Posty: 1225
Dołączył: 7 Sie 2008r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Dziesięć powodów, dla których nie wrócę do Polski
Polacy w panice pakują walizki i wracają do swego raju utraconego Na miejscu czeka na nich praca, kariera, pieniądze i Wisła miodem płynąca. Ja znalazłem dziesięć powodów, żeby się jednak wstrzymać. Oto moja lista. 1. Pogoda. Trzeba zacząć z grubej rury. Żona mówi, że jestem meteopatą. W Polsce od mniej więcej połowy sierpnia popadałem w depresję i ogólne odrętwienie. Teraz, w połowie października, za oknem mam zachmurzenie lekkie ze sporymi przejaśnieniami, około 17 stopni Celsjusza i uśmiech nieschodzący z twarzy. Wstrętny angielski klimat wkładam między bajki. Albo jadę zobaczyć, jak on wygląda, do kraju nad Wisłą. 2. Janusz Palikot. Polacy w Wielkiej Brytanii często mówią, że od powrotu powstrzymuje ich polskie polityczne bagno. Ten polityk PO ciągnie mnie osobiście na samo dno otchłani. Jest widocznym przykładem, że nic się w Polsce nie zmieni, bo jako twarz (a raczej gęba) swojej partii służy mocodawcom wyłącznie do traktowania z buta przeciwników. A częstotliwość pojawiania się Palikota w mediach świadczy o tym, że jego rola jest bardzo ważna, a w polskiej polityce nie chodzi już o nic więcej. Poseł Palikot wcale nie męczy mnie tym, że targa do studia TV świńskie łby, sztuczne penisy, ocynkowane wiadra, pistolety na kapiszony i co tam jeszcze. On mnie męczy, bo jest... najzupełniej zbędny. Jeśli przyjmiemy, że metafora Matriksa pasuje jak ulał do dzisiejszej Polski, to ja w tym Matriksie nie widzę sensu istnienia Palikota. W filmie braci Wachowskich każdy bohater – z jednej i drugiej strony – grał jakąś rolę albo był programem stworzonym do wypełnienia celu. W działania lubelskiego posła wkradł się jakiś podstępny trojan, który każe mu robić rzeczy nieprzynoszące żadnego pożytku, puste jak wydmuszka, a przy okazji budzące niesmak. Jak na złość, nikt nie jest w stanie przenieść go do kwarantanny albo od razu skasować. 3. Funt szterling. Przecież nie mogło go zabraknąć na mojej liście, chociaż ponoć pada na pysk, ponadto został kiedyś upokorzony przez George’a Sorosa, a obecny kryzys finansowy ma go dobić. Banknoty funtowe lubię za wielkość, której nie mogą dorównać żadne portfele, a monety za grubość – z tego samego powodu. Jako prosty człowiek rozumuję, że to, co jest większe, musi być lepsze. I to się sprawdza, mimo czarnych wizji polskich analityków finansowych. Za te większe od złotówek funty mogę kupić więcej niż w Polsce rzeczy, częściej mogę wyjść do restauracji, na koncert, mogę też uszczęśliwić więcej razy w kwartale swoje dziecko i kobietę... 4. Urząd Skarbowy. Właściwie nie trzeba by się nad tym tematem dłużej rozwodzić, gdyby nie abolicja. W ramach ocieplania wizerunku polski fiskus postanowił darować emigrantom winy, więc ujadanie na niego nie jest już takie łatwe. Chodzą jednak słuchy, że ta cała abolicja to tylko lep na naiwnych, bo gdy skarbówka się do człowieka przyklei, to już nie puści. Jak superglue. Najwidoczniej inni Polacy, którzy pracowali za granicą, mają podobne zdanie, bo np. w II Urzędzie Skarbowym w Bydgoszczy, w I Urzędzie Skarbowym w Toruniu oraz w Inowrocławiu wniosku abolicyjnego nie złożył nikt. Trochę lepiej było w Grudziądzu, gdzie wszyscy urzędnicy skarbowi mogą pochylić się nad jednym formularzem. Za to nieopisana radość panuje pewnie na korytarzach urzędu w Radomiu, gdzie zgłosiły się aż dwie osoby. Niestety, inspektorzy nie mogli ich uściskać osobiście, bo wnioski zostały wysłane z Wielkiej Brytanii. Uważam tak jak i oni, że 1500 kilometrów to najmniejsza bezpieczna odległość, jaka powinna dzielić podatnika od tej instytucji. 5. Polskie Koleje Państwowe. Jako osoba podstępnie pozbawiona przez demiurga talentu prowadzenia pojazdów mechanicznych jestem w Polsce skazany na korzystanie z usług komunikacji publicznej. Ostatnio przeczytałem, że PKP ma zamiar kupić 20 nowoczesnych pociągów, które będą rozwijać prędkość 200 km/h. Hmmm... Nie wiedzieć czemu, staje mi przed oczyma pani z kasy na dworcu Gdańsk-Wrzeszcz. Dworzec ten jest tak straszny, że jego nazwa wydaje się idealną poradą dla osób, które się tam nie ze swojej winy znalazły. Pani z kasy uciszyła mnie jednak dość stanowczym: "Nie widzi, że tu się pieniądze liczy?!", i wcale się jej nie dziwię, bo gdyby przyszło mi pracować w takim brudzie, smrodzie i osmalonej dymem (Skąd ten dym? Parowozy nie jeżdżą od dziesiątek lat!) szarzyźnie, też bym miał nerwy jak z waty. No więc obawiam się, że gdy dyrekcja PKP wypuści z boksów te swoje rącze rumaki, gdy osiągną już tę swoją zawrotną prędkość i w jakiś cudowny sposób uda im się nie wykoleić na polskich torach, to pani z dworca Gdańsk-Wrzeszcz, kiedy przejedzie pod oknami jej kasy taki superpociąg, rzuci robotę w cholerę, a nazajutrz podłoży ładunek wybuchowy pod trakcję z powodu depresji wśród bezrobotnych. Wolę więc jeździć od czasu do czasu niemodernizowanym, powolnym pociągiem z cuchnącą toaletą, gdzie wodę (i całą resztę) spuszcza się wprost na tory za pomocą uroczego nożnego pedała. A wrażenie pędu wolę poznać poprzez Virgin Trains albo Great Western. 6. Przyjaciele. Tylko będąc w Londynie, mogę zaprosić tu znajomych i udawać światowca, pokazując im te wszystkie Big Beny, Trafalgar Squary i Buckingham Palace, cedząc z miną znawcy skąpe informacje, jakie o nich posiadam, a potem z uciechą obserwując rozwarte z podziwu paszcze. Bycie przewodnikiem po takim mieście, nawet w wersji chałupniczej i nieokraszonej prawdziwą wiedzą, jest zajęciem ekscytującym. Dzięki Londynowi czuję się wreszcie jak samiec alfa w stadzie, bo to oni do mnie bardziej niż ja do nich. 7. Segregacja. Boże broń, nie chodzi o segregację rasową. Siedząc w Wielkiej Brytanii, stałem się zielony jak Shrek i denerwuje mnie wszelki przejaw braku wrażliwości w postępowaniu ze śmieciami. W Polsce byłbym uważany za wariata, uganiając się za palaczami rzucającymi kiepy na ulicy albo snując się nocami po swoim osiedlu w poszukiwaniu oddzielnych pojemników na szkło, makulaturę, plastik, ubrania, buty, baterie, nakrętki do słoików, pampersy, opakowania po lekach itd. Swoją drogą w Polsce byłoby to jak uganianie się za świętym Graalem, którego poszukiwania skończyłyby się klęską. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czy w ten sposób pomagam dłużej przetrwać ludzkości na padole łez, ale wydaje mi się, że tak trzeba. W Polsce nie trzeba, i właśnie to jest dziwne. W Polsce można ogłosić, że ekologia to nowe dzieło życia i jednocześnie chodzić w futrze (państwo Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy) albo poprosić kolegę, żeby podwiózł nas swoją furą na obchody Dnia Bez Samochodu (szef SLD Grzegorz Napieralski). 8. O2 Arena i Wembley. Ostatnio byłem na koncercie Metalliki w O2 Arena. Żaden ze mnie zapalony fan tego zespołu, ale ogrom miejsca i całego przedsięwzięcia wgniótł mnie w fotel. Zdałem sobie sprawę, że praktycznie co tydzień (o ile funt szterling pozwoli) mogę być tak wgniatany, jeśli nie przez Metallikę, to przez inną – w gruncie rzeczy każdą, jaka przyjdzie mi na myśl – muzyczną gwiazdę. A gdy nie będzie akurat żadnej pod ręką, to mogę pójść na mecz na Wembley bez obawy o to, że dostanę płonącą racą albo deską wyrwaną spod siedzenia przez łysego, wytatuowanego członka jednego z nieprzyjaznych ludziom plemion o nazwach Legia Fans, Wisła Hooligans albo Jagiellonia Destroyers. Zastanowię się, czy wracać do Polski, jeśli Metallica ogłosi nową trasę z przystankiem na koncert w mojej mieścinie na Pomorzu. Coś mi się zdaje, że mogę na to trochę poczekać. 9. Hydraulika, elektryka i pokrewne. Nie do wiary! Tak przyzwyczaiłem się do wszechobecnych w Wielkiej Brytanii podwójnych kranów z zimną i ciepłą wodą, że nie wyobrażam sobie bez nich życia. Co gorsza, w ogóle mi one nie przeszkadzają i uważam je za zwykłe osiągnięcie rozwiniętej cywilizacji. Obawiam się, że nie poradziłbym już sobie z armaturą dającą mi możliwość regulowania temperatury wody. Podobnie jest z nieśmiertelnym sznurkiem do włączania światła – w Polsce pewnie chwytałbym powietrze w jego poszukiwaniu, bo zwykły kontakt stał się dla mnie wynalazkiem, który poszedł na dno z Atlantydą. 10. Jola Rutowicz. Będąc na Wyspach, widzę jej postać w internecie i zaczynam się bać. Boję się, że gdy wrócę do Polski, Jola na dobre zagości w moim domu, będzie dla mnie tańczyć na lodzie czy na jakiejś innej niebezpiecznej powierzchni, będzie do mnie gadać, a ostatecznie wyjrzy z mojej lodówki. Chociaż ponoć to miejsce jest już zarezerwowane. Przez Dodę. http://wiadomosci.onet.pl/1516680,2678,1,kioskart.html Moim zdaniem, najlepszy jest punkt 10. Autor strzela w dziesiątkę opisując polską popkulturę plastikową. Miernota, tandeta i plastik. |
|
Posty: 732
Dołączył: 2 Lip 2008r. Skąd: Stalowa Wola Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
|
|
|
~~obserwator | |
|
|
No-- fajnie to napisałeś.
A Ja mam pięć powodów dla których nie ruszę się z kraju: 1. Bo tu sie urodziłem i chciałbym tu umrzeć. 2.Bo tu mam pracę, rodzinę, przyjaciół, kolegów. 3.Bo tu mi się podoba choć mi się nie podoba. 4.Bo Polska jest piękna. 5.Bo ma cichą nadzieję, że dożyje dnia kiedy i u nas będzie normalnie. |
|
|
Posty: 1225
Dołączył: 7 Sie 2008r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Ja tego nie napisałem, tylko zacytowałem podając źródło. Pod rozwagę rządzących.
A czytając o domaganiu się kolejnej 40% podwyżki cen energii przez molochy energetyczne i informacji o tym, że w Niemczech benzyna jest tańsza niż u nas, zaczynam się zastanawiać, co ja tutaj robię? Na razie jestem, bo muszę. Ale daty wyjazdu na stałe mam już sztywno rozplanowane. Kochani, życie i zdrowie mamy jedno. Czy warto się kopać z koniem? Czy warto czekać na poprawę losu za 50 lat? Czy warto być patriotą? Też pod rozwagę. Waszą. |
|
~~oLOLo | |
|
|
Polska jest dla mądrych i oświeconych ludzi, którzy potrafią rozkręcić legalnie interes, nie zważając na skarbówkę, itp. No cóż, wyjeżdżają robociarze, dla których miesięczna pensja w kraju jest za mała - ale tak naprawdę warto tylko po to, aby zdobyć trochę więcej kasy?
|
|
|
Posty: 1225
Dołączył: 7 Sie 2008r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
CYTAT Polska jest dla mądrych i oświeconych ludzi, którzy potrafią rozkręcić legalnie interes, nie zważając na skarbówkę, itp. No cóż, wyjeżdżają robociarze, dla których miesięczna pensja w kraju jest za mała - ale tak naprawdę warto tylko po to, aby zdobyć trochę więcej kasy? Po 1, na interes potrzeba kapitału, po 2, wszyscy nie będą prowadzić działalności, bo ktoś musi pracować u tych prowadzących Jeśli wszyscy, jak to określasz, robociarze wyjadą, to kto będzie pracował? No i nie tylko wyjeżdżają, żeby zdobyć więcej kasy, tylko żeby tutaj nie umrzeć z głodu. |
|
~~lostboy | |
|
|
hehheehh
ludzie !!!!ja prowadziłem w polsce swoją działalność 13 lat!!! pieknie!!!! ale miałem dość!!!! zatrudniałem 3 osoby!!!! opłacałem ZUS płaciłem podatki i chciałem ŻYĆ!!! nie sam !!! z rodziną !!! mam 2 dzieci!!! niestety państwo polskie nie daje takiej szansy!!! musiałem wyjechac!!!teraz mieszkam z rodzina w anglii!!! mam swój biznes - a zona nie pracuje!!! bo nie musi!!!! żyjemy jak ludzie !!! ale nie było łatwo na poczatku!!! ale teraz !!!!przepraszam ja nie wracam!!!! opieka socjalna 100%!!! praca 100& !!! zarobki 100%!!! przede wszystkim dzieci!!!! ucza się języka!!!!! to im zaprocentuje kiedyś!!!! a my..............cóż my musimy zapewnić byt naszym pociechom!!!! pozdro !!! |
|
|
~~HIHIHI | |
|
|
Ludzie badzcie cierpliwi czekajcie na cud.Donald nie zuca słow na wiatr
|
|
|
~~kfk | |
|
|
za http://wiadomosci.onet.pl/1,15,11,50085795,135017982,5769668,0,forum.html
CYTAT 1. Pogoda Pada, deszcz, niby śnieg. Totalny brak normalnej zimy, brak możliwości wyjścia na sanki z dzieckiem. Brak klimatu świąt. Jednostajna listopadowa pogoda od października do końca marca wpływa o wiele bardziej depresyjnie niż widok ślicznie zaśnieżonych pól, parków w miastach, osiedli. 2. Święta Nastrój świąt kreowany przez sieci handlowe już od początku października pozbawia je wyjątkowości. Dla wiadomości kogoś kto tam nigdy nie był: promocje świąteczne zaczynają się właśnie juz na początku października, a kończą tydzień po świętach. Brak klimatu Bożego Narodzenia - brak śniegu na przykład... ludzie, którzy w boże narodzenie wychodzą na imprezy, na dicho - tak jak w czasie odpowiednika naszych Zaduszek - halloween (!!) - są wtedy imprezy halołinowe... przesada. 3. Tępizna umysłowa obywateli UK Mieszkałem w UK 4 lata w latach 2003-2007. Byłem obserwatorem tamtejszej młodzieży. Laseczki w zimie chodzące prawie nago po ulicach od dicho do dicho. Młode paniusie (16-19l.) z wózkami, a w nich ich rozwrzeszczane bachory kompletnie znerwicowane, bo przecież jakie matki takie dzieci. Reguła dzieci rodzą dzieci działa. Jadąc autobusem rozmawiałem pewnego razu z porządnie wyglądającym anglikiem, który przekonywał mnie że język angielski jest jednym z najtrudniejszych języków świata. Człowiek ten argumentował to tym, że w j. ang. słowo może mieć podobno nawet 16 znaczeń... Śmieszne. Nie pomogło nawet tłumaczenie zasad deklinacji, przypadków, osób, rodzajów osób (rozmawiam świetnie po ang. umiem tłumaczyć takie rzeczy tak żeby zrozumieli). 4. Broń Boże przed EDUKACJĄ tam Miałem znajomych polaków uczących w tamtejszych szkołach. Nie będę się rozwodził bo to jest fakt powszechnie znany. Generalnie u nas średnio sprytny czwartoklasista potrafi np. z matematyki więcej niż przeciętny "pupil" szkolny w wieku 15 lat z tego samego przedmiotu. Jak oglądałem tamtejsze podręczniki miałem wrażenie, że to jest dla dzieci specjalnej troski, a nie dla przeciętnych ludzi. 5. Funt szterling Spada i będzie spadał. To prawda że tam za 5 funtów (powiedzmy godