYKAMI kwantowki.
Bowiem slabosc kwantowki lezy w jej poczeciu i poczatkach - sama bajka i ssanie z paluszkow grupy bajarzy majacych ze soba "wiele_wspolnego".
Taka naukowa sitwa popierajacych sie czosnkowych cmykaczy.
I wcale sie temu nie dziwie, bo...
Kto rzadzi INTERNETEM, ten rzadzi wirtualnym swiatem naszej Matrix.
Ach ten dyskretny urok elektronicznej bohemy.
Sama zluda, ale jak frapujaca ;)))
Krzysiek,Wikipedia to żadne wiarygodne źródło,nie tędy droga.
Celibat jest znakiem miłości bezinteresownej,
która w centrum stawia osobę a nie jej ciało.
Wstęp
Jednym z modnych tematów stał się obecnie celibat kapłański. Temat ten „pasjonuje” nie tyle samych księży, ile raczej tych świeckich, którzy uważają się za „postępowych”, a także tych ludzi, którzy zwalczają chrześcijaństwo oraz więzi oparte na czystej i odpowiedzialnej miłości. Ludzie ci sugerują, że celibat jest czymś szkodliwym, gdyż sprzeciwia się naturze człowieka i prowadzi do nadużyć seksualnych wśród duchownych. Warto zauważyć, że małżeństwo proponują księżom najbardziej ci, którzy w swych innych wypowiedziach walczą z małżeństwem i rodziną! Dzieje się tak dlatego, że celibat osób konsekrowanych jest sposobem życia, który niepokoi każdego, kto usiłuje wmówić samemu sobie i innym, że człowiek w istocie nie różni się od zwierząt.
Celem niniejszej artykułu jest ukazanie sensu kapłańskiego celibatu, prezentacja typowych przejawów trudności kapłanów w sferze seksualnej i w kontakcie z kobietami, a także analiza głównych źródeł niedojrzałości w tym względzie. Druga część niniejszego opracowania dotyczy sposobów przezwyciężania kryzysu osób żyjących w celibacie, a także zasad wychowania i kryteriów dojrzałości w sferze seksualnej.
1. Celibat, czyli miłość bezinteresowna i czysta
Poza miłością celibat jest niezrozumiały,
a czystość niemożliwa.
W aspekcie teologicznym celibat wynika z tego, że kapłani „powołani są do tego, by poświęcić się niepodzielnie Panu i Jego sprawom, oddając się całkowicie Bogu i ludziom. (...). Przyjęty radosnym sercem, celibat zapowiada bardzo jasno Królestwo Boże” (KKK, 1579), w którym — jak wyjaśnia Jezus — nie będziemy się żenili ani za mąż wychodzili. W ujęciu teologicznym zwykle mocno akcentuje się eschatologiczny wymiar kapłańskiego celibatu. W niniejszej analizie pragnę bardziej skupić się na psychopedagogicznym znaczeniu bezżenności kapłanów.
W aspekcie psychopedagogicznym celibat kapłański ma podwójny sens. Po pierwsze, jest on znakiem i potwierdzeniem tego, że miłość bez seksualności wystarczy człowiekowi do szczęścia, natomiast seksualność bez miłości nikomu nie przyniesie trwałej radości ani satysfakcji. Co więcej, seksualność oderwana od miłości staje się dla człowieka wręcz przekleństwem. Prowadzi do rozczarowań, krzywd, uzależnień, śmiertelnych chorób, a nawet do przestępstw. Celibat staje się znakiem niezwykłej miłości pod warunkiem, że jest przeżywany w sposób dobrowolny, radosny i czysty. A czystość nie wynika z jakiegoś zawstydzenia czy lęku wobec seksualności, lecz z pewności, że osoba jest nieskończenie ważniejsza od przyjemności. Właśnie dlatego temu, kogo kocham, mogę ofiarować czas, siły, zdrowie, a nawet życie doczesne. Ale nic więcej! Kto mądrze kocha - a inna niż mądra miłość nie istnieje! — ten nikomu nie poświęci swojej godności, czystości, szlachetności, wolności, świętości, więzi z Bogiem, wiecznego zbawienia. Celibat to znak takiej właśnie miłości mądrej, czystej i ofiarnej, która respektuje i chroni obie strony: tego, kto jest kochany i tego, kto kocha. Dojrzale przeżywany celibat to potwierdzenie, że ksiądz czerpie sens i radość życia z bezinteresownej miłości do ludzi, których traktuje jak swoich krewnych. Jest też potwierdzeniem tego, że ten, kto kocha, dostrzega w drugim człowieku całą osobę, a nie jedynie jej ciało.
Radosna miłość kapłana, który żyje w celibacie i który promieniuje czystością, staje się nie tylko znakiem miłości eschatologicznej. Jest też znakiem ogromnie potrzebnym ludziom świeckim tu i teraz! Jest to znak szczególnie potrzebny nastolatkom, a zwłaszcza zakochanym dziewczętom i chłopcom, którym czasem trudno skupić się na tej drugiej osobie, gdyż w sposób spontaniczny skupiają się na jej fizyczności i wyglądzie, a także na własnych poruszeniach emocjonalnych czy cielesnych. Zakochani z definicji są niecierpliwi. Czasem — zwłaszcza chłopcy - mylą miłość z pożądaniem i sądzą, że kochają wtedy, gdy współżyją. Dla takich młodych ludzi obecność kapłana, który radośnie kocha właśnie dlatego, że z nikim nie współżyje, jest umocnieniem i upewnieniem, że kto naprawdę kocha, ten cierpliwie czeka, gdyż zachwyca się całą osobą i - patrząc na jej ciało - potrafi dostrzec to, co w niej najważniejsze, chociaż niewidzialne dla oczu.
Obecność kapłanów, którzy ludziom świeckim okazują radosną, czystą i bezinteresowną miłość, jest znakiem, którego tu i teraz ogromnie potrzebują nie tylko ludzie przygotowujący się do małżeństwa, ale także wszyscy ci, którzy już związali się ze sobą miłością małżeńską i rodzicielską. Obecność szlachetnych kapłanów przypomina im bowiem o tym, że współżycie seksualne jest błogosławieństwem i jest czyste na tyle, na ile wyraża i potwierdza wzajemną miłość małżonków. Nieczystość zaczyna się wtedy, gdy współżycie między małżonkami nie wynika z ich czułej, wzajemnej miłości, lecz jest wynikiem pożądania albo seksualnego podporządkowania się współmałżonkowi. Seksualność małżeńska jest rzeczywiście wyrazem miłości wtedy, gdy staje się jednym z wielu przejawów wzajemnej czułości, bliskości i zaufania. Dzięki czytelnemu świadectwu szczęśliwych kapłanów małżonkowie upewniają się o tym, że mogą podtrzymywać i umacniać wzajemną miłość także wtedy, gdy z jakichś względów nie współżyją (na przykład z powodu choroby czy rozłąki).
Radośnie przeżywany celibat kapłanów to także ważny znak dla ludzi samotnych, którzy z różnych względów — często zupełnie od nich niezależnych — nie zawarli małżeństwa i nie założyli rodziny. Patrząc na życie kapłana, także ci ludzie upewniają się, że — jeśli tylko kochają! - mogą być szczęśliwi, mimo że nie łączy ich z nikim więź seksualna. Celibat kapłański jest również znakiem, którego potrzebują osoby o skłonnościach homoseksualnych. Powstrzymywanie się od współżycia seksualnego przez księży upewnia bowiem te osoby o tym, że mogą trwać w świętości także wtedy, gdy nie wyzwolą się ze swych skłonności, jeśli tylko powstrzymają się od współżycia seksualnego i będą żyć szlachetnie. Kapłan, który radośnie żyje w celibacie i który bezinteresownie kocha, jest dla wszystkich ludzi tej ziemi upewnieniem, że ten, kto kocha, doświadcza radości, jakiej ten świat nam dać ani zabrać nie może.
2. Celibat, czyli miłość wcielona w obecność, pracowitość i czułość
Za pomocą ciała człowiek wyraża miłość,
do jakiej ciało nie jest zdolne.
Miłość, jaką kapłan wierny swemu powołaniu okazuje tym, których spotyka, nie łączy się z seksualnością, ale też nie jest wyłącznie miłością duchową. Jest to bowiem miłość widzialna i wcielona, czyli miłość wyrażana za pomocą całego bogactwa człowieczeństwa, a zatem również za pośrednictwem ciała. To nie ciało kocha lecz człowiek, ale cały człowiek w swej cielesno-duchowej naturze. Istnieją trzy podstawowe sposoby okazywania miłości za pośrednictwem ciała, a mianowicie obecność, pracowitość i czułość. Pierwszym sposobem wyrażania miłości jest fizyczna obecność. Kapłan deklarujący tym, do których został posłany, że jest obecny z nimi „duchowo”, kapłan unikający kontaktu twarzą w twarz z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi, mało kocha. Chrystus, który bardzo kocha, był obecny wśród ludzi od rana do wieczora.
Sama jednak obecność nie wystarczy, jeśli jest to obecność bierna, jeśli nie wyraża się ona w działaniu na rzecz tych, których kochamy. Miłość wymaga nie tylko fizycznej obecności, ale także ofiarnej pracowitości na rzecz drugiego człowieka. Najbardziej widocznym przykładem takiej właśnie miłości aktywnej i ofiarnej jest miłość dojrzałej kobiety wobec swoich bliskich. Tym, których kocha, żona i matka w dzień i w nocy ofiarowuje swoją pracowitą obecność: rozmawia, chroni, karmi, pielęgnuje, wychowuje, wspiera przykładem, modlitwą, nadzieją. Ludzie leniwi i egoistyczni nie są zdolni do tego, by kochać. Oni potrafią jedynie romansować. Nie może być zdolny do miłości ktoś, kto nie ma władzy nad własnym ciałem czy kto ulega lenistwu. Ksiądz, który dojrzale kocha, jest zawsze pracowity i ofiarny. Taki ksiądz nie pomyśli nawet o idei „wolnego dnia”, gdyż nie ma dnia wolnego od kapłaństwa, podobnie jak nie ma dnia wolnego od bycia małżonkiem i rodzicem.
Dojrzały ksiądz wie o tym, że miłość wymaga nie tylko fizycznej obecności i ofiarnej pracowitości, ale także odpowiedzialnej czułości. Jeśli ktoś odnosi się do nas z emocjonalną obojętnością, jeśli nie okazuje radości na nasz widok, to trudno nam uwierzyć w to, że kocha. Nikogo nie przekona o swojej miłości ksiądz, który odnosi się do ludzi z obojętnością, z emocjonalnym chłodem, z niechęcią czy agresją. Czułość związana z wyrażaniem miłości obejmuje życzliwy uśmiech, radosne spojrzenie, miły ton głosu, przyjazne podanie dłoni, serdeczny uścisk. Podstawową i najważniejszą formą czułości jest cierpliwość. Jest to jedyna forma czułości, która nie jest możliwa poza miłością. Inne formy czułości mogą bowiem wynikać nie z miłości, ale z zakochania czy z pożądania. Przejawy czułości powinny być zawsze czyste, czyli bezinteresowne, roztropne i uwzględniające stopień dojrzałości tej drugiej osoby. Czysta czułość jest bezinteresownym darem i odpowiedzialną odpowiedzią na sytuację drugiej osoby, a nie sposobem zaspokajania własnych potrzeb emocjonalnych. Czułość wymaga wysiłku i dyscypliny, gdyż w wielu sytuacjach uśmiech, życzliwy ton głosu, miły gest czy cierpliwość to zachowania, które nie są spontanicznie, lecz wymagają mobilizacji i siły woli. Kapłan, który jest pracowity, ale nie okazuje czułości, będzie miał trudności w upewnieniu ludzi o tym, że ich kocha. Podobnie kapłan, który się uśmiecha i okazuje życzliwość, ale jest leniwy i lekceważy swoje obowiązki, nikogo nie przekona, że kocha.
3. Celibat, czyli wspieranie rodzin nie kosztem własnej rodziny
Los ludzkości zależy od sytuacji rodziny
i dlatego najważniejszym zadaniem kapłana
jest wspieranie rodzin w dorastaniu do świętości.
Celibat kapłański to nie tylko znak bezinteresownej miłości. To także wynik realizmu w patrzeniu na kapłana i na misję, jakiej się on podejmuje. To konsekwencja realizmu w patrzeniu na człowieczeństwo i jego ograniczenia. Człowiek jest w stanie pogodzić powołanie z pracą zawodową, ale niezwykle trudno przychodzi mu pogodzić powołanie z innym powołaniem. Bóg upewnia nas, że los ludzkości zależy najbardziej od relacji kobieta — mężczyzna. Kapłan wie o tym i dlatego w sposób szczególny troszczy się o małżeństwa i rodziny, ale nie czyni tego kosztem własnej żony i własnych dzieci. Wielkoduszne wspieranie małżeństw i rodzin w dorastaniu do świętości i w dochowaniu wierności zobowiązaniom, jakie płyną z miłości małżeńskiej i rodzicielskiej, wymaga od kapłana, by był ze świeckimi dosłownie od rana do wieczora.
Jezus nie założył własnej rodziny po to, by od świtu do nocy wspierać w rozwoju wszystkich ludzi, których spotykał. Ksiądz wierny swemu powołaniu to jakby „rezerwowy” tata. To mamusio-tatuś, czyli ktoś, kto na wzór Boga, potrafi okazywać miłość z kobiecą delikatnością i cierpliwością a jednocześnie z męską stanowczością i odwagą. Moim największym marzeniem w okresie szkoły średniej było poślubienie szlachetnej dziewczyny i założenie szczęśliwej rodziny. Gdy odkryłem powołanie do kapłaństwa, wtedy wierzyłem w to, że byłbym w stanie świetnie pogodzić obydwa powołania: do małżeństwa i do kapłaństwa. Dziś już wiem, że przeceniałem wtedy moje możliwości. Im lepszym chciałbym być księdzem, a jednocześnie mężem i ojcem, tym bardziej bym cierpiał z tego powodu, że nie potrafię harmonijnie pogodzić obu tych zadań. To nie przypadek, że wśród niemieckich protestantów rozpada się jedna trzecia małżeństw, ale aż dwie trzecie pastorów to osoby rozwiedzione. W zeszłym roku po raz pierwszy w historii Niemiec rozwiodła się pani pastor, która pełni funkcję biskupa.
Realistyczne uznawanie przez księdza ograniczeń własnego człowieczeństwa jest znakiem szczególnie potrzebnym w obecnym kontekście kulturowym, gdyż w niskiej i zideologizowanej kulturze ponowoczesności „poprawne” politycznie jest przecenianie przez człowieka własnych możliwości. Stąd właśnie biorą się naiwne postulaty typu: rób, co chcesz, żyj na luzie, kieruj się własnymi przekonaniami i niczego w sobie nie tłum! Współczesny człowiek powtarza dramat grzechu pierworodnego, gdyż samego siebie stawia w miejsce Boga. Tymczasem celibat kapłański jest uznaniem tego, że mogę być szczęśliwym człowiekiem tylko wtedy, gdy w realistyczny sposób patrzę na siebie, czyli wtedy, gdy uznaję nie tylko moje możliwości, ale też moje ograniczenia.
4. Ksiądz: mężczyzna, który kocha i chroni kobiety
Celibat pomaga księdzu naśladować Jezusa
który był wiernym przyjacielem kobiet.
Dzięki celibatowi każdy ksiądz ma szansę być — na wzór Jezusa - wiernym przyjacielem i odważnym obrońcą każdej spotykanej kobiety. Dojrzały ksiądz to mężczyzna, który w sposób szczególny chroni i wspiera kobiety. Każdy z nas, kapłanów, powinien odnosić się do dziewcząt i kobiet z życzliwą miłością i z wielkim szacunkiem. Szczególnie ważnym zadaniem księdza jest pomaganie kobietom w budowaniu mądrych i czystych więzi z mężczyznami. Właśnie dlatego kapłan nie wiąże się z żadną kobietą miłością małżeńską. Dojrzały ksiądz naśladuje Chrystusa, który był największym w dziejach ludzkości przyjacielem, promotorem i obrońcą kobiet. W Jego obecności kobiety rozkwitały w swoim człowieczeństwie i w swoim kobiecym geniuszu. Trzeba zatem przezwyciężać mit, który głosi, że celibat prowadzi do osamotnienia księdza, a także mit, który głosi, że bliższy kontakt z kobietami jest dla księdza czymś groźnym czy wręcz czymś zakazanym. Istnienie obu powyższych mitów wynika z faktu, że zwykle miłość między kobietą a mężczyzną redukujemy do jednej tylko formy, a mianowicie do miłości małżeńskiej. Tymczasem dojrzały ksiądz odnosi się do kobiet tak, jak szlachetny ojciec, brat czy syn. Jest wiernym przyjacielem kobiet, a przyjaciel to ktoś, kto kocha w sposób przezroczyście czysty.
Celibat nie oznacza, że kapłan ogranicza swoje więzi z innymi ludźmi jedynie do kontaktów z anonimowym „tłumem”. Przeciwnie, kapłan według serca Bożego to ktoś, kto kocha wszystkich ludzi właśnie dlatego, że z niektórymi z nich ma kontakt wyjątkowo silny, że tworzy z nimi rodzinne wręcz więzi przyjaźni, że staje się dla niektórych osobistym przewodnikiem i duchowym ojcem. Nie może być czytelnym znakiem Bożej miłości do wszystkich ludzi ksiądz, który nie jest wiernym i ofiarnym przyjacielem dla niektórych. Pogłębiona przyjaźń z poszczególnymi osobami — najlepiej z całymi rodzinami! - to zatem ważne potwierdzenie tego, że dany ksiądz rzeczywiście potrafi kochać i wspierać każdego spotkanego człowieka. Potwierdzeniem powyższej zasady jest postawa Sługi Bożego Jana Pawła II, który stał się serdecznym ojcem dla wszystkich właśnie dlatego, że nie tylko był mistycznie związany z Bogiem, ale że stał się niemal domownikiem w wielu rodzinach, z którymi się serdecznie zaprzyjaźnił. Dzięki celibatowi przeżywanemu w czystości i radości, kapłan ma szansę stawać się „wszystkim dla wszystkich” (1 Kor, 9, 22). Niezawodnym przyjacielem dla kobiet może być tylko ten ksiądz, który w samym sobie i w innych ludziach dostrzega i respektuje to, co niewidzialne dla oczu: nieskończoną godność dziecka Bożego i zachwycające powołanie do świętości.
Ksiądz wierny swemu powołaniu współpracuje najczęściej właśnie z kobietami! W katechezie i podczas Eucharystii, w grupach formacyjnych i na rekolekcjach, w kancelarii i w rozmowach indywidualnych spotyka znacznie więcej kobiet niż mężczyzn. One wracają później do swoich domów i stają się kapłankami ogniska domowego dla swoich ojców, mężów, synów i braci! Twierdzenie, że ksiądz funkcjonuje głównie w środowisku mężczyzn, odnosi się jedynie do zakonów klauzurowych. Jednak także zakonnik, zamknięty za drzwiami klauzury, pracujący w ogrodzie czy piszący książkę, zachowuje duchowy kontakt nie tylko z Bogiem, ale również z kobietami: z Maryją, ze swoją mamą i siostrą, a także ze wszystkimi kobietami, z którymi wcześniej się stykał, w których był zakochany, które pomagały mu rosnąć, czy też które może kiedyś skrzywdził.
Gdy zwracam się do kobiet i dziewcząt, to wyjaśniam im, iż to, że kochają mężczyzn, nie daje tymże mężczyznom prawa, by je krzywdzili! Stanowcza obrona przed naiwnością w obliczu egoistycznych mężczyzn, to najważniejszy sposób, w jaki ja, ksiądz, okazuję miłość dziewczętom i kobietom. Z kolei mężczyzn pytam o to, kiedy mąż zaczyna łamać swoją przysięgę małżeńską? Zwykle słyszę odpowiedź, że dopiero wtedy, gdy zdradza żonę, gdy ją bije czy gdy stosuje inne formy przemocy. W obliczu tego typu błędnych odpowiedzi wyjaśniam, że mąż zaczyna łamać przysięgę małżeńską już wtedy, gdy przestaje okazywać miłość żonie i dzieciom, gdy ich nie przytula, gdy nie interesuje się ich przeżyciami i potrzebami, gdy nie wspiera ich swoją obecnością, cierpliwością i pomocą. Każdy bowiem mąż złożył przecież przysięgę, że będzie kochał a nie, że jedynie powstrzyma się od wyrządzania krzywdy żonie i dzieciom. Poprzez takie rozmowy z mężczyznami wspieram i chronię kobiety. Oczywiście najbardziej radosną formą miłości kapłana wobec kobiet jest umacnianie mocnych, czyli pomaganie im w dorastaniu do szlachetności i świętości na zwór Maryi.
Dojrzały ksiądz w pewnym sensie powinien być bardziej męski od mężczyzn świeckich. Wzorem może tu być święty Józef. W każdej sytuacji potrafił on mężnie chronić nie tylko swoją Małżonkę, ale także Jezusa, chociaż wiedział, że to nie był jego Syn. Stosunkowo łatwo chronić dziecko własnej krwi. Trudniej z podobną miłością i radością chronić obce dziecko. Patrząc na Józefa, ja, ksiądz, staram się kochać wszystkie dzieci tak, jakby to były moje dzieci. W tym sensie muszę być bardziej męski i bardziej mężny niż inni mężczyźni, gdyż moja relacja do dzieci nie jest oparta na więzi krwi i nie jest spontaniczną postawą. Moim powołaniem jest chronić każde dziecko, także to niewychowane, niedożywione czy brudne. Dla mężczyzn, którzy są mężami, ich ojcostwo jest następstwem małżeństwa. Dojrzały mąż kocha żonę tak mocno, że obydwoje pragną przekazać życie dzieciom. Żeby dojrzale pokochać dziecko, mężczyzna powinien najpierw pokochać żonę. Tymczasem dojrzały ksiądz to ktoś, kto podejmuje trud wychowywania dzieci, młodzieży i dorosłych bez wsparcia żony. Właśnie dlatego powinien być wyjątkowo męskim i dojrzałym mężczyzną.
Niestety niektórzy księża okazują się dziwni w swoim byciu mężczyzną. Czasem nawet głos mają egzaltowany, niemal „anielski”. To słusznie zastanawia i niepokoi ludzi świeckich. Jeśli jakiś ksiądz tworzy wokół siebie aureolę „anielskości” i usiłuje być osobą „nie z tej ziemi”, unoszącą się w oparach teatralnej duchowości, zamiast być mężczyzną z krwi i kości, to na pewno nie naśladuje Jezusa. Dojrzały mężczyzna — czyli ktoś podobny do Jezusa — jest delikatny i czuły w stosunku do ludzi szlachetnych, ale kiedy spotyka kogoś agresywnego czy przewrotnego, wtedy potrafi być waleczny i nieustraszony.
5. Przejawy i przyczyny trudności osób żyjących w celibacie
Ksiądz, który jest niedojrzały i nieszczęśliwy,
zaczyna romansować zamiast kochać.
