Rewolucja szkolna to głupota?

Image
[mini]Fot.: archiwum[/mini]

Dzieci nie chcą jeść obiadów, bo niesłone, pić herbaty bo bez cukru. W sklepikach szkolnych nie ma drożdżówek, batonów, ciepłych posiłków. Rewolucja żywieniowa wychodzi wszystkim bokiem.

Rewolucja pani premier to pomysł z kosmosu. Tak uważa wielu rodziców, bo przecież soli w stołówkach dziecięcych przypada około dwóch gramów na obiad „na głowę”. To tyle co nic, ledwo szczypta, to za mało żeby posolić zupę, mięso z drugiego dania, ziemniaki i surówkę. Nie ma mowy, nie wystarczy. Uczniom można przynajmniej to jakoś wytłumaczyć, że tak zdrowiej, ale przedszkolak nie zrozumie, dlaczego ulubione do tej pory ziemniaczki i buraki są niedobre. Do tego herbata gorzka lub kwaśny kompot. Tego żadne dziecko nie przełknie. Wiadomo, że soli powinno się dawać jak najmniej, ale bez smaku, ugotowane mięso, bo smażonego nie wolno, nie da się przełknąć. Nie ma też pierogów, bo z białej maki, nie ma naleśników, a te z żytniej nie smakują. Jaki jest tego efekt? Stalowowolskie dzieciaki ze szkół nie w ciemię bite radzą sobie jak mogą. Obiadów nie jedzą, a zamiast kupować w sklepikach szkolnych ciemne bułki z wędliną o smaku papieru, po drodze zaopatrują się w drożdżówki, kanapki ze smażonym kurczakiem, bekonem, mięsem typu kebab, których nie brak w wielu miejscach Stalowej Woli, do tego cola lub sok wysokosłodzony i na wszelki wypadek, gdyby zaburczało w brzuchu, dodatkowo batonik czy dwa. Przecież nauczyciel to nie cerber i nie będzie egzekwował zaleceń pani Kopacz w sposób przemocowy. Zresztą jest od nauczania, a nie od żywienia.

- Ostatecznie kończy się to tak, że maluchy chodzą głodne, a te starsze jedzą od 1 września więcej, bo na wszelki wypadek zabierają więcej jedzenia do szkoły, tyle, że niezdrowego. To, co widzimy w ich plecakach czasem przyprawia o zawrót głowy. Mają, owszem, jabłka, gruszki, śliwki, ale to rodzice głównie o to zabiegają, by dzieci brały je ze sobą. Więcej jednak jest chipsów, batoników, wszelkiego rodzaju czekoladek, słodkich bułek, które dzieciom bardziej smakują niż ciemne pieczywo i niesłone obiady. Gdy się ma 7- 8 lat raczej nie lubi się grahamek czy żytniego chleba, to przychodzi z wiekiem. Już 5-6- klasiści częściej sięgają po takie pieczywo. Do tego się dorasta. Nikt przecież na siłę nie wpycha w domu dzieciom czegoś, czego nie mogą przełknąć. Siłą nie zmusi się nikogo do dobrych nawyków, bo siłą można tylko kogoś zniechęcić i uprzedzić. Dzieci widzą jak się je w domu i te nawyki kiedyś wyniosą. Tutaj szkoła nic nie zmieni. Miodem, które proponuje ministerstwo nikt nie będzie słodził w szkołach, bo litr takiego prawdziwego miodu kosztuje 30-60 zł. To ogromna kwota. Poza tym wiele dzieci nie lubi miodu, wiele ma silną alergię na pyłki, które miód zawiera i koło się zamyka. Gorzkiej herbaty nie wypije żadne dziecko, prędzej wodę przegotowaną. Absurdalne przepisy mogą sprawić, że niejadki będą jeszcze większymi niejadkami, a reszta będzie jeść więcej, bo kiedyś w sklepiku mógł uczeń kupić coś do zjedzenia, wówczas, gdy był głodny, a teraz zje, bo już przyniósł ze sobą więcej, na wypadek gdyby był głodny- mówi nauczyciela z jednej ze stalowowolskich szkół podstawowych.

