Sklepiki szkolne- nowa rewolucja

Image

Wraz z rokiem szkolnym do szkół zawitała rewolucja żywieniowa i jak to zwykle bywa z wielkimi zrywami, wkrótce się zakończy. Do szkół znów zapukają cukier, sól i czekolada.

Była już premier Ewa Kopa (PO) próbowała wprowadzić do polskich placówek edukacyjnych nową modę na zdrowe żywienie. Pomysł na pewno był znakomity, gdyż co czwarte polskie pacholę ma nadwagę. Powodem jest spożywanie zbyt dużej ilości słodyczy, chipsów, przekąsek, batoników i czekoladek. Tymczasem wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że za „nawracanie” dzieci i młodzieży wzięto się ze złej strony. Zakazy i nakazy mogły doprowadzić tylko do buntu i jak to zwykle bywa u dzieciaków, przyniosły odwrotny skutek. Szkolne sklepiki splajtowały, właściciele pozwalniali sprzedawców, a uczniowie zakupy robili poza szkołą.

- Zaobserwowaliśmy, że dzieci do szkoły przychodzą już wyposażone w dodatkowe produkty, głównie batoniki i chipsy, a sami rodzice kupują drożdżówki i gotowe kanapki. Staramy się zwracać uwagę uczniom, by nie przynosili do szkoły chipsów i nie jedli rzeczy niezdrowych, ale osobiści wielokrotnie słyszałam z ust ucznia, że batonik włożyła mu do plecaka mama czy babcia i wolno mu jeść, bo tak zdecydowali rodzice. Nauczyciel nie jest od tego by grać rolę tego złego. Wydaje mi się, że tamta ustawa zrobiła wiele złego. Zbuntowała dzieci, choć z założenia była dobra. Koleżanka- nauczycielka z Wrocławia opowiedziała mi nawet historię ze swojej szkoły, że dziecko wpadło pod samochód, bo na przerwie wybiegło do pobliskiego sklepu po coś do picia. Przecież nie o to nam chodziło, żeby narażać nasze dzieci- mówi nauczycielka ze stalowowolskiej szkoły.

Problem zwłaszcza dotyczył uczniów szkół średnich, często pełnoletnich, którym mówiono co mają jeść, a czego nie. Ze szkół zniknęły więc ciepłe dania, automaty ze słodyczami, kawą i herbatą.

Anna Zalewska- minister edukacji zapowiedziała, że śmieciowe jedzenie wróci wkrótce do szkół. Do wielu placówek zawitały ponownie drożdżówki ku zadowoleniu wielu uczniów. Pani minister rekomendowała ministrowi zdrowia zawieszenie kontrowersyjnej ustawy do czasu aż wypracowany zostanie nowy program racjonalnego żywienia. Ustawa była wprowadzona za szybko i za gwałtownie. Zakaz używania niemal całkowicie soli na szkolnych stołówkach, cukru, białej mąki sprawił, że dzieci przestały jeść obiady albo nosiły ze sobą w woreczkach z domu przyprawy.

- W naszej szkole dzieci nie jadły obiadów. Wiele jedzenia szło do kosza, część dzieci wypisała się ze stołówki. Chyba nie o to chodziło. Zdrowe odżywianie jest bardzo istotne, ale nie da się nic zrobić od razu i na siłę. Trzeba rozpocząć od edukacji i rodziców, i dzieci, wskazać alternatywy. Trzeba wytłumaczyć dzieciom, że można zjeść czekoladkę, byle nie za często i nie za dużo i wyjaśnić dlaczego. Można nawet i zjeść kilka chipsów, ale przy okazji np. urodzin, można przecież słodzić herbatę cukrem, byle była to jedna łyżeczka, a nie 3 na kubek i można uczyć, że są inne, lepsze formy zastąpienia tego cukru jak miód, ksylitol, cukier trzcinowy, że nie wszystko musi być bardzo słodkie, bo np. domowy sok z marchewki i jabłek nie wymaga dosłodzenia. Tego wszystkiego muszą uczyć dzieci w domu dorośli, nie szkoła. Złe nawyki żywieniowe wynosi się właśnie z domu. Obserwujemy dzieci, które przynoszą do szkoły w pojemniczkach pomidorki koktajlowe, sałatę, marchewki i te dzieci jedzą te jarzyny ze smakiem. Widać, że są tak uczone od maleńkości, a są dzieci, które codziennie mają kanapki ze smażonym kurczakiem kupione w pobliskim sklepie, do tego butelka słodzonego soku, czasem cola, batonik. Wiele z tych dzieci najpierw otwiera kanapkę i wyrzuca sałatę i surówkę, i zjada tylko bułkę przesiąkniętą keczupem i majonezem plus kotlet. Te dzieci są nienauczone jedzenia owoców i warzyw- mówi nauczycielka ze stalowowolskiej podstawówki.