Ksiądz, który nie dorasta do bezinteresownej i czystej miłości, zaczyna wchodzić na drogę kryzysu, a celibat staje się dla niego ciężarem. Pojawiają się wtedy pierwsze niepokojące znaki niedojrzałości i niewierności swemu powołaniu. Taki ksiądz żali się na swój los, szuka „argumentów” przeciw celibatowi, myśli o znalezieniu kogoś, kto okaże mu zainteresowanie i czułość. Problem z celibatem zaczyna się zatem wtedy, gdy ksiądz pragnie być kochany zamiast kochać. Ksiądz, który za mało kocha, znajduje zwykle w swoim otoczeniu kobietę, w której się zakocha. Warto wyjaśnić, że samo zakochanie nie jest jeszcze problemem moralnym. Zakochanie to bowiem emocjonalne zauroczenie, które zaczyna się w sposób spontaniczny, a zatem niezależny od świadomej i wolnej decyzji. Jeśli zakochanie nie przeradza się w romans, wtedy nie jest grzechem. Mimo to zakochany ksiądz potrzebuje stanowczej czujności i równie stanowczego panowania nad swymi emocjami właśnie po to, by zauroczenie emocjonalne nie zamieniło się w toksyczne więzi.
Roztropny ksiądz nie zwierza się kobiecie, w której się zakochał. Wie, że to, co przeżywa, jest jego problemem, z którym - z pomocą Boga i mądrych ludzi - sam powinien sobie poradzić. Jeśli jakiś ksiądz zakocha się w kobiecie powierzchownej czy wręcz zdemoralizowanej i zwierzy się jej ze stanu swoich uczuć, to taka kobieta może go z całą świadomością prowokować do romansu. Jeśli natomiast zakocha się w jakiejś szlachetnej kobiecie i powie jej o swoim zauroczeniu, to sprowokuje u niej niepotrzebne poczucie winy. Będzie ona miała bowiem tendencję do obwiniania samej siebie za zaistniałą sytuację. Zakochanie w przypadku kapłana powinno stać się dla niego sygnałem alarmowym i wezwaniem do refleksji nad swoim dotychczasowym życiem. Zwykle bowiem zakochanie wiąże się z zaniedbaniem więzi z Bogiem i ludźmi, a także z zaniedbaniem ofiarnej miłości wobec osób, z którymi dany ksiądz styka się na co dzień.
Znacznie poważniejsze niż zakochanie, przejawy kryzysu kapłana to romansowanie, flirtowanie, szukanie „miłosnych” przygód, skupianie się na cielesności i seksualności, uleganie pożądaniu i wyuzdaniu. Wtedy kapłan wchodzi już w sferę zła i grzechu. Najbardziej dramatyczną formą krzywdy i grzechu w tym wymiarze jest współżycie seksualne. Powoduje ono psychiczne, duchowe i moralne zranienia, która zwykle nie zagoją się do końca życia doczesnego. Ksiądz, który podejmuje współżycie seksualne, stawia popęd i przyjemność ponad godnością własną i ponad godnością oraz dobrem tej drugiej osoby. Często współżycie seksualne staje się początkiem tragicznej drogi, która prowadzi do seksualnych nałogów, do pedofilii i innych przestępstw, do rozbijania małżeństw i do dramatycznego zgorszenia. Powoduje także radykalne zerwanie więzi z Bogiem i Kościołem. Nawet wtedy, gdy kapłan szczerze pragnie zmienić swoje życie, może mu już nie starczyć sił. Może też ugiąć się szantażowi ze strony tej drugiej osoby. W każdym przypadku zaciąga zobowiązania, których nie jest w stanie wypełnić. Często nie widzi już w takiej sytuacji innej możliwości, jak tylko porzucenie kapłaństwa, czyli do jednego błędu dodaje błąd kolejny.
Przyczyną wyżej opisanych trudności w sferze seksualnej i w relacji z kobietami nie jest celibat czy przeciążenie pracą, lecz kryzys danego kapłana w całym swoim sposobie bycia księdzem. Sfera seksualna, a także sposób odnoszenia się do osób drugiej płci, weryfikuje całe nasze człowieczeństwo, całą naszą postawę życiową, a także nasze więzi i wartości. Właśnie dlatego „nie cudzołóż!” jest szóstym, a nie pierwszym przykazaniem w Dekalogu. Osiągnięcie dojrzałości i odpowiedzialności w tej sferze jest możliwe jedynie wtedy, gdy człowiek potrafi respektować pięć pierwszych przykazań, a zatem wtedy, gdy potrafi zająć dojrzałą postawę wobec Boga, wobec bliźniego (począwszy od osób z najbliższej rodziny) oraz wobec zdrowia i życia. Im mniej kocha dany kapłan, tym bardziej chorobliwie atrakcyjna staje się dla niego seksualność i tym bardziej niedojrzałe nadzieje pokłada w kontakcie z osobami drugiej płci. Niedojrzałość kapłanów w postawie wobec kobiet przejawia się w zajmowaniu postaw skrajnych. Jedną skrajnością jest pożądanie i romansowanie. Skrajnością drugą jest odnoszenie się do kobiet z lekceważeniem i pogardą. Ta druga skrajność jest przez niektórych księży opatrznie rozumiana, gdyż interpretowana bywa nie jako zaburzenie, lecz jako potwierdzenie... dojrzałości i wierności celibatowi!
Jedną z przyczyn trudności niektórych księży w sferze seksualnej oraz w kontakcie z osobami drugiej płci, jest z pewnością kryzys wielu współczesnych kobiet. Niedojrzałe kobiety popadają w postawy skrajne. Albo starają się zniechęcić do siebie mężczyzn, albo też zachowują się jak infantylne nastolatki, których największym marzeniem jest znalezienie kogoś, kto będzie nimi rządził i kto będzie traktował je jak swoją własność. Tylko kobieta świadoma swej godności oraz serdecznie zaprzyjaźniona z Bogiem, może być aż tak niezależna od mężczyzny i aż tak stanowcza, że ma siłę i odwagę, by stawiać mu mądre wymagania i by nie dopuścić do budowania niezdrowej więzi. Taka kobieta jest błogosławieństwem i wsparciem nie tylko dla męża czy syna, ale także dla księży, z którymi się styka.
6. W jaki sposób przezwyciężać kapłańskie kryzysy?
Kryzys może przezwyciężyć tylko ten, kto szuka
rozwiązania prawdziwe a nie rozwiązania łatwe.
Najpewniejszym sposobem przezwyciężania każdego kryzysu jest nawrócenie, czyli uczenie się wiernej i bezinteresownej miłości. Zło zwycięża się jedynie dobrem. W obliczu własnych słabości i popełnionych błędów ksiądz nie powinien szukać rozwiązań łatwych lecz decydować się na rozwiązania prawdziwe, czyli zgodne z zasadami Ewangelii. Jeden ze znajomych księży opowiedział mi historię swojego kryzysu i swoich błędów w kontakcie z pewną kobietą. Była to mężatka, która ogromnie cierpiała na skutek choroby alkoholowej swego męża. Początkowo wspomniany ksiądz próbował jej pomóc. Niestety z powodu niedojrzałości obu stron zaczął się romans i doszło do współżycia. Kobieta zaszła w ciążę. Po kilku miesiącach trwania w grzesznej więzi, ksiądz uznał prawdę o swoim dramatycznym błędzie i przerwał romans. Wtedy jednak kobieta zaczęła go szantażować i grozić, że jeśli nie pozostanie przy niej, to ona o wszystkim powiadomi biskupa. W tej sytuacji on sam pierwszy opowiedział biskupowi o swoim grzechu i o swoim dramacie. Teraz ksiądz ten płaci alimenty, ale nie robi złudzeń owej kobiecie. Wie, że oboje popełnili błąd i że oboje ponoszą bolesne konsekwencje tego błędu. Ale nie chce dokładać błędu do już popełnionych błędów. Postanowił powrócić do pierwotnej wierności swemu powołaniu. Zdaje sobie sprawę z tego, że będzie cierpiał aż do śmierci. W zaistniałej sytuacji nie istnieje bowiem żadna bezbolesna alternatywa. Bywają jeszcze bardziej bolesne i jeszcze bardziej dramatycznie pogmatwane historie księży, którzy popadli w kryzys. Niektórzy dopuścili się nawet przestępstw seksualnych i odbywają karę więzienia. Ich historie powinny wszystkich nas mobilizować do tego, by zachować wierność powołaniu, by uczyć się jeszcze większej miłości i dorastać do świętości.
Przezwyciężanie kryzysów w sferze seksualnej i w kontakcie z kobietami nie oznacza odrzucania własnej cielesności, płciowości, seksualności czy uczuciowości. W pracy nad własnym charakterem nie chodzi o to, by cokolwiek w sobie odrzucić, lecz by wszystko zintegrować. Dojrzały ksiądz potrafi kochać mocą całego bogactwa swego człowieczeństwa! Wie, że pozostaje człowiekiem wcielonym, a nie bezcielesnym duchem. Nie boi się swojej seksualności, gdyż jest panem samego siebie we wszystkich dziedzinach, a zatem także w sferze seksualnej i w kontakcie z kobietami. Ksiądz, który bezinteresownie kocha, pogodnie panuje nad swoją seksualnością, a to sprawia, że jest on pełen entuzjazmu, siły, wytrwałości i stanowczości w okazywaniu miłości. Taki ksiądz potrafi pracować dwanaście, a nawet więcej godzin dziennie i znajduje jeszcze w sobie siłę, by się serdecznie uśmiechać.
Dojrzałość kapłanów wobec kobiet polega na rozumieniu kobiecego geniuszu, na uczeniu się od kobiet ich wrażliwości na świat osób oraz ich bezinteresownej miłości, na wspieraniu kobiet w ich fizycznym i duchowym macierzyństwie, a także na okazywaniu wielkiej wdzięczności za ich wkład w życie rodziny, parafii, Kościoła i społeczeństwa. Dla każdego kapłana wzorem w tym względzie może być Jan Paweł II, który odnosił się do kobiet z ujmującym szacunkiem i który wielokrotnie dziękował za „tajemnicę kobiety i za każdą kobietę — za to, co stanowi odwieczną miarę jej godności kobiecej, za wielkie dzieła Boże, jakie w niej i przez nią dokonały się w historii ludzkości. Dziękujemy ci, kobieto, za to, że jesteś kobietą! Zdolnością postrzegania, cech...ącą twą kobiecość, wzbogacasz właściwe zrozumienie świata i dajesz wkład w pełną prawdę o związkach między ludźmi” (List do Kobiet, Watykan, 29.06.1995, nr 1).
7. Formacja alumnów i kapłanów w sferze seksualnej
Największą dojrzałość w sferze seksualnej
osiągają ci, którzy najbardziej kochają.
Niektórym ludziom seksualność kojarzy się z miłością, zaufaniem, bliskością, czułością, z odpowiedzialnym i radosnym przekazywaniem życia. Inni widzą w niej jedynie działanie instynktu i biochemii, a także źródło chwilowej przyjemności czy łatwy sposób na zaspokojenie popędu. Jeszcze inni są przekonani, że seksualność to źródło nieszczęścia, frustracji, zniewoleń, zniszczonych więzi, bolesnych rozczarowań, wyrzutów sumienia. Te rozbieżności w patrzeniu na sferę seksualną wynikają z tego, że dojrzała seksualność jest sposobem wyrażania miłości i miejscem odpowiedzialnego przekazywania życia, natomiast seksualność nieodpowiedzialna staje się miejscem wyrażania przemocy (do gwałtu włącznie) oraz miejscem przekazywania śmierci (do aborcji i AIDS włącznie).