Przyjrzeliśmy się stalowowolskim placówkom edukacyjnym. W podstawówkach wkrótce część dzieci może przestać chodzić na obiady, bo stały się niesmaczne. Wprawdzie rodzice coraz częściej wkładają dzieciakom woreczki z solą i cukrem do plecaków, ale skąd np. taki 7- latek ma wiedzieć ile ma posolić? Poza tym posolenie z wierzchu mięsa i ziemniaków to nie to samo, co ugotowanie ich z solą. Dodawanie do potraw wielu przypraw, by jedzenie nabrało smaków również mija się z celem. Dziecięcy smak jest delikatniejszy niż osób dorosłych. Wiele dzieci po prostu nie lubi oregano, papryki, bazylii czy kminku. Po co więc dokładać na siłę przyprawy do dań? A jak posłodzić herbatę? Nosić ze sobą łyżeczkę i mieszać nią? Później chować do plecaka, który i tak jest ciężki? A może na rynku wkrótce pojawią się zestawy antyministerialne zawierające niezbędnik głodnego człowieka?

Nieco inaczej sprawy mają się w szkołach średnich. Zmuszanie, często dorosłych już obywateli, do pewnych zachowań jest co najmniej dziwne.

W stalowowolskim ogólniaku przy Staszica do niedawna na długiej przerwie można było zjeść coś ciepłego, np. kopytka, pierogi czy hot- doga. Teraz nie ma nic takiego. Młodzież będzie „zdrowsza”, bo na ciepłe dania biegnie po sąsiedzku do McDonald’sa, a że przy okazji nie zdąża na lekcje? Bywa. Ostatnio dają tam również kupony zniżkowe na jedzenie, więc młodzi ludzie wrócą tam ponownie na pewno. Gdy się ma zajęcia do wieczora, trudno nie skusić się na coś konkretnego, zwłaszcza gdy w brzuchu burczy. Cały dzień nie da się nosić przy sobie kanapek z masłem i wędliną, bo w końcu staną się niejadalne, a przy tak gorących dniach jak ostatnio, po prostu trujące. Czy kopytka nie są zdrowsze niż smażony kurczak i frytki? Pewnie są, ale nie można ich teraz serwować w szkole. Nauczyciel nie może zabronić uczniowi szkoły średniej opuszczenia placówki. To by było śmieszne, gdyby zrobiono dyżury pedagogiczne przed drzwiami szkoły i wypytywano każdego ucznia czy czasem nie idzie postąpić wbrew zaleceniom Ewy Kopacz i nie zamierza najeść się czegoś niezdrowego.

Ze szkół znikają również automaty z napojami ciepłymi, bo herbata czy kawa zawierała cukier, a przecież w szkołach średnich uczy się wiele osób pełnoletnich. Po szkole mogą wypić piwo, ale w szkole nie napiją się słodzonej herbaty. Nie będzie pierogów, bo są z białej mąki, nie będzie hamburgerów, bo mają smażone mięso, nie będzie też soków w kartonach, bo są dosładzane, nie będzie też napojów gazowanych, bo mają bąbelki, nie będzie- jak mawiał kiedyś kandydat na prezydenta Krzysztof Kononowicz… niczego. I miał rację.

- Nie jestem specjalistą od dietetyki, choć rozporządzenie uczyniło ze mnie głównego strażnika zdrowej diety. Myślę, że troszkę nastąpiło takie przesunięcie „pod ścianę” tego rozporządzenia, bo jeżeli nie możemy używać np. soli, no to życzę każdemu smacznego, kto nie posoli ziemniaków w domu. Faktem jest, że teraz sklepiki bardzo zubożały, część najemców wypowiedziało umowy najmu, bo nie są w stanie zabezpieczyć tego, co nakazuje rozporządzenie. Paradoks polega na tym, że wystarczy wyjść poza obręb szkoły 50 metrów i kupić dokładnie to samo. Myślę, że w przypadku licealisty, któremu nie wolno kupić kawy, albo batonika, o którym się czyta, pisze, że również wpływają pozytywnie na proces myślenia przed sprawdzianem czy egzaminem, no to wylaliśmy trochę dziecko z kąpielą. Ta lista, którą dołączono do rozporządzenia jest nieco przesadzona, a druga sprawa: chodzi o osoby, które prowadza działalność gospodarczą, prowadzą te sklepiki, a o tym chyba zapomniano- mówi dyrektor LO im. KEN Mariusz Potasz.