Nowe przepisy, które mają wejść w życie za kilka miesięcy mają uwzględnić opinię uczniów co do listy produktów, które będą dostępne w szkołach w sklepikach i stołówkach.

Zobacz również:

+ Rewolucja szkolna to głupota?

[AB]

Komentarze

Dodaj swój komentarz

Przed publikacją zapoznaj się z Polityką Prywatności. Pamiętaj ponosisz odpowiedzialność za swój wpis!
By sprawdzić czy nie jesteś bootem, wpisz wynik działania: 1 + 2 =
~ajaks

W latach 60 ub. wieku zdałem maturę a moje młodsze rodzeństwo uczęszczało do szkoły odpowiednio do niższych klas. Nigdy nie zdarzyło się aby mama nie dała nam kanapek do szkoły. I było to za czasów zasranej komuny- ale nie mogę sobie przypomnieć aby jakieś dziecko nie miało drugiego śniadania tak jak dzisiaj można to zaobserwować.Dzisiaj rodzice zamiast dać dziecku zdrowe jedzenie do szkoły daje 5 lub 10 zł. i jest na miejscu cały skład trucizny a wiele z tych dzieci nie ma ani pieniędzy ani kanapki.Do d..y z taką polityką!!

~goro

stalowiak ty to juz masz zapewniona kupe na klacie za te wpisy z pociagami, a co do slodyczy w sklepikach to bardzo dobrze ze wrocily, ludzie musza na czyms zarabiac, a dzieci jak glupie to niech wpie****aja te slodycze az sie posraja czekolada.

Greg91

Klemens_Maria Masz sporo racji. Ja sam do szkoły miałem 2km i codziennie rano jeździłem do szkoły rowerem. Chociaż i tak uważam, że największym problemem jest to, że dzieciaki spędzają całe dnie przed komputerem. Nie jestem może jakiś specjalnie stary bo mam 25 lat ale gdy ja wracałem ze szkoły to rzucało się plecak i wychodziło na dwór do znajomych pograć w piłkę czy po prostu spędzić czas na świeżym powietrzu. Nie ciężko teraz zauważyć, że teraz jest całkowicie odwrotna sytuacja. Wystarczy przejść się obok boisk czy orlików.

Klemens_Maria

Greg91, dzieciaki od małego są wożone samochodem odległości nawet kilkaset metrów bo tak starym wygodniej. Tu jest błąd. Za moich czasów każdy do szkoły był przyprowadzany pieszo a jak starszy to chodziło się z pięty. A teraz dzieci w samochodach i mks jak seniorzy.

Greg91

Problem jest po stronie rodziców ale nie jest to kwestia żywienia tylko stylu życia ich pociech. Jak ja chodziłem do szkoły to codziennie jadłem pączka i popijałem go jakimś słodkim napojem i nie miałem problemu z nadwagą. Jednak za moich czasów nie siedziało się cały dzień na komputerze tylko wychodziło się na dwór grać w piłkę czy w inne sporty. Do tego na wf w szkole się ćwiczyło zawsze i nawet jak się nie miało stroju to latało się po szkole i szukało się kogoś kto pożyczy spodenek bo siedzenie na ławce i nie ćwiczenie to był wstyd. Więcej ruchu, a mniej komputera i wszystko będzie tak jak być powinno.

~Jędrula

Andrzej trochę za mocne porównanie. Ten zakaz nie wiele zmieni, bo dzieciaki i młodzi nie stają się od niego mądrzejsi i nie ogranicza realnej liczby zjedzonych czipsów tygodniowo.
Realne to by było gdyby wszystkie używki, czekolada czipsy jak pety były dostępne od 18 lat. W tedy jestem za i ma to sens.

~Krzychu

Co za matoł pisał ten artykuł. Za 3 błędy na maturze można było się pożegnać z pozytywnym wynikiem. Matura do śmieci, tyle młodych wyedukowanych się marnuje, a tu taki bubel przy klawiaturze.
2 literówki i brak przecinka w cytowanym tekście.
Siadaj, pała!
Do poprawki.

Andrzejek

Do tych co cieszą się z powrotu śmieciowego żarcia do szkół. Porównam to do pijanych kierowców. Co weekend policja wyłapuje ich tysiące to jaki sens ma w ogóle ograniczenie promili. Skoro jest zakaz a i tak jeżdżą to po co zakazywać.

~Jajko

wyborca
4. Powoli wchodzi model amerykański. Na zakupy jeździ się co tydzień do hipermarketu, dzieci są odwożone do przedszkoli i szkół, żywią się głównie śmieciowym jedzeniem, bo rodzice nie mają czasu gotować lub im się nie chce.

5. Czy największy problem to obecność białej mąk, cukru, soli w daniach? Czy produkty z konserwantami niezawierające tych składników są zdrowsze? Czy w stołówkach można podawać potrawy bogate w tłuszcze trans? Czy nikt nie widzi innych zagrożeń dla zdrowia niż otyłość? Czy substancje powstające m.in. podczas smażenia nie mają wpływu na zdrowie? Trzeba mieć wiedzę z książek i filmów naukowych, a nie z kolorowych gazet i pudelków.


Każdy ma swój model w domu,najwięcej zależy od rodziców czym żyje ich potomstwo.
Tu nie chodzi o nadwagę ale o składniki produktów,którymi się żywimy.

miszczyszyn

Ustawowymi zakazami, czy nakazami nie rozwiąże się tego problemu. Do tego potrzebna jest praca u podstaw. Cała masa kampanii społecznych o tym jak zdrowo się odżywiać. Wszystkie złe nawyki w tym zakresie dzieciaki wynoszą niestety z domu. Tutaj problem leży w rodzicach, którzy pozwalają swoim dzieciom spożywać śmieciowe jedzenie w nadmiernych ilościach. Mało tego traktują takie jedzenie, jako coś normalnego, co jest kategorycznym błędem. Nie potrafią im przyrządzić dobrego jedzenia własnej roboty ze zdrowych produktów, tylko właśnie zamawiają tą pizzę, hamburgery, kebaby, bo tak jest szybciej. Z drugiej jednak strony powtarzam, że"śmieciowe jedzenie" jest szkodliwe tylko w nadmiernych ilościach. Jeżeli, ktoś dajmy na to raz na 2 tygodnie zje niedużą paczkę chipsów, wypije tę puszkę coli, czy pójdzie sobie do restauracji typu "fast-food", to nic złego dla jego zdrowia się nie stanie. Wszystko jest dla ludzi, ale trzeba zachować umiar, także w tym co się je.

~jano

A dlaczego redakcja przekręca nazwisko byłej pani premier ? Odgórny nakaz ?