Punktem wyjścia w kształtowaniu odpowiedzialnej postawy w sferze seksualnej jest odkrycie jej sensu. Otóż sensem ludzkiej seksualności nie jest rozładowanie popędu czy szukanie przyjemności, lecz włączenie tej sfery w służbę miłości. Istnieje analogia między seksualnością a spożywaniem pokarmów. Sensem jedzenia nie jest zaspokajanie przyjemności, lecz odpowiedzialne odżywianie organizmu. Tak, jak istnieje zdrowa i szkodliwa żywność oraz odpowiedzialny i nieodpowiedzialny sposób odżywiania, tak też istnieje zdrowa i szkodliwa seksualność oraz odpowiedzialny i nieodpowiedzialny sposób kierowania tą sferą. Sensem ludzkiej seksualności jest potwierdzanie miłości małżeńskiej oraz odpowiedzialne przekazywanie życia. Zasada ta wynika z faktu, że gesty, jakie odpowiedzialny człowiek okazuje innym osobom, są proporcjonalne do więzi, które z tymi osobami zbudował. W przeciwnym przypadku gesty te byłyby fałszywe i szkodliwe. Największym zagrożeniem w sferze seksualnej są zachowania, które odrywają seksualność od miłości małżeńskiej i od odpowiedzialnego rodzicielstwa. Niektóre formy seksualności oderwanej od miłości i od płodności niosą ze sobą aż tak wielką krzywdę, że są zakazane kodeksem karnym (na przykład gwałt, pedofilia, pornografia dziecięca czy aborcja).
Wychowanie seksualne jest potrzebne po to, by zaspokojony był człowiek, a nie jego popęd. Ludzka seksualność nie jest złem, które wymaga walki czy unicestwienia, lecz dobrem, które — jak każde dobro w człowieku — wymaga czujności i roztropności. Odwoływanie się w wychowaniu seksualnym głównie do nakazów i zakazów sprawia, że człowiek czuje się niesłusznie ograniczany w swojej wolności i w swoich potrzebach. Prowadzi to do buntu i dodatkowo wzmaga trudności. Dojrzała motywacja w pracy nad sobą w tej dziedzinie oznacza, że człowiek podejmuje trud panowania nad seksualnością dla własnego zysku, czyli dlatego, że rozumie, iż leży to w jego interesie i jest warunkiem jego rozwoju.
Drugim, obok pozytywnej motywacji, warunkiem odpowiedzialnego wychowania w sferze seksualnej jest kształtowanie prawego sumienia w tej dziedzinie. Sumienie to zdolność odróżniania tego, co nas rozwija, od tego, co szkodzi nam samym czy innym ludziom. Pierwszą skrajnością jest tu subiektywizm moralny. To sytuacja, w której człowiek przypisuje samemu sobie władzę ustalania tego, co służy jego rozwojowi, a co go niszczy (na tym polegał właśnie grzech pierworodny!). Ludziom, którzy ulegają tego typu naiwności, trzeba ukazywać fakt, iż człowiek potrafi wmówić sobie, że nawet oczywiste zło jest dobrem. Im bardziej ktoś krzywdzi siebie czy innych, tym bardziej manipuluje własną świadomością i potrafi nałogowo oszukiwać samego siebie. Właśnie dlatego niektórzy ludzie uważają, że czymś dobrym jest kradzież, zabijanie niewinnych dzieci, narkotyk, samobójstwo czy eutanazja. Na szczęście żaden sąd nie uniewinni na przykład gwałciciela tylko dlatego, że subiektywnie uważa on, iż gwałt to rzecz normalna i dobra.
Drugą skrajnością w formacji sumienia jest obiektywizm moralny, który w tym kontekście oznacza, że dany człowiek uważa, iż jego zachowanie jest poprawne moralnie, jeśli tylko w swych zewnętrznych przejawach jest ono zgodne z normami moralnymi. Błąd polega tu na tym, że człowiek nie poddaje osądowi sumienia swoich przeżyć, postaw, motywacji. Tymczasem jest możliwe, że zewnętrzne zachowanie danego człowieka jawi się jako moralnie poprawne, ale jego motywacje, intencje czy subiektywne przeżycia są niedojrzałe a nawet niemoralne. Zdarza się przecież, że ktoś z przewrotną motywacją wykonuje czyny, które z zewnątrz wydają się przejawem miłości. Można zewnętrznie panować nad ciałem, a w sercu dopuszczać się cudzołóstwa. Ukształtowanie prawego sumienia oznacza sytuację, w której człowiek respektuje zasady moralne w sposób świadomy i wolny oraz w oparciu o pogłębione motywy, czyli z szacunku do samego siebie i do innych ludzi.
Jeśli ktoś wypełnia funkcje kapłańskie, ale nie traktuje kapłaństwa jako powołania i nie kocha bezinteresownie, to sfera seksualna będzie go zawsze niepokoić. W konsekwencji będzie usiłował zagłuszyć w sobie tę sferę, albo przeciwnie, wmówi sobie, że seksualność jest czymś aż tak atrakcyjnym i ważnym, iż należy jej podporządkować nawet własną godność oraz wierność własnemu powołaniu. Pogodną integrację seksualną osiąga tylko ten kapłan, dla którego Bóg i człowiek ważniejszy jest od popędu i od przyjemności. Tylko taki kapłan potrafi z radością trwać w czystości ciała i serca. Tylko wtedy też może cieszyć się celibatem i widzieć w bezżenności szansę na wielką miłość do każdego spotkanego człowieka. Podstawą dojrzałości kapłana w sferze seksualnej jest zatem radosna miłość do Boga, do samego siebie i do bliźniego. Tylko żyjąc w obecności Boga, który jest miłością, można dorastać do tej do tej autonomii emocjonalnej, która jest konieczna, by w odpowiedzialny i pogodny sposób kierować własną seksualnością. Dojrzały kapłan w inny niż małżonkowie - gdyż w pozbawiony wymiaru seksualnego - sposób wyraża miłość do człowieka. Nie lęka się swojego ciała, swojej płciowości i swoich emocji, gdyż wszystkie te sfery potrafi zintegrować w taki sposób, by o miłości Boga do człowieka świadczyć z entuzjazmem, zapałem, radością i serdecznością.
Ważnym znakiem dojrzałości kapłana jest jego pokora i czujność oraz stanowczość i dyscyplina w sferze seksualnej. Dojrzały kapłan zdaje sobie sprawę z tego, że czujność jest konieczna nie tylko ze względu na siłę popędów i uczuć, ale także ze względu na niedojrzałe zachowania innych ludzi oraz ze względu na negatywne naciski dominującej kultury. Wie, że czujność i dyscyplina są konieczne w każdej fazie życia. W okresie młodości potrzeba czujności wiąże się z naturalną tęsknotą za intymnością małżeńską oraz za pragnieniem radości rodzicielskiej. W okresie późniejszym potrzeba czujności wynika z równie naturalnej tęsknoty za wyjątkową więzią z kimś szczególnie cennym i kochanym.
Zakończenie
Niektórzy ludzie sądzą naiwnie, że rozwiązaniem wszelkich trudności w sferze seksualnej czy w relacji kapłana do kobiet, byłaby rezygnacja Kościoła katolickiego z celibatu. Tymczasem dojrzały ksiądz to stanowczy realista. To ktoś, kto zdaje sobie sprawę z tego, że zachowanie wierności i czystości małżeńskiej nie jest wcale łatwiejsze niż zachowanie czystości w kapłaństwie. Dojrzały ksiądz decyduje się na celibat i rezygnuje ze współżycia seksualnego nie z lęku przed małżeństwem i rodziną, ale ze względu na więź z Chrystusem oraz z ludźmi, do których Chrystus go posyła. Seksualność z natury wiąże człowieka z kimś jednym, tymczasem kapłan powołany jest do tego, by być darem dla każdego spotkanego człowieka. Kapłan, który rezygnuje z małżeństwa i żyje w czystości, potwierdza, że należy do Boga, który jest Miłością. Potwierdza też, że kocha ludzi miłością radosną, bezinteresowną i ofiarną, a zatem miłością podobną do tej, jaką szlachetni małżonkowie i rodzice obdarzają siebie nawzajem oraz swoje dzieci.
Celibat staje się zrozumiały jedynie w kontekście realistycznego i całościowego patrzenia na naturę człowieka. Prawdziwym wyzwaniem dla kapłanów nie jest bezżenność lecz dorastanie do miłości dojrzałej, wiernej i ofiarnej. Ksiądz, który bezinteresownie kocha, jest szczęśliwy i pogodny. Podobnie jak szczęśliwy i pogodny jest mąż i ojciec, który kocha swoich bliskich. Święty Piotr zdawał sobie sprawę z tego, że on sam i niektórzy inni uczniowie dla Mistrza opuścili wszystko, nawet swoje żony i dzieci (por Mt 19, 27-29). Dzięki celibatowi możemy pójść za Jezusem bez potrzeby opuszczania własnej żony i własnych dzieci. Prawdopodobnie byłbym bardzo szczęśliwy jako mąż i ojciec, ale nie potrafię wyobrazić sobie tego, że mógłbym być jeszcze szczęśliwszy niż teraz, gdy jestem księdzem, który żyje w celibacie. Celibat nie jest dla mnie ciężarem lecz błogosławieństwem, gdyż pomaga mi kochać wielu ludzi w sposób bezinteresowny i ofiarny. A to przynosi radość, która zaspakaja doczesne pragnienia mego serca.
Kościół z piekła rodem
~Robert o to sporadyczne przypadki .
Przestępstwa seksualne w Kościele katolickim
– przestępstwa i wykroczenia popełnione przez duchownych i podwładnych Kościoła katolickiego, którzy dopuścili się przemocy i wykorzystania seksualnego chłopców, dziewczynek i kobiet.
Dotyczyły one na przestrzeni ponad pół wieku tysięcy księży
i dziesiątek tysięcy ich ofiar,
którym wypłacono odszkodowania warte miliardy USD.
Sprawy o dużym zasięgu lub rozgłosie miały miejsce m.in.
w Argentynie, Australii, Austrii, Belgii, Brazylii, Chile, na Filipinach, we Francji, w Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Kanadzie, Kenii, na Malcie, w Meksyku, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Tanzanii, Wielkiej Brytanii i we Włoszech, a wiele pojedynczych przypadków ujawniono także w innych krajach.
O tuszowanie skandali seksualnych obarczono winą hierarchów Kościoła, w tym niektórych biskupów.
Papieża Jana Pawła II skrytykowano za wspieranie duchownych, którym zarzucano pedofilię.
Zarzuty o zaniechania nie ominęły także jego następcy Benedykta XVI, a dotyczą one okresu, kiedy był jeszcze kardynałem i prefektem
Kongregacji Nauki Wiary
- nie lękajcie się kastracji !
"~Krzysiek
Jak rozwiązać bardzo potężny problem pedofilii w kościele?"-Jaki potężny?Coś Ci się ta matematyka pląta i mylą Ci się wyniki,To są sppradyczne przypadki a Ty walisz-potężny problem,bez jaj.
Nico-myślisz że jesteś taki zabawny?
"Kastracja wszystkich księży", "taka inicjacja kapłańska." - genialny postulat! Po co im potrzebne? Robert, co ty o tym sądzisz? Potrzebne im, czy nie?
Kościół z piekła rodem
Przekrój | dodane 2009-06-08 (10:53)
udostępnij
Po moralnym bankructwie Kościoła w Irlandii ostatnim prawdziwym bastionem katolicyzmu w Europie jest Polska.
Ale nawet taki kolos jak polski Kościół stoi na glinianych nogach.
Biczowanie,
kopanie,
podpalanie,
zadawanie oparzeń,
dźganie,
zmuszanie do pozostawania w pozycji klęczącej przez wiele godzin, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzenia, bicie w podeszwy stóp,
zawieszanie na haku i bicie,
szczucie psami
– to nie są praktyki, jakie wobec więźniów politycznych stosują strażnicy obozów zesłania w Chinach, ani metody nakłaniania terrorystów do zeznań w tajnych więzieniach CIA.
Takich środków wychowawczych przez cały XX wiek używali wobec dzieci księża oraz bracia i siostry zakonne w instytucjach kościelnych w Irlandii.
Wychowankowie tych ośrodków byli też na masową skalę molestowani seksualnie, z gwałtami zbiorowymi włącznie.
20 maja 2009 roku – dzień, w którym opublikowano raport tak zwanej komisji Ryana – to data ostatecznego upadku Kościoła katolickiego w Irlandii,
instytucji, która przez stulecia stanowiła jeden z filarów tożsamości narodowej mieszkańców tego kraju
i dzięki której udało im się oprzeć brytyjskiej kolonizacji.
Z ks. bp. Adamem Bałabuchem, przewodniczącym Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP, biskupem pomocniczym diecezji świdnickiej, rozmawia Małgorzata Bochenek
Ekscelencjo, po raz pierwszy dzisiaj, w czwartek po Niedzieli Zesłania Ducha Świętego, przeżywamy święto Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana. Obecnie nierzadko jesteśmy świadkami pomniejszania roli i rangi kapłanów…
– Obserwujemy swoisty dualizm między rzeczywistością obecną we wspólnotach parafialnych, zwłaszcza mniejszych, a tym, co usiłują kreować liberalno-lewicowe media.
Na szczęście w większości księża są nadal bardzo pozytywnie postrzegani przez swoich wiernych. Pokazują to wizytacje zwłaszcza w mniejszych wspólnotach. Tam kapłan wciąż pozostaje autorytetem, a wokół parafii najczęściej koncentruje się życie mniejszych społeczności lokalnych. To sprzyja prowadzeniu ludzi do Pana Boga.
Niestety w mediach nie mówi się o tym, jak wiele dobrych dzieł podejmuje Kościół, nie słyszymy o tym, z jak ogromną pomocą spieszy człowiekowi, nie tylko duchową, ale także materialną. Kościół, często także kapłan, pokazywany jest od strony negatywnej, by celowo zniechęcić ludzi, a zwłaszcza młodych, do tego, aby szli za nauką Kościoła, za pasterzami.
Jakie działania najbardziej uderzają w dobre imię kapłana?
– Najłatwiej ranić słowem, krzywdzącym, często niesprawdzonym. Księża nie mają szansy obrony, a nawet wykazania swojej niewinności. Niestety pomówienia, oszczerstwa pozostają w obiegu informacji. Sprostowania kłamliwych wiadomości zdarzają się sporadycznie, nie wspominając już o braku słowa „przepraszam”. Nagłaśnianie często nieprawdziwych albo przesadnie interpretowanych informacji o konkretnym księdzu wykorzystuje się do niszczenia autorytetu Kościoła, który zawsze był, jest i będzie z człowiekiem. Dlatego wydaje się, że nowe święto wzywa również ludzi mediów, którzy uważają się za katolików, do odpowiedzialności za słowa o Kościele. Uogólnienia jednostkowych sytuacji ranią, podają w wątpliwość autorytet, wzór kapłana.
Dzisiejsze święto zostało więc wprowadzone do kalendarza liturgicznego Kościoła w Polsce w najbardziej stosownym momencie, kiedy trwa atak na Kościół, a w mediach kreowany jest negatywny obraz księży. O czym to święto przypomina?
– Faktycznie, święto zostało wprowadzone w klimacie nieprzychylnym w wielu środowiskach księżom, Kościołowi w Polsce. Ma ono przede wszystkim przypominać, że kapłaństwo zostało ustanowione przez Chrystusa dla całego Kościoła, czyli i duchownych, i świeckich.
W pierwszej kolejności winniśmy zdać sobie sprawę z tego, że sam Jezus Chrystus jest najwyższym i wiecznym Kapłanem, a Jego kapłaństwo trwa w Kościele. Chrystus wybiera ludzi, którymi się posługuje, poprzez sakrament święceń. Kapłaństwo Chrystus składa w kruchych naczyniach, ale nigdy nie możemy zapominać, że ten, kto przyjmuje sakrament święceń, jest nosicielem Chrystusowego kapłaństwa. Tym samym otrzymuje niezwykłą moc sprawowania sakramentów, w tym Eucharystii, odpuszczania grzechów. To święto ma uwrażliwić wiernych na obecność tak ogromnego daru w Kościele, jakim jest kapłaństwo. Dzięki niemu Chrystus staje się obecny pośród swojego ludu. To święto ma również mobilizować wiernych do modlitwy za kapłanów, którzy winni ich wspierać i być przy nich w pełnionej posłudze. Wierni świeccy muszą przeciwstawić się niszczeniu autorytetu, jakim cieszy się polski kapłan.
Czyli święto zachęca do modlitwy, ale także zdecydowanej obrony kapłanów?
– Modlitwa w pierwszej kolejności, bo to jest szczególne wstawiennictwo u Pana Boga za kapłanami. Postawę modlitwy należy przekładać także na czyny. Oczywiście trzeba umieć na co dzień, w różnych sytuacjach odważnie stawać po stronie Kościoła, kapłanów. Zwłaszcza kiedy nasilają się próby podważania autorytetu Kościoła, trzeba potrafić się upomnieć o szacunek dla kapłanów. Pamiętajmy, że niszczenie dobrego imienia księży i biskupów idzie w parze z promowaniem liberalizmu we wszystkich wymiarach życia społecznego, ośmieszaniem podstawowych zasad i wartości moralnych, a w konsekwencji prowadzi do prób wprowadzenia praw sprzecznych z naturą człowieka.
A czym to święto jest dla kapłanów, osób duchownych?
– To kolejny wymiar przeżywania święta Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana. Ci, którzy noszą w sobie Chrystusowe kapłaństwo, muszą uświadomić sobie, że mają żyć, podejmować wszelkie działania w utożsamieniu z Chrystusem. Przez życie na wzór Chrystusa uświęcają siebie, a przez swoje świadectwo przyczyniają się do uświęcenia ludu Bożego. Świętość jest światłem widocznym dla innych.
Może warto w tym kontekście zwrócić uwagę także na strój kapłański? Sutanna jest ważnym znakiem tożsamości kapłana.
– To bardzo słuszna myśl. Dzisiaj może w wielu przypadkach zbyt łatwo kapłani rezygnują z zewnętrznego znaku przynależności do Chrystusa, jakim jest sutanna. Siostry zakonne idące ulicami naszych miast w habitach stają się znakiem dla pędzącego świata: „człowieku, pamiętaj o życiu wiecznym”. Myślę, że księża także w większym wymiarze powinni wracać do stroju duchownego. Winni odnawiać swoją relację do kapłańskiego stroju, tak uroczyście przyjmowanego w seminarium.
„Kościół w Polsce dzięki kapłanom jest niepokonany. (…) dzięki tej jedności kapłanów z Episkopatem. I z kolei jedności całego społeczeństwa z kapłanami i Episkopatem. Ale Kościół przez kapłanów można także pokonywać. Przed tym trzeba bardzo się strzec” – mówił bł. Jan Paweł II do księży zgromadzonych w częstochowskiej katedrze 6 czerwca 1979 roku…
– Jedność między wiernymi świeckimi a kapłanami, jak też między prezbiterami a biskupami, była, jest i zawsze będzie siłą Kościoła. Sam Pan Jezus modlił się o to, byśmy byli jedno. Szatan wie, że dzielenie osłabia Kościół. Diabeł jest zawsze tym, który dzieli, próbuje rozbijać więź jedności pomiędzy wiernymi a ich księżmi, a potem także rozbijać tę więź pomiędzy księżmi a biskupami. Dlatego zawsze musimy być czujni i nie możemy pozwolić sobie na jakiekolwiek podziały. Musimy skupiać się wokół Chrystusa, Jego słowa, a wtedy będziemy mocni mocą Chrystusowego krzyża.
Wierni świeccy na mocy sakramentu chrztu i bierzmowania uczestniczą w posłudze prorockiej, kapłańskiej i królewskiej Chrystusa, stąd też są powołani do współpracy i jedności w Kościele z pasterzami. Polski Episkopat pragnie, aby to święto, wprowadzone w ostatnich dniach pontyfikatu Papieża Benedykta XVI, stało się jego duchowym testamentem dla Kościoła w Polsce. Ten testament będziemy realizować, prosząc o święte powołania, troszcząc się o świętość kapłańskiego życia i zabiegając o szacunek dla naszych duszpasterzy.
Jak rozwiązać bardzo potężny problem pedofilii w kościele?
Jest tylko jedna skuteczna metoda, kastracja.
Kastracja wszystkich księży,
w końcu oni zobowiązują się żyć w abstynencji seksualnej dla swojego boga,
więc co im szkodzi.
[09.06.13, 12:20]
Kastracja?
Nowy obrzęd by powstał.
Taka inicjacja kapłańska.
Sporo na tacę by zebrali, heheheh
Nie lękajcie się!
Autor: lech...arek_wolski 14.03.12, 19:56
Jeśli ci demenci upierają się przy celibacie,
to żaden kleryk czujący "powołanie"
nie powinien sie obawiać kastracji
- nie lękajcie się!
Podążają oni bowiem drogą ewangelicznej czystości
i pozostają „bezżenni dla królestwa niebieskiego” (Mt 19,12),
by być już na ziemi jak aniołowie w niebie,
- nie lękajcie się kastracji !
13 kwietnia w Warszawie podczas Targów Wydawnictw Katolickich ks. prof. Dariusz Oko stwierdził, że na 1000 pedofilów 400 to geje, a 1 to ksiądz. Wywołało to spore zaciekawienie. W imieniu środowiska antyklerykalnego głos zabrała „posłanka” Anna Grodzka, która zarzuciła niekompetencje… Rzecznikowi Praw Dziecka – Markowi Michalakowi sprawującemu patronat honorowy nad tą imprezą.
Inni zaś pytali o badania, na które w swojej wypowiedzi powołał się ks. prof. Dariusz Oko. Niektóre wypowiedzi poruszające ten temat, również te związane ze środowiskiem kościelnym są ostrożne. – Nauka dopiero zaczyna badać to zagadnienie – powiedział amerykański psycholog, który pracował w ośrodku terapeutycznym dla duchownych pedofilów ks. Stephen Rosetti.
Nie oznacza to jednak, że badania zajmujące się problemem związku homoseksualizmu z pedofilią nie były przeprowadzane.
Zgodnie z publikacją naukowców z Clarke Institute of Psychiatry w Toronto odsetek homoseksualistów wśród pedofilów wynosi ponad 30 procent. Według innej 50 proc. przypadków molestowania przybranych dzieci miało charakter homoseksualny. Kolejne badanie pokazuje, że aż 86 proc. pedofilów wykorzystujących seksualnie chłopców określa się jako geje.
W 2011 roku badania statystyczne ośrodka CARA dowiodły, że liczba doniesień do władz kościelnych w sprawie molestowania homoseksualnego duchownych na osobach nieletnich wynosiła 21, z czego 7 uznano za wiarygodne.
Bp Marian Rojek – polski delegat na watykańskie sympozjum w sprawie pedofilii w Kościele, powołując się na dane opracowane podczas tego spotkania, powiedział, że około 0,05 proc. przypadków wykorzystywania seksualnego nieletnich w USA dotyczy duchowieństwa (czyli jeden ksiądz-pedofil przypada na 2000 pedofilów).
Podobne odsetki pokazują badania włoskie. Z kolei w Niemczech od 1995 do połowy 2012 r. odnotowano 210 tys. przypadków nadużyć wobec nieletnich. W tym konkretnie zaledwie 94 przypadki mają związek z Kościołem katolickim. Wychodzi na to, że 1 na 2000 przypadków molestowania w tym kraju dotyczy duchownego – zauważył biskup Rojek w wywiadzie dla „Uważam Rze”.
Otwierając czasopismo dla panów lub pań, stronę internetową o nazwie sugerującej, że mamy do czynienia z portalem plotkarskim czy też włączając kanał jakiejś muzycznej stacji – zwykle to, co nas zalewa, to wszechobecny seks i pornografia. A to ciekawostki z życia gwiazd: kto z kim i jak długo, a to wyciekające „przypadkiem” filmiki. Rozwiązłość została wyniesiona do rangi cnoty i świetnie się sprzedaje. Brak jakichkolwiek hamulców zdemoralizował nas do tego stopnia, że związki na kocią łapę traktowane są jako coś normalnego, a chłopak, który nie ogląda filmów pornograficznych jest „jakiś dziwny”. Przecież to całkowicie normalne i zdrowe. Zgodne z naturą, mawiają.
Nie bez powodu poprzedni artykuł rozpoczęłam od sarkastycznych uwag na temat pochodzenia księży, stwierdzając, że są ludźmi takimi jak my i rządzą nimi dokładnie te same prawa natury: popędy, potrzeby, instynkty. Jak więc obronić tezę przemawiającą za celibatem, skoro popęd seksualny jest naturalny? Pytanie postawione w takim kontekście nie ułatwia mi zadania, ale też nie taka była moja intencja. Wolę raczej zmierzyć się z rzeczywistością taką, jaka jest.
Na wstępie należy jednak rozróżnić celibat księży od celibatu zakonników. Ci drudzy wychodzą z nieco innych podstaw, aniżeli księża diecezjalni. Podążają oni bowiem drogą ewangelicznej czystości i pozostają „bezżenni dla królestwa niebieskiego” (Mt 19,12), by być już na ziemi jak aniołowie w niebie, dlatego też składają stosowne śluby na ręce przełożonego. Nieco inaczej jest z celibatem księży diecezjalnych. Jego podstawa nie jest stricte biblijna, lecz ustanowiona przez Kościół, a historia wprowadzania obowiązku bezżenności kapłanów jest wyjątkowo długa i zawiła. Owszem, nie da się zaprzeczyć, że jednym z powodów wprowadzenia celibatu były problemy z podziałem majątku kościelnego. Niestety, tych, którzy uważają to za jedyną przyczynę, muszę srodze rozczarować. Już św. Paweł, a potem Ojcowie Kościoła postulowali połączenie stanu kapłańskiego z bezżennością. Mimo wszystko, sens duchowy miał ogromne znaczenie dla wprowadzenia obowiązkowego celibatu.
Wracając do początkowych zdań o bardzo modnej i powszechnej już rozwiązłości moralnej, rozmowy o celibacie są bardzo potrzebne. Tutaj i teraz, albowiem złe prowadzenie się dotyczy także niektórych kapłanów, których życie i postępowanie stanowią wspaniałą wręcz pożywkę dla mediów oraz wszelkich antyklerykałów i zwolenników teorii „wolności bez ograniczeń” oraz prowokują pytania o sens tejże instytucji. Czy nie lepiej by było, jak pytają niektóre media – „żeby księża mieli żony, zamiast kochanek? Żeby nie musieli się ukrywać, żyć w zakłamaniu, a parafianie udawać, że nie wiedzą?”
Tak więc po co w ogóle celibat? I to w dzisiejszych czasach?!
W aspekcie teologicznym celibat wynika z tego, że kapłani „powołani są do tego, by poświęcić się niepodzielnie Panu i Jego sprawom, oddając się całkowicie Bogu i ludziom. (…). Przyjęty radosnym sercem, celibat zapowiada bardzo jasno Królestwo Boże” (KKK, 1579). Innymi słowy: na piedestał należy wysunąć służbę Bogu i bliźnim.
Istnieje także inny wymiar bezżenności. Media sprowadziły miłość do samego aktu płciowego – do seksu, a sens życia do zaspakajania wszelkich swoich zachcianek. Celibat w tak funkcjonującym świecie ma być znakiem miłości bezinteresownej, która w centrum stawia osobę a nie jej ciało i ma stanowić potwierdzenie, że miłość bez seksualności może człowiekowi wystarczyć do szczęścia. Ważnym jest właściwe zrozumienie pojęcia „miłość” – to nie tylko pożądanie, pociąg do płci przeciwnej, lecz miłość w swej prawdziwej istocie, czyli umiłowanie bliźniego, które wyraża się poprzez ofiarność, wsparcie, cierpliwość, życzliwość i współczucie. Nie bez znaczenia pozostaje bezżenność kapłana dla osób żyjących – z różnych względów – samotnie, którzy nie wstąpili w związek małżeński i nie założyli rodziny, a także dla osób o skłonnościach homoseksualnych, a które pragną pozostać w całkowitej wierności wobec Boga. Tak pojęty celibat jest więc świadectwem kochania, w którym cielesność nie jest priorytetem, a samo ciało nie wyznacza wartości człowieka.
Jest całkiem prawdopodobne, że do wielu te teoretyczne argumenty teologiczne i pedagogiczne najzwyczajniej w świecie nie trafią do przekonania. Można więc spróbować nadać im wymiar boleśnie praktyczny.
Kapłani mają być apostołami i duszpasterzami, poświęcającymi się dla wiernych. Posiadanie rodziny znacząco uszczupla ich czas, jaki mogliby poświęcić na obowiązki w parafii. Ponadto, należy sobie zadać pytanie, czy każda parafia – nie tylko bazylika z wieloma wiernymi i pielgrzymami, ale także ta na wsi, gdzie wiernych jest zaledwie kilkuset – byłaby w stanie utrzymać księdza i jego rodzinę: żonę, może dwójkę lub trójkę dzieci? Dzieci, które musiałyby co kilka lat zmieniać szkołę, za każdym razem, gdy tata-ksiądz otrzymałby od biskupa dekret przenoszący go do innej miejscowości.
Zarzutem, który można wysunąć przeciwko powyższym argumentom jest bardzo często powtarzany problem nieprzestrzegania przez niektórych kapłanów celibatu. Cóż, zadajmy sobie więc pytanie: czy dlatego, że jest często popełniane przestępstwo kradzieży, należy je zalegalizować? Czy to, że wielu mężów bije żony, należy uznać, że jest czymś w porządku, bo w co dziesiątej rodzinie się to zdarza? Czy w takim razie należy przyjąć za normę coś co jest złe? Czy zniesienie celibatu rozwiąże problem przestrzegania czystości w Kościele? Biorąc pod uwagę, że wśród wielu małżeństw – także tych sakramentalnych – zdarzają się „skoki w bok”, trudno przyjąć, że takie rozwiązanie okaże się skuteczne.
Powtarzające się hasła o tym, że „celibat jest nieludzki” prowadzi nas do prostego wniosku, że każda forma wstrzemięźliwości seksualnej jest „nieludzka”. Idąc dalej takim tokiem rozumowania, to czy osoby, które są niezdolne do aktów płciowych są do tego stopnia upośledzone, że mamy im odmówić pełni człowieczeństwa? Czy taka teza ma jakikolwiek sens?
To nie celibat jest problemem. Problem leży w człowieku.
Kłopot bowiem zaczyna się wtedy, gdy ksiądz pragnie być kochany, zamiast kochać.
Gdy nie ma w sobie głębokiego, wewnętrznego przekonania o sensie i wadze tego, jakim darem, ale i trudnością jest życie w czystości.
Gdy nie dojrzał do miłości prawdziwej, wiernej i ofiarnej.
Pierwszym krokiem do zrozumienia „instytucji celibatu” jest zrozumienie miłości i tego, czym jest apostolstwo, duszpasterstwo, posługa samemu Bogu i swemu bliźniemu – czym jest chrześcijaństwo. Ta świadomość w nas zanika, bo traci ją całe społeczeństwo, które coraz bardziej oddala się od Boga. „Złe prowadzenie się”, o którym wspominałam wcześniej to przecież nie tylko przywara kapłanów nie dotrzymujących obietnicy czystości, lecz całych społeczeństw. Gdybym powiedziała koledze, że mieszkając i współżyjąc ze swoją dziewczyną „źle się prowadzi” – zapewne by się na mnie śmiertelnie obraził. Nic dziwnego więc, że ciężko nam zrozumieć celibat, skoro jesteśmy ludźmi niedojrzałymi i egoistycznymi, wychowanymi przez media promujące rozwiązłość i wolność od moralności i odpowiedzialności za drugiego człowieka.
Dlatego tak bardzo potrzebujemy świadectwa i czystości kapłanów. Wielką tragedią jest to, że niestety wśród stanu duchownego zdarzają się przypadki, gdy ksiądz prowadzi podwójne życie. W ten sposób nie tylko łamie ślubowanie złożone samemu Bogu, ale stanowi zgorszenie i antyświadectwo – zarówno dla wiernych, jak i innych kapłanów, którzy żyją w czystości. Albowiem ludzie widząc jednego, drugiego, trzeciego księdza łamiącego celibat, zaczynają przypisywać niewierność wszystkim księżom Kościoła Katolickiego.
W jednym z listów wielkoczwartkowych Jan Paweł II stwierdził: „nasi bracia i siostry żyjący w małżeństwie, mają prawo oczekiwać od nas, kapłanów i duszpasterzy, dobrego przykładu i świadectwa dozgonnej wierności powołaniu, które my wybieramy poprzez sakrament kapłaństwa, tak jak oni przez sakrament małżeństwa.”
Na koniec warto powtórzyć, że celibat nie jest zasadą dogmatyczną i być może nastanie dzień, w którym Kościół dopuściłby do kapłaństwa mężczyzn żonatych lub zezwoliłby już wyświęconym na zawarcie sakramentu małżeństwa. Stanowisko obecnego papieża jest jednak jasne i wyraźnie utrzymuje pogląd zachowujący celibat. Nic nie wskazuje na to, by w najbliższej przyszłości miałoby się coś zmienić, a jak wspominałam wyżej – zniesienie obowiązku bezżenności prowadziłoby do dalszych komplikacji, takich jak problem wierności wobec żon, stwierdzenia nieważności małżeństwa, rozwodów…
Wniosek jest prosty. Jeżeli bowiem człowiek nie jest wystarczająco świadomy wagi ślubowania składanego samemu Bogu oraz nie żyje prawdziwie Chrystusem, to niezależnie od tego, czy będzie księdzem, mężem czy człowiekiem samotnym – wierny swojej wierze i jej zasadom nie pozostanie.
Categories: Z perspektywy bruku
Nie iluminaci, nie masoni, lecz właśnie księża Kościoła katolickiego wzbudzają strach, zniesmaczenie i oburzenie wśród znacznej części naszego społeczeństwa. Czas na to, by ktoś powiedział to głośno. Skąd biorą się księżą? Dlaczego wśród nas są obywatele państwa Watykanu? Czym naprawdę jest czarna mafia?
Podobno są potomkami przybyszów z kosmosu, którzy na wybranej części społeczeństwa dokonywali genetycznych eksperymentów, zaszczepiając im swoje DNA. W ten sposób, wierząc w powolne, lecz nieubłagane koło ewolucji, czekają cierpliwie, aż zmutowana rasa przejmie całkowitą władzę nad światem poprzez mamienie, oszukiwanie i wysysanie mózgu swym poddanym. Tak słyszałam. W telewizji, znaczy się. „Brukowiec Codzienny” także często o tym donosi. Nie wspominając już o tym, jak zażarte dyskusje toczą się w Internecie, gdzie wielu narzeka na wszechobecnych księży, którzy pakują się im do domów kopniakiem z półobrotu i siłą wywlekają na Mszę/chrzest/ślub, a nawet na pogrzeb! Tylko ci z wypranym mózgiem (tzw. „mohery”) przychodzą dobrowolnie i spokojnie siedzą podczas Mszy, reszta została przytargana i siłą usadowiona w ławce, a gdy tylko kapłan w końcu zniknie w zakrystii, rzucają się jak opętani ku wyjściu, taranując jedni drugich.
Skąd biorą się księża?
Przeprowadzane przeze mnie badania nad tym zagadkowym zjawiskiem na 3107 księżowskich osobnikach (źródło statystyk: tutaj) jasno wykazało, że 100% z nich ma pochodzenie ziemskie. Mają rodziców: mamę i tatę, a nierzadko także rodzeństwo. Innymi słowy: są ludźmi.
Jaki jest przeciętny, statystyczny człowiek?
Ma duszę. Potrafi kochać, współczuć, cieszyć się, ale też tęsknić, smucić, niepokoić. Potrafi także nienawidzić, złościć się, odczuwać niezadowolenie i frustrację. Skoro ksiądz jest takim samym człowiekiem, jak osoba świecka, to podlega tym samym prawidłom. Księża biorą się spośród nas – ze społeczeństwa, z naszych rodzin, a nie z kosmosu.. I są doskonałym odwzorowaniem tego, jaki jest moralny stan społeczności, z której się wywodzi.
Czy ksiądz Kościoła katolickiego jest człowiekiem złym czy dobrym?
Wielu z radością rzuci się do odpowiedzi, że księża to skończone łotry, zakała społeczeństwa i w ogóle lepiej się od tych krwiopijców i pieniądzożerców trzymać z daleka. A jaka jest prawda? Jako, że mam do czynienia z księżmi wyjątkowo często – zdecydowanie ponad przeciętną oazową – mogę śmiało powiedzieć, że są równie zróżnicowani, jak i my. I tak, żeby być wiernym prawdzie, spotkałam kilkunastu takich, którzy zdecydowanie przynosili wstyd i hańbę i siali wielkie zgorszenie wśród wiernych i osób postronnych. Nikt i nic ich nie usprawiedliwia, wręcz tym większa ciąży na nich wina, gdyż upadek jednego kapłana, to upadek wielu spośród wiernych, którzy oburzeni karygodną postawą duszpasterza odchodzą od Kościoła. Spotkałam jednak w życiu także wielu dobrych księży, oddanych swojemu powołaniu, a liczebnie przewyższali oni pierwszą grupę. Niestety, często jest tak, że dobro stoi w cieniu. Kogo obchodzi wikary, który organizuje pomoc dla bezdomnych, by zimą nie zamarzli… Lepiej poobgadujmy proboszcza, bo nowy samochód sobie kupił!
Jednym z najbardziej fenomenalnych zjawisk jest fakt nie docierania do ludzi tego, że ksiądz wraz ze święceniami nie doznaje nagle cudownego oświecenia i oczyszczenia ze wszelkich słabości, grzechów, złych nawyków. Nie ma fajerwerków, skąpania blaskiem słońca i chodzenia po wodzie. Na duszy księdza pojawia się piętno nie do zatarcia – kapłaństwo Chrystusowe. I choć ma Boże wsparcie, to człowiek przyjmujący święcenia nadal ma wolną wolę i taki sam charakter jak wcześniej.
Wracając do pytania: jaki jest ksiądz, odpowiem Ci, że jest taki jak Ty!
Wszyscy na koncie mamy czyny dobre i złe, upadki i wzloty, grzechy i czyny miłosierdzia. Niezależnie od tego czy jesteś katolikiem, gnostykiem, protestantem, czy ateistą – obowiązują Cię dokładnie takie same obowiązki moralne jak i księdza. Zdziwiony? Dlaczego? Człowiek wierzący ma za zadanie dążyć do świętości, a jako ateista – do doskonałości. Nie ma znaczenia jaką rolę sprawujesz w społeczeństwie: mamy nie zabijać, nie kraść, szanować siebie nawzajem – wszyscy, bez wyjątku. Inną sprawą są kwestie religijne, lecz to pozostawmy na kiedy indziej.
Ja nie mam złudzeń. Są i będą księża dobrzy, będą też tacy, za których będzie mi wstyd. Zupełnie jak z Apostołami. Jeden zdradził, drugi Jezusa się zaparł, niemal wszyscy uciekli. Nie inaczej jest z księżmi – ich następcami. Są na świeczniku, oczekuje się od nich życia zasadami Ewangelii – i słusznie się tego oczekuje! Nie zamierzam nikogo rozgrzeszać, ani usprawiedliwiać, ale czas żeby do niektórych dotarło, że ten ksiądz, którego z taką lubością pokazuje telewizja, a który jeździ drogimi samochodami, ma gigantyczny majątek, wywołuje porażające skandale i – przeważnie – ma tak naprawdę niewiele wspólnego z Kościołem, to nie ten sam, który siedzi na parafii, gdzie ma 700 wiernych i jeździ Cinquecento z ’98.
OKRADANIE przez Kościół, Państwa Polskiego.
Autor: krzyszton
Data dodania wpisu: 2 maja 2013 16:45
Kategoria: Społeczeństwo
Tagi: Kościół Katolicki
Najwidoczniej abp Nycz w swoich dywagacjach „zapomniał” o 10 mld wynikających ze zobowiązań po ratyfikacji Konkordatu przez lizusów SLD -owski na czele , których stał usłużny SŁUGUS i LIZUS Watykanu, obecnie będący odźwiernym u Kulczyka, mający problemy z własnym alkoholizmem A.Kwaśniewski. To WATYKAŃSKIE sługusy z SLD jako pierwsze całowały biskupie pierścienie po 89 r. , aby utrzymać się u władzy, choć te wcześniej chodzili na pasku Moskwy. Komu obecnie jak nie Kwaśniewskiemu, Polska zawdzięcza fakt, że ta BANDA WATYKAŃSKICH DARMOZJADÓW, których pobyt na ziemiach Polskich zalegalizował poprzez ratyfikację Konkordatu ZDRAJCA i SPRZEDAWCZYK Kwaśniewski, obecnie okradają Polskę. Rządy PiS a obecnie PO kontynuują wasalizm wobec WATYKAŃSKIEGO DARMOZJADA, to jest chore !!!
Każdego człowieka przy zdrowych zmysłach SZLAG TAFIA czytając takie newsy : ” Kościół potrzebuje „mniej więcej 8 mld zł rocznie”, czy „Ponad 6 mld zł jest z ofiar ludzkich na tacę, natomiast to, co państwo daje przy okazji współfinansowania szkół katolickich, współfinansowania kościelnych zabytków sakralnych, uposażenia katechetów szkolnych, to w sumie ok. 2 mld zł. W tym kontekście 90 mln zł [z Funduszu Kościelnego, który ma być zastąpiony odpisem podatkowym] to rzeczywiście symboliczna suma” – wskazał kard. Nycz. Resumując 10 mld wynikające z Konkordatu, 6 mld z tacy, a 2 mld z uposażenia katechetów , 90 mln z Funduszu Kościelnego, tak pobieżnie daje to kwotę 18,9 mld ROCZNIE dla Kościoła, choć NIE na wykazanych dochodów Kościoła „co łaska” z chrzcin, wesel, pogrzebów, tak mniemam, że ta suma zaokrągla się do 20 mld rocznie.
Obecnemu Kościołowi ze stolicą w Watykanie nie chodzi o działalność misyjną, krzewieniu wiary w Boga, to jest obecnie sekta żerująca na strachu przed śmiercią, Jezus to tylko logo dla prawdziwego celu – Kult złotego Cielca, pedofilia księży jest oficjalną formą seksu z loby z którą przegrał Benek. Bank Watykański czyści kasę mafii, czyli czym jest obecnie kościół katolicki , moralną i etyczną zgnilizną wycierająca sobie tłuste facjaty skromnością Jezusa.
Co za ironia losu, Jezusowi wystarczyła para sandałów, osiłek … a biskup zasiada do fury za min. 100 tys. , ma płac, po nocach żąda kiełbasy w odpowiednim gatunku, rano „actimelka” i na dodatek podczas konsumpcji, żąda aby mu grano na akordeonie, czy Jezus miał takie kaprysy ?
Ksiądz przy łóżku chorego
Czasami wystarczy wziąć chorego za rękę i po prostu z nim być. O tym, że nie zawsze jest to proste, opowiadają kapelani szpitalni z wieloletnim doświadczeniem.
Kapelan w szpitalu odprawia msze, spowiada, daje komunię. Robi to, co każdy inny ksiądz. Ale gdyby ograniczył się jedynie do obowiązków duszpasterskich, nie spełniłby swojej roli.
Kapelan musi być także psychologiem. Umieć pocieszyć, podnieść na duchu, czasem rozładować napięcie między chorym a jego rodziną. W trakcie rozmowy z lekarzami i pielęgniarkami bywa adwokatem chorego. Powinien pamiętać o prawach pacjentów i pilnować ich przestrzegania.
Ks. Arkadiusz Nowak, prowincjał oo. kamilianów - Zakonu Posługującego Chorym, przyznaje: - Czasami jednak księża w ogóle nie rozmawiają. Ograniczają się do rozdania komunii świętej, ewentualnie zapytają, czy ktoś chce się wyspowiadać. To oczywiście skrajny przykład, bo od kapelana oczekujemy, że będzie wyjątkowym specjalistą w zakresie kontaktu z chorym człowiekiem.
Są momenty, gdy księdzu pozostaje jedynie towarzyszenie umierającemu i czuwającej przy nim rodzinie. Z taktem i empatią.
Ks. prof. Mirosław Kalinowski, szef Katedry Opieki Społecznej Paliatywnej i Hospicyjnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, opowiada taką historię: - Przy łóżku nieprzytomnego pacjenta są jego żona i nastoletni syn. Zagubieni. Ksiądz podpowiada: "Nie odpowiem, czy bliski was słyszy. Musicie się zachowywać tak, jakby był z wami. Nie śpieszcie się, to może być wasze ostatnie spotkanie". Syn bierze ojca za rękę, chory oddaje uścisk dłoni. To trwało kilka, może kilkanaście minut. Wreszcie chłopak chce wyciągnąć swoją dłoń z ręki ojca - matka tłumaczy, że muszą już iść. Ten pacjent umarł tej samej nocy.
Ks. prof. Kalinowski podkreśla: - Kapelan powinien delikatnie podpowiedzieć rodzinie chorego, jak mają się z nim pożegnać. Nie jest to jednak łatwe, bo nie lubimy czuć się bezsilni.
Jeden kapelan na 400 łóżek
Na co skarżą się duchowni pracujący w szpitalach? Po pierwsze, że jest ich za mało. To grzech niezawiniony, który jednak pociąga za sobą inny, poważniejszy - brak czasu dla pacjenta. Na ogół kapelan - na etacie szpitalnym - jest tylko jeden. Ma wspierać kilkuset chorych. Jeśli szpital jest duży - duchownych jest dwóch, wyjątkowo trzech.
W diecezji lubelskiej (obejmuje część województwa) jest ich 27. W Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie łóżek jest 400, a kapelan jeden. Dwóch - na około 900 łóżek - w lubelskim szpitalu przy ul. Jaczewskiego.
- Kapelan powinien tak naprawdę służyć swoją pomocą duszpasterską przez całą dobę, ale jedna osoba nie jest w stanie temu sprostać - podkreśla ks. Nowak, który od lat pomaga chorym na AIDS. - Obecność kapłana w szpitalu nie może ograniczyć się do odprawienia porannej mszy i szybkiego przejścia po salach, żeby móc wyjść wcześnie i zająć się innymi obowiązkami. Księża muszą być świadomi, że szpital jest ich miejscem pracy.
- Idealne rozwiązanie byłoby wtedy, gdyby jeden ksiądz przypadał najwyżej na 250 chorych. Krajowe Duszpasterstwo Służby Zdrowia od lat apeluje do kolejnych ministrów zdrowia o odrębne rozporządzenie, które precyzyjnie uregulowałoby zasady pracy kapelanów w szpitalach. Bez efektów - żali się ks. Wojciech Iwanicki, archidiecezjalny duszpasterz służby zdrowia w Lublinie.
To służba nie dla każdego
Nie każdy ksiądz nadaje się do pracy w szpitalu. - Zdarzają się osoby, które nie powinny pełnić tej funkcji. I im szybciej się o tym dowiedzą, tym lepiej. Kapelan, który potrafi wspierać umierających, nie zdarza się w każdym roczniku seminarium. To jest bardzo specyficzny charakter aktywności duszpasterskiej - mówi ks. prof. Kalinowski.
Wszyscy kapelani zwracają uwagę na znaczenie praktyk w szpitalach i hospicjach dla kleryków. Po to, aby ci jak najszybciej sprawdzili swoje predyspozycje do pracy z chorymi. Wybór tej drogi zawsze musi być przemyślany i całkowicie dobrowolny.
Ks. Nowak: - Nadanie właściwej rangi kapelanom w strukturze służby kapłańskiej to zadanie dla biskupów i przełożonych zakonów. Niestety, do szpitala czasami kieruje się tych, którzy w innej posłudze się nie sprawdzili.
W szpitalach jest trudno, w hospicjach jeszcze trudniej, szczególnie gdy umierają dzieci. - Do tej służby potrzebny jest odpowiedni charyzmat. Duchowny pracujący w hospicjum mówił mi, dlaczego jest mu ciężko. Pod opieką ma dwudziestu umierających na miejscu i jeszcze pięciu, sześciu w domach. A jeszcze cały zespół hospicyjny oczekuje jego wsparcia. Na jego rękach w ciągu miesiąca umiera od dwudziestu do trzydziestu osób - wspomina ks. prof. Kalinowski.
Studia dla kapelanów
- Dla kapelanów w szpitalach studia teologiczne są podstawą, ale to nie wystarcza. Konieczne jest zdobycie specjalistycznego wykształcenia, chociażby na studiach podyplomowych. Ideałem byłby dyplom z psychologii - wylicza ks. Nowak.
Kapelan powinien mieć też ogólną wiedzę o chorobach, które są leczone w miejscu jego posługi - np. o psychiatrii, chorobach zakaźnych. - Kilka lat temu miałem wykłady dla kleryków. Jeden z nich zapytał, czy może w rękawiczce udzielać sakramentu choremu na AIDS. W domyśle, aby się nie zakazić, a przecież wiedza, że to niemożliwe, była wtedy już powszechnie znana - wspomina ks. Nowak.
Na początku przyszłego roku zakon oo. kamilianów oraz Katolicki Uniwersytet Lubelski otwierają w Lublinie - pierwsze w Polsce - studia podyplomowe dla kapelanów szpitalnych. Zajęcia, m.in. z psychologii i komunikacji społecznej, będą prowadzili praktycy z wieloletnim doświadczeniem. W planach - poza wykładami - są praktyczne warsztaty.
Nagroda
Kapelani, którzy sprawdzili się w szpitalnej służbie, podkreślają, że nie chcieliby robić niczego innego. Co jest dla nich nagrodą? "Dziękuję" z ust staruszki, której pomogli napić się kompotu, łyżeczka po łyżeczce. Radość młodych matek na oddziale położniczym. Uśmiech chorych dzieciaków, które po kilkoro siadają na kolanach księdza, opowiadają, jak minął dzień. I być może na moment zapominają, że coś je boli.
źródło:
http://wybor(...)ego.html
Ciekawi mnie jak Ty zachowałbyś się gdyby w razie choroby-odpukać w niemalowane-przy Twoim łóżku pojawił się kapłan głoszący Ci miłość.Wyzwałbyś Go od pedofili?
Krzysiek,wypaczenia są wszędzie,ksiądz też człowiek ,jeszcze bardziej narażony na kuszenie prze złego niż Ty czy ja.Ale Ty widzisz tylko złe uczynki,dobrych nie ma?Musze podsuwać Ci na talerzu?
~Robert
napewno za ofiary
Kościoła rzymsko-katolickiego
nie będziesz sie modlił jako
"wierny"
Kościoła rzymsko-katolickiego ?!
Nauczyciel religii w szkołach daje dobry przyklad
- zabija człowieka i rani jego żonę !
Krzyż poświęcony
wszystkim ofiarom z wyroku:
władz świeckich,
Kościoła rzymsko-katolickiego .
~Robert napewno nikt nie będzie modlił
z "wiernych" Kościoła rzymsko-katolickiego ?!
"Vignola, ksiądz oskarżony o morderstwo
Zabił człowieka i ranił jego żonę :
Don Giorgio Panini jest bardzo dobrze znany w Vignola razie pastor z frakcji Brodano i Pratomaggiore Campiglio.
Był nauczycielem religii w szkołach Vignola.
26 grudnia 2009"
- bełkot polski oczywiscie nie rozumiesz,
ale koscielny tak !
"Vignola, ksiądz oskarżony o morderstwo
"Zabił człowieka i ranił żonę"
Don Giorgio Panini jest strzeżony w areszcie Sant'Agostino Estense szpitala, gdzie wychodzi z ran odniesionych w czasie ataku w nocy z środy i czwartki w kraju willi przy Via Cascinetto dwóch mostów w Vignola. Hospitalizowany również zabił żonę mężczyzny, Sergio Manfredini, 67, został ranny w szyję
"Zabił człowieka i ranił żonę"
Vignola. To może być przesłuchany przez prokuratora Angela Sighicelli krótki, proboszcz Brodano z Vignola, Don Giorgio Panini, 57, oskarżonego nożem zabił przyjaciela, który od lat mieści się w domu, Sergio Manfredini, 67.
Religijny jest strzeżony w areszcie w szpitalu Sant'Agostino Estense w Modenie, za atak w nocy z środy i czwartki w kraju willi przy Via Cascinetto dwóch mostów w Vignola. Jego stan zdrowia poprawił. Podczas Manfredini obronie interweniował ,jego żona Paola Bergamini, pozostał z kolei uderzył w szyję przez nóż, a syn Dawida, w wieku 42, spadł z mieszkania na piętrze.
Tylko syn człowieka, który zginął uderzył w głowę świecznikiem księdza, który szaleje na ofiary.
Kobieta jest w szpitalu w ciężkim stanie w Policlinico Modeny, ale to twarz zagrażających życiu.
Dziecko jest w szpitalu, w tym samym miejscu po obsługiwany jest pod ręką.
Nie wiadomo motywem zbrodni. Śledczy nie wykluczają żadnej hipotezy w tej chwili, z pasją do ekonomicznych.
Don Giorgio Panini jest bardzo dobrze znany w Vignola razie pastor z frakcji Brodano i Pratomaggiore Campiglio.
Był nauczycielem religii w szkołach Vignola.
26 grudnia 2009"
Krzysiek,co to za bełkot,nie wiadomo o co chodzi.Wierni modlili sie pod krzyżem na Młodyniu bo tam miał być kościół.W momencie przeniesienia krzyża do parafii modlą się w kościele,zdzieiłbuś się widząc co niedziele tłumy na każdej mszy.Pod krzyżem postaeionym przez Ciebie nikt nie będzie modlił się bo jest niepoświęcony.
Krzysiek
~kazimierzK
P.Obara-niewielu jest tak odwaznych ludzi jak pan.Dziekujemy za odwagę!.Wieku z tu piszących -gdybym napisał ze dopiszę do ich postów ich nazwiska i imiona-posikało by się ze strachu-ale BEZIMIENNIE to są 'GIEROJE".
Kazimierz K - nie dopisał nazwiska z powodu moczopędu czy gastryki?.
Każdy po swojemu interpretuje odwagę człowieka patrząc na jego czyny. Dla mnie odważni ludzie, to tacy którzy ryzykują swoje życie aby ratować innych.
~Krzysiek
~Robert i ~Buba
latwo jet pisac i mowic o czym co nie mozna pokazac ,
jak to cos poznacie to mi je przedstawcie
- napewno nie bede mial przeszkod z ta istota w dyskusji.
Krzyśku poznałem to czego nie dostrzegasz, poznałem to w bezinteresownej pomocy drugiego człowieka, w dzieleniu się kawałkiem chleba z obcym człowiekiem, w ogólnym dobru. Więc przedstawiam Ci Go w dobrych uczynkach. Czy będziesz z nimi dyskutował czy je akceptujesz, nazywając po swojemu. Twoja sprawa.
Pogrzeb najdroższy
Pogrzeb kosztuje więcej. W tym przypadku jednak parafie do ostatecznej sumy wliczają koszt miejsca na cmentarzu (średnio około 2000 złotych). Bez tego wydatku ceny spadają do poziomu tych za ślub.
Na forach internetowych dyskutuje się o parafii Wniebowzięcia NMB w Tarnobrzegu, jako o jednej z najtańszych pod tym względem w Polsce. Odprawienie pogrzebu kosztować ma tutaj 75 złotych. Po naszym telefonie okazuje się, że jest to jednak trochę więcej, bo 150 złotych.
Nie potwierdziły się doniesienia o rekordziście w tej kwestii - parafii pw. św. Michała Archanioła we Wrocławiu, w której cena za pełną usługę wynosić ma 5100 złotych. W rozmowie z kancelarią parafialną dowiedzieliśmy się, że opłata to "co łaska" i nie ma żadnych wytycznych co do jej wysokości.
Rozbieżności pojawiają się też w przypadku łódzkiej parafii pw. Najświętszego Serca Chrystusowego. Portal pisze o sumie 5000 tysięcy za usługę pogrzebową. W rozmowie z nami padła kwota 480 złotych.
We wrocławskiej parafii pw. Świętego Ducha koszt księdza wraz z organistą to 500 złotych, a nie deklarowane przez użytkowników forum internetowego 4500 złotych.
Nie dowiedzieliśmy się jak wysoki jest koszt w Mieleckiej parafii św. Mateusza, ale poinformowano nas, że po załatwieniu wszystkich formalności dostaniemy kartę obiegową wraz z wytycznymi co do wymaganych opłat.
Najwyższa cena spośród parafii z którymi rozmawialiśmy była w Zambrowie koło Łomży.
Tutaj koszt pogrzebu to 1200 złotych dla księdza i organisty.
~Sergio
http://natem(...)as-proby
Cytat z art:
Z kolei inny, który uregulował "należność", deklaruje, że więcej do kościoła nie pójdzie: "Do dziś nie wiem, o co chodzi w tym wszystkim.
O kasę, wewnętrzne podniosłe przeżycia naszych dzieci
czy o prywatne sprawy tego człowieka,
który zwie się proboszczem.
Moje dziecko, które ma 9 lat mówi mi 'tato ja już nie chcę chodzić do kościoła'. Czy to normalne?".
Vignola, ksiądz oskarżony o morderstwo
"Zabił człowieka i ranił żonę"
Don Giorgio Panini jest strzeżony w areszcie Sant'Agostino Estense szpitala, gdzie wychodzi z ran odniesionych w czasie ataku w nocy z środy i czwartki w kraju willi przy Via Cascinetto dwóch mostów w Vignola. Hospitalizowany również zabił żonę mężczyzny, Sergio Manfredini, 67, został ranny w szyję
"Zabił człowieka i ranił żonę"
Vignola. To może być przesłuchany przez prokuratora Angela Sighicelli krótki, proboszcz Brodano z Vignola, Don Giorgio Panini, 57, oskarżonego nożem zabił przyjaciela, który od lat mieści się w domu, Sergio Manfredini, 67.
Religijny jest strzeżony w areszcie w szpitalu Sant'Agostino Estense w Modenie, za atak w nocy z środy i czwartki w kraju willi przy Via Cascinetto dwóch mostów w Vignola. Jego stan zdrowia poprawił. Podczas Manfredini obronie interweniował ,jego żona Paola Bergamini, pozostał z kolei uderzył w szyję przez nóż, a syn Dawida, w wieku 42, spadł z mieszkania na piętrze.
Tylko syn człowieka, który zginął uderzył w głowę świecznikiem księdza, który szaleje na ofiary.
Kobieta jest w szpitalu w ciężkim stanie w Policlinico Modeny, ale to twarz zagrażających życiu.
Dziecko jest w szpitalu, w tym samym miejscu po obsługiwany jest pod ręką.
Nie wiadomo motywem zbrodni. Śledczy nie wykluczają żadnej hipotezy w tej chwili, z pasją do ekonomicznych.
Don Giorgio Panini jest bardzo dobrze znany w Vignola razie pastor z frakcji Brodano i Pratomaggiore Campiglio.
Był nauczycielem religii w szkołach Vignola.
26 grudnia 2009