Lista została zatwierdzona 26 sierpnia 2015 roku. Nie było więc za wiele czasu na zmiany. A co z najemcami szkolnych sklepików, którzy już zaopatrzyli się w produkty na nowy rok szkolny? Kontrole mają zacząć się już w przyszłym miesiącu. Nikt nie sprzeda spod lady towaru zakazanego.

- Jestem za zdrową żywnością, tylko w jakiś rozsądnych granicach- mówi Mariusz Potasz.

To dyrektor kontroluje czy nie ma w sklepiku białego pieczywa, czy nie ma produktów z zawartością soli, tłuszczu, czy nie ma np. smażonych pierogów.

- Brzmi to troszkę zabawnie, bo uczyniono z nas, dyrektorów specjalistów od dietetyki, a to też nie o to chodzi. Myślę, że trochę przesadzono z tą listą, zwłaszcza dla takiej młodzieży jaka jest w szkołach ponadgimnazjalnych. Mamy dzieci z 40 miejscowości, dojeżdżają, często w szkole spędzają po kilkanaście godzin i nagle pojawił się problem z pierogami, bo biała mąka też jest niedozwolona. Problem opanowaliśmy, pan ze sklepiku robi pierogi z mąki razowej. To jest problem dla tej młodzieży, która nie może zjeść ciepłego posiłku- mówi dyrektor „Staszica”.

Pewne przyzwyczajenia wynosi się z domu i w przypadku „nawracania” Polaków na zdrową żywność trzeba by rozpocząć od edukacji całych rodzin, promowania pewnego stylu życia, by wykształcić zachowania prozdrowotne. Jak mówi dyrektor „Staszica” młodzież w szkołach średnich sama już unika kupowania jedzenia niezdrowego. Powinno się raczej pomyśleć o wyeliminowaniu ze szkolnych sklepików żywności typowo niezdrowej: izotoników, mocno słodzonych napojów gazowanych, chipsów, a nie zakazywać niemal wszystkiego. W „Staszicu” stało do tej pory kilkanaście automatów z napojami i słodyczami. Wszystkie muszą zostać zlikwidowane…

- Do mnie skarg nie zgłaszały dzieci- mówi Andrzej Koluch, dyrektora ZSP nr 1 im. gen. Wł. Sikorskiego.- Ale część młodzieży jest taka, że chciałaby jednak korzystać z różnego asortymentu, nie tylko tego, który jest dopuszczony rozporządzeniem. Niemniej jednak, moja ocena globalna, bo myślę, że to ma działać na przestrzeni nie 3-5 lat, ale na przestrzeni dekad, że chyba ten kierunek jest dobry, dlatego że jeśli przyzwyczaimy dzieci od szkoły podstawowej poprzez gimnazjum i szkołę średnią do tego, że jest jakiś ograniczony dostęp do tego tzw. „śmieciowego” jedzenia, że to jedzenie nie jest tak naprawdę promowane pośrednio przesz szkoły, to myślę, że to może mieć jakiś wpływ na kondycję naszego społeczeństwa w przyszłości. Oczywiście, tutaj dodatkową rolę, niezbędną, muszą pełnić rodzice, którzy również powinni wpajać pewnego rodzaju nawyki żywieniowe. Oczywiście, jest to dzisiaj problem dla ajentów, jest to problem dzisiaj dla niektórych dzieci, które korzystały z tego typu jedzenia, a było ono tańsze- mówi Andrzej Koluch, dyrektora ZSP nr 1 im. gen. Wł. Sikorskiego.

W szkole dotychczas działały dwa automaty z napojami i słodyczami. Szkoła musiała je zlikwidować...

[AB]

Komentarze

Dodaj swój komentarz

Przed publikacją zapoznaj się z Polityką Prywatności. Pamiętaj ponosisz odpowiedzialność za swój wpis!
By sprawdzić czy nie jesteś bootem, wpisz wynik działania: 1 + 2 =
~kanapka

CYTAT
Nie moge zjeść ciepłego posiłku, poniewaz wszystkie wycofano z powodu tego, że są takie "niezdrowe", sałatki, pierogi, naleśniki i wiele innych..