~Kinga1984

Dzieci biorą przykład z rodziców. Jeżeli rodzice są tucznikami, którzy pochłaniają fast foody, makarony itp. niesamowite ilości pszennych napompowanych bułeczek,to skąd dzieci mają nagle jeść warzywa i owoce? Skoro tata je kebab, mama codziennie chodzi do cukierni motycze po ciastka lub po pączki i drożdżówki...a w domu mówi się, że cukier krzepi i "posłodź sobie herbatkę, będziesz miał dużo energii.." to faktycznie szkoda pieniędzy i fatygi bo dzieci takich tuczników będą między lekcjami biegać do sklepu na drugą stronę ulicy za batonem i dosładzać kompot na stołówce. PARANOJA w amerykańskim stylu!! przyszłość pokoleń to zatem co 3 dziecko ważące 100 kg w czwartek klasie podstawówki. W niedzielę zaś wycieczka z rodzicami do MC Donalda i KFC i kebabów, które rosną w stalowej jak grzyby po deszczu.

~Kinga1984

Zgadzam się, że źródłem problemu jest złe żywienie w domu. cóż z tego, że w szkole wycofano słodycze, chipsy, a obiady są bez soli... jeśli dzieci potajemnie wynoszą z domu batoniki, chrupki,a rodzice jeszcze dokarmiają je pizzą, kebabami i zabierają do galerii na fast foody. Chcą mieć chore dzieci - otyłe, z cukrzycą, miażdżycą itd.ich problem. Będą potem się odchudzać jako nastolatki, wpadać w bulimię, anoreksję. Komu za to podziękują? Rodzinie, że ich pasła kluchami śląskimi z sosem i tościkami z podwójnym serem, a do szkoły batonik i coca cola.
żenada...
Wychowanie w zdrowym żywieniu zaczyna się w domu, nie w szkole. Nikt nie jest cudotwórcą.

wyborca

Ta ustawa spowodowała tylko spadek miejsc pracy. Dzieciaki i tak kupują śmieciowe jedzenie i napoje poza szkołą. Czy z jakimkolwiek specjalistą konsultowano, czego zakazać w szkolnych sklepikach i stołówkach? Nawyki żywieniowe wynosi się z domu i należy zacząć od edukacji całego społeczeństwa. Z doświadczenia wiem, że:

1. W wielu sklepikach sprzedawano tylko słodycze i napoje gazowane. Uczniowie nosili skrzynki z pączkami i w zamian brali sobie kilka za darmo. Nikt nie opuszczał terenu szkoły, aby kupić coś zdrowszego.

2. W LO KEN był większy asortyment. Największym zainteresowaniem cieszyły się chipsy, batony, tymbarki, gotowe kanapki, napoje gazowane i jabłka. Ciekawe, czy ten sklepik dalej istnieje, bo na samej zdrowej żywności nie pociągnie.

3. Na feriach znajomy przyprowadzał do firmy dzieciaka. Co drugi dzień jedli „obiad” z McDonalda. Dzieciak nie wyglądał na zadowolonego, ale za zdrową żywnością też nie przepadał.

4. Powoli wchodzi model amerykański. Na zakupy jeździ się co tydzień do hipermarketu, dzieci są odwożone do przedszkoli i szkół, żywią się głównie śmieciowym jedzeniem, bo rodzice nie mają czasu gotować lub im się nie chce.

5. Czy największy problem to obecność białej mąk, cukru, soli w daniach? Czy produkty z konserwantami niezawierające tych składników są zdrowsze? Czy w stołówkach można podawać potrawy bogate w tłuszcze trans? Czy nikt nie widzi innych zagrożeń dla zdrowia niż otyłość? Czy substancje powstające m.in. podczas smażenia nie mają wpływu na zdrowie? Trzeba mieć wiedzę z książek i filmów naukowych, a nie z kolorowych gazet i pudelków.

~hanna

Zadnych slodyczy w sklepikiu,bulki moga byc i warzywa.Bylo dobrze to teraz znowu chca trucizne sprzedawac.

Klemens_Maria

Ansurd. W szkole słone i słodkie zakaz. W domu już OK. A na obiad u mamy rybki z biedronki z rtęcią.

ziuta

W mojej szkole bywa, że uczniowie przynoszą sobie na stołówkę cukier w słoiczku i dosładzają herbatę; dzielą się nim z kolegami. Zachowują się przy tym tak, jakby byli w konspiracji.