Wspominali czasy okupacji
We wtorek, w Hutniku (sala im. Norblina) odbyło się kolejne spotkanie z cyklu „Szanujmy Wspomnienia" organizowane przez Muzeum Regionalne. Wspominano m.in. czasy okupacji hitlerowskiej…
Celem spotkań z cyklu „Szanujmy Wspomnienia” jest gromadzenie materiałów oraz fotografii umożliwiających opowiedzenie dziejów naszego miasta, poprzez przypomnienie losów ludzi, którzy je budowali i wywierali wpływ na jego rozwój.
Tym razem wspominano czasy okupacji. W przeciwieństwie do pierwszych, przedwojennych mieszkańców, którzy sami starali się dostać tu pracę i mieszkanie, te rodziny znalazły się w Stalowej Woli najczęściej nie z własnego wyboru, a nawet wręcz wbrew swojej woli. Przed wojną Stalowa Wola liczyła 3900 mieszkańców. Byli to ludzie pochodzący z różnych stron Polski m.in. ze Starachowic, Sosnowca, Ponizania, Warszawy, Katowic, Radomia, Wilna, Łodzi i wielu innych miejscowości. We wrześniu 1939 roku część mieszkańców była powołana do wojska. Inni, pracownicy Zakładów Południowych, uczestniczyli w ewakuacji. W październiku 1939 r. ze wschodu, z wojennej wędrówki wracali pracownicy ZP z rodzinami, przybywali też pierwsi Niemcy- cywile, sprowadzeni przez Niemców fachowcy ze Śląska i Zagłębia. W 1942 roku w Stalowej Woli mieszkało już 6199 osób, w tym 5624 Polaków, 294 Niemców, 108 Volksdeutsche’ów oraz 172 Ukraińców. Rok później ludność ogółem wynosiła 6518 osób: 5853 Polaków, 486 Niemców, 139 Volksdeustche’ów i 31 Ukraińców.
We wtorek, w Hutniku, historie z tamtych czasów snuły osoby, które w czasie okupacji były jeszcze dziećmi. Wówczas pracę znaleźć mógł każdy, kto tylko chciał. Rodzice więc pracowali dużo i starali się zapewnić swoim dzieciom jak najlepszy byt. Mimo wojny toczyło się zwyczajne życie, odbywały się potańcówki, śpiewano piosenki, organizowany próby i występy chóru. Odbywało się także potajemne nauczanie. Polacy z pogardy dla niemieckiej nacji pisali słowo „niemcy” przez małe "n".
- Tatuś pracował w hucie, mama była zapobiegliwa, jakoś nam się żyło. Całą okupację spędziliśmy na Ozecie. Pamiętam te schrony, jak uciekaliśmy do nich… Takie rzeczy się pamięta. Ja nie ucierpiałam biedy dzięki temu, że tatuś pracował i po 16-godzin, bo wtedy można było, ile się dało. Do szkoły poszłam w 1945 roku. Pamiętam jak w "jedynce" był szpital, jak były tam robione prześwietlenia. Później była rejonizacja, więc przerzucili nas do "dwójki". Chodziłam tam przez las, przez tory, były tam leje po bombach- wspomina pani Emilia.
- W 1945 roku zacząłem chodzić do podstawówki. Ojciec sam pracował, nas było troje dzieci, jakoś się żyło. Co roku jeździliśmy na kolonie z Huty, raz byłem w prewentorium. W czasie wolnym chodziło się nad San, między "żydkami", miałem wtedy akwarium, siedziałem przy rybkach i oglądałem je zamiast telewizji. Trzeba powiedzieć, że było w tym czasach bezpiecznie. Klucz kładło się pod wycieczkę i się nie obawiało niczego. Nie było takiego złodziejstwa jak teraz- mówi pan Adam.
Nie dla wszystkich czasy wojny wyglądały w ten sam sposób. Niektórzy mieszkańcy trafiali do obozów koncentracyjnych, skąd rzadko się powracało do domu. Wiele osób przyjezdnych, wyczerpanych trudami wojny umierało zaraz po osiedleniu. W stalowowolskim Mauzoleum, wśród pochowanych, znalazło się 9 osób, które były wysiedlone m.in. z Poznania, Sosnowca i Krakowa.
Muzeum Regionalne zbiera różne dokumenty, relacje i fotografie z czasów okupacji, życia i działalności stalowowolskich pionierów i ks. Józefa Skoczyńskiego. Wszystkie zbiory można przynosić do Muzeum Regionalnego w Rozwadowie oraz od maja- do placówki muzeum w lokalu po Bibliotece Miejskiej na ul. Staszica (w godz. od 14 do 16.00).
Komentarze
Tylko dlaczego muzeum nie zbiera pamiatek w wiekszym rozmiarze,maszyny robione w hucie,dziala,pojazdy wojskowe?Zaklady chetnie oddadza co maja,ale muzeum nie chce.