Nie zyjemy po to zeby jesć, ale jemy po to żeby żyć, a szkoła to nie dodatego do stołówki. Jestś w szkole po to żeby odzywiać swój mózg strawą wiedzy, jestś tam, żeby się socjalizować, nauczyć się współdziałać i życia w grupie, nabywać towarzyską ogładę, a nie po to żeby napychać sobie brzuszysko i to jeszcze ciepłymi posiłkami, które są ciepłymi kalorycznymi bombami. Jak narazie dzieci wychodzą ze szkoły bardziej utuczone niż wyuczone, a nie po to walczyli i ginęli przez wieki polacy walczący o wolny kraj, żeby taki szkoły w wolnej polsce były.

Andrzejek

~uczennica, nikt ci nie zabrania noszenia kanapek do szkoły. To co piszesz to nadinterpretacja ustawy.

rerere, poseł z partii KORWIN? Tak to wzór do naśladowania.

~uczennica

Nie moge zjeść ciepłego posiłku, poniewaz wszystkie wycofano z powodu tego, że są takie "niezdrowe", sałatki, pierogi, naleśniki i wiele innych, wycofano rownież herbatę i jej nie sprzedają a skoro siedze w szkole od 7 do 15 nie mam możliwości zjedzenia niczego ciepłego. Jestem pełnoletnia, uczę sie i chce zjeść ciepły posiłek, poniewaz mam do tego prawo i nikt nie musi mi gadac jak dziecku co moge jesc a czego nie. To tak jakby każdemu z was w pracy sprawdzali z czym macie kanapki albo ile soli używacie.

rerere

Jedynie poseł WIPLER z partii KORWIN głosował przeciwko temu debilizmowi.

Poczytajcie, posłuchajcie.

Trzeba wybrać Partię KORWIN a nie socjalistów którzy zabraniają nam.

Andrzejek

~uczennica dlaczego nie możesz zjeść ciepłego posiłku ani napić się ciepłej herbaty?

~jajaja

a ja uważam, że reforma sama w sobie nic nie da, chociaż uważam ją za dobrą. Najpierw trzeba ludziom uświadomić, że jesteśmy tym co jemy. Kebaby można przyrządzać samemu w domu używając naturalnych pzypraw i zaminników. Słodzić można miode bądź nauczyć siebie i dzieci bez słodkiego. Pić wodę zamiast soki, które oprócz tego, że są niezdrowe są wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Trzeba dzieci uczyć od małego zdrowego i świadomego żywienia, a nie traktować żołądek jak śmietnik. Jeśli od małego nie zaczniemy dbać o zdrowie, to na stare lata to wyjdzie. Może warto zainwestować w zdrowe i naturalne żywienie chociaż to droższe, ale wizyty prywatne u lekarzy i stomatologów wcale nie są tańsze.
Nie trzeba chodzić do dietetyków, by ustalili drogie diety, czasem wyciągnięte z palca produkty dostępne dla bogatych. Wystarczy poczytac poradniki, artykuły, publikacje co z czym łączyć, jak zamieniać i czego unikać.
Najważniejsze, to podejść do tego świadomie i konsekwentnie i
uświadamiać to dzieciom. A pizza czy kebab raz w miesiącu nie zaszkodzi.
Pozdrawiam

~uczennica

pozdrawiam wszystkich którzy uważają, że to wspaniała reforma. Siedze w szkole 8 godzin i nie moge zjeść ciepłego posiłku a w zimne dni napić sie cieplej herbaty. Większość wypowiadających sie nie uczęszcza juz do szkoły wiec po co sie wypowiadać.

mik8

Okej, zasadniczo się ze wszystkim zgadzam. Ale przecież państwo nie mówi ci co i ile masz jeść w domu, możesz robić co chcesz. Mówi tylko, że instytucje państwowe jak szkoły czy przedszkola nie będą przykładać ręki do, nie zawsze ale często, szkodzenia dzieciom. One same jeszcze nie potrafią/nie mogą o siebie zadbać, a rodzice cóż - jedni robią to lepiej, inni gorzej albo totalnie beznadziejnie i ktos musi to kontrolować. A przynajmniej powinien.

~Stalowy BLG

mik8: To bardzo niedobrze, że Państwo wchodzi z roku na rok bardziej w życie normalnego człowieka "dla jego dobra". Państwo powinno bronić Ciebie przed innymi, nie przed samym sobą bo nie jesteś czyimś niewolnikiem.

Zazkaz jazdy po pijaku - jest dobry, bo pijany stwarza zagrożenie dla innych, ale zakaz jazdy bez pasów to już włażenie w Twoje życie z butami. Ja zawsze zapinam pasy, ale jak ktoś nie zapnie to szkodzi sobie a nie mi.

Żyjemy w wolnej Polsce, a zakazów i nakazów mamy 10 razy więcej niż za komuny. Co z tego, że możesz mówić co chcesz, jak na każdym kroku masz urzędy i stosy niejasnych przepisów i kar.

Efekty decydowania za człowieka i wchodzenia z coraz to nowymi przepisami to:

1) Rozrost urzędników kontrolujących, sprawdzających.
Rok 1989: 160 tysięcy urzędników państwowych
Rok 2000: 306 tysięcy
Rok 2015: 450 tysięcy
Każdego miesiąca płacimy im w podatkach za bycie urzędnikiem, zamiast te pieniądze płacić ludziom którzy nam coś dają (producenci, usługodawcy)

2) Brak odpowiedzialności ludzi za swoje życie
- każdy patrzy, że państwo mu coś da, jak człowiek się zagapi i wywróci na chodniku to szuka zarządcy żeby go podać do sądu. Jak człowiek nie ma pracy to się usprawiedliwia, że państwo mu nie dało, jak pali i dostanie raka to oskarża firmę tytoniową. Ludzie niańczeni przestają widzieć, że odpowiadają za swoje życie. To jak z rozpieszczonym dzieciakiem - mamusia i tatuś wezmą kartę i zapłacą, pójdą do szkoły i załatwią, zapłacą za korepetycje mimo iż po szkole sam nie zerknie do zeszytu.

Ludzi trzeba uczyć od małego, że odpowiadają za swoje życie sami i poza przypadkami losowymi, jak coś zepsują to jest ich wina.

3) Ciągłe kary:
- Jak dostaniesz prezent na ślub i tego nie zgłosisz do urzędu - 75% karny podatek.
- Jak zetniesz na podwórku drzewo które sam posadziłeś bez zezwolenia - możesz dostać 200 tys kary i zlicytują Ci to podwórko i dom jak nie zapłacisz.
- Jak na pustej drodze w środku nocy przejdziesz na czerwonym świetle - 200 zł mandatu
- Jak żeby się utrzymać pójdziesz na targ handlować gaciami - 5 tysięcy za nielegalną działalnośc itd..

4) Rozrastający się gąszcz przepisów: Np. prawa budowlanego już nikt nie jest w stanie zinterpretować - nawet urzędy, bo jedne przepisy wykluczają się z drugimi. Sądy potrafią w identycznych sprawach wydawać jednego dnia odmienne wyroki.

5) Bezrobocie i szara strefa - człowiek który coś umie robić powinien móc wstać i zacząć to robić. Wielu rezygnuje, bo żeby nawet kosić trawniki musisz spełnić setki przepisów, zarejestrować się w wielu urzędach i składać deklaracje podpisując się że znasz odpowiedzialnośc karną do 8 lat za pomyłkę w jakiejś rubryce. Ludzie albo nic nie robią, albo robią to na czarno.

Reasumując:
Jednen przepis regulujący nie jest tragedią. Ale to, że takich różnych przepisów o których nawet nie wiesz, że istnieją przyjmuje się kilkadziesiąt - kilkaset rocznie od 25 lat. Rok w rok. Za kolejne 10 lat może się okazać, że już właściwie niewiele Ci wolno, a państwo decyduje kiedy i jak masz odpoczywać, co i ile jeść i gdzie pracować. Nie realne? Zdziwisz się.

~prezes

Rewolucja zywieniowa kopaczki wychodzi wszystkim bokiem,tak jak rządy platfusów

~stw

Mik8 - nic nie ma. Może po prostu nie każdy je lubi. Chyba ma prawo? Ale to nie upoważnia nikogo do nazywania innych "debilami". Od czasu do czasu pieczywo jasne nikomu nie szkodzi. Tak samo jak kompot posłodzony cukrem a nie miodem.

mik8

A co jest złego w zytnich bulkach? Przynajmniej da się je jeść w przeciwieństwie do tych napompowanych, białych buł.

anulka

CYTAT
Taka rewolucja w zderzeniu z głupotą rodziców to faktycznie głupota. Jak jeden z drugim naraża swoje dziecko na choroby z powodu złego żywienia to jego sprawa. W szkole publicznej nie powinno mieć to miejsca. Chcesz truć dzieciaka to rób to debilu w swoim domu za swoje pieniądze.




Może jestem głupią matką,której dzieci chciały chodzić na obiady w szkole....Takową rewolucję doceniły moje dzieci (twierdząc ,że w domu mają przynajmniej doprawione umiech , już o bułkach nie wspomnę ( ja robię im z "kajzerek" w szkole mają z "żytnich" ??? Sama mam zaleconą dietę i nie idzie mi tego przestrzegać,żeby uj na uju stawał,żeby nie wiem co.
Mogę być tą debilką ,która będzie truła swoje dzieci w granicach rozsądku??? Mogę???

~bezi

Przyszło rozporządzenie.

~Die Nacht

Fakt. Podskoczyłem do 4 litrów na dobę. Myślicie że umrę na cukrzycę ?

Andrzejek

~jak, może to twoje autko było? nauczysz sie parkować ;-)

~mama

@ jak - Andrzejek w wielu komentarzach pisał "nie masz argumentów, więc obrażasz".

~jak

Andrzejek - debilami są wszyscy wokół Ciebie? Ten, który zaparkował pod Tesco zbyt blisko również? cyt."koleś zapamięta wizytę w Tesco". Dodam jeszcze cyt: "parkowanie służbowego auta ma zalety". Szef się zdziwi. Pozdrawiam.

~dieta i dupa.

Drogie dzieci, jeśli będziecie się bardzo niewłaściwie odżywiać to kopniecie w kalendarzyk, a jesli będzecia się bardzo prawidłowo odżywiać, to też kopniecie w kalendarzyk i to nie jest całkkiem takie pewne czy pózniej, bo na dzień dzisiejszy gówno na ten temat wiadomo. Jedno jest tylko pewne jesli chodzi o odżywianie, że trzeba dostarczać organizmowi zróżnicowane skałdniki w odpowiednich ilościach, i na pewno jest istotny związek między odzywianiem a cukrzycą, reszta to zgadywanie kretynów, którzy kłopoty mają z wyciąganiem wniosków, mylą im sie implikacje z korelacjami, całki z całowaniem, różnice z różniczkami, erekcje z elkcjami.

Drogie dzieci, nie dajcie sobie wciskać kitu, niech was w ch...a nie robią analfabeci czy jakcyś inni humowie ( humaniści ). Wasi rodzice to kretyni. Niedajcie sobie odebrać soli, nie dajcie sobie wciskać w brzuszki strawę mdłą jak polska cała. Cukier możecie sobie w szkole odpuścić, zamiast czekoladki spożyjcie sobie na deser cukrowego buraka.

Drogie dzieci, pamiętajcie, że i tak w kalendarzyk kopniecie, ze kto długo żyje ten szkodę wielką finansom państwa wyrządza.

~adam

CYTAT

Chcesz truć dzieciaka to rób to debilu w swoim domu za swoje pieniądze.

Moje dziecko debilu je zdrow i nie ma nadwagi. Ale raz na pare dni moze zjesc batonika chipsy czy loda. Pije tez herbate i jada majonez w rozsadnych ilosciach.

Jak Ty debilu nie umiesz sobie bahora wychowac to zanies zdjecie do sklepiku i kaz go nie obslugiwac, albo noe dawaj mu pieniedzy Twoja sprawa. Rob co chcesz mnie to nie obchodzj, nie wtracam sie. Ale od mojego dziecka to Ty sie odpieprz. Won pilnowac swojego zycia i swojej rodziny, ale lapy precz od mojej socjalisto.

~WWW

CYTAT
Uważam, że dobrze jest z ograniczeniem cukru...


Też uważam, że dobrze jest ograniczyć sobie cukier. ALE NIE O TO TU CHODZI!!!

Chodzi o to, że to Ty powinieneś sobie ograniczyć cukier i wpłynąć na swoje dziecko, a nie jakiś urzędnik.

Dobrze jest też się ruszać i biegać lub jeździć na rowerze, ale to Ty musisz zdecydwać, że chcesz biegać a nie przymus urzędnika. Dobrze jest jeść więcej warzyw, ale to Ty masz zdecydować, że kupujesz warzywa a nie urzędnik

Przestańcie robić z innych ludzi niewolników.

~obiektywny

Die Nacht daj znać jak będziesz wypijać zgrzewkę w dzień, a dwie zgrzewki w nocy. Nie dawno piłeś tylko 2 litry, teraz już 4 litry.

~topilo

Uważam, że dobrze jest z ograniczeniem cukru... Należy wiosną (przełom kwietnia i maja) przyżądzić spore zapasy miodu z kwiatów mniszka lekarskiego i tym eliksirem można dzieciom dosładzać. Sanepid powinien pod koniec maja dokonać sprawdzenia zapasów miodu w każdym przedszkolu i żłobku. Miód z mniszka ma więcej właściwości zdrowotnych od miodu pszczelego. To jest sprawdzone i warto w tym kierunku się wybrać!

~Die Nacht

Teraz w sklepikach szkolnych jest tylko sałata, szczaw i mirabelki, bo - jak to tłumaczono - "dzieci tyły i były nadpobudliwe". Więc teraz będą głodne.

P.S. Ja ostatnio wypijam 4 litry Pepsi na dobę (dwa litry przez dzień i kolejne dwa litry w nocy). Ważę 73 kilogramy.

~Ekscelencja.

CYTAT

Andrzejek
Taka rewolucja w zderzeniu z głupotą rodziców to faktycznie głupota. Jak jeden z drugim naraża swoje dziecko na choroby z powodu złego żywienia to jego sprawa. W szkole publicznej nie powinno mieć to miejsca. Chcesz truć dzieciaka to rób to debilu w swoim domu za swoje pieniądze.


Jak to może się podobać jak wystarczy spojrzeć ile rodziców zabiera dzieci do tego makdonalda. Jeżdżę codziennie tamtędy rowerem i widzę jak się społeczeństwo lansuje.

~Ekscelencja.

CYTAT

Andrzejek
Taka rewolucja w zderzeniu z głupotą rodziców to faktycznie głupota. Jak jeden z drugim naraża swoje dziecko na choroby z powodu złego żywienia to jego sprawa. W szkole publicznej nie powinno mieć to miejsca. Chcesz truć dzieciaka to rób to debilu w swoim domu za swoje pieniądze.


Jak to może się podobać jak wystarczy spojrzeć ile rodziców zabiera dzieci do tego makdonalda. Jeżdżę codziennie tamtędy rowerem i widzę jak się społeczeństwo lansuje.

~nauczyciel

Popieram niektóre komentarze, ale takim najlepszym wyjściem to , samemu robić dziecku zdrowe kanapki ,żeby nie musiało żywic się w szkolnym sklepiku, wtedy rodzice będą żywic swoje pociechy tak jak im się to podoba i nie będzie sporów w tym temacie.Pozdrawiam

~nauczyciel

Ja osobiście uważam,że ta " reforma zdrowia" jest jak najbardziej ok, tylko,żeby te dzieci miały co kupować do jedzenia w tych sklepikach.Pamiętam czasy gdzie w sklepikach tez nie było żadnych chipsów przywleczonych ze Stanów i syfiastego żarcia czy zacukrzonych napoi, a były za to dobre wypieczone drożdżówki czy pączki, na pewno sprawdziłyby się również kanapki jednodniowe-pychota, a jak dziecko kupi sobie jakiś batonik czekoladowy od czasu do czasu, to tez mu nic nie będzie, bo czekolada to energia.Sklepik szkolny wcale nie musi świecić pustkami to zależy głównie od jego zaopatrzenia w dobre i zdrowe rzeczy, ale nie ograniczania wszystkiego.

~były uczeń

Liceum kończyłam w 1988r i nie umarłam od jedzenia w szkole i zakupów w sklepikach. Ta rewolucja to głupota. Niech ci co piszą o głupocie rodziców pójdą do szkoły i spróbują zjeść cokolwiek co oferuje się dzieciom.Smacznego.

~RST

Niech dzieciaki zaczną nosic do szkoły sól i cukier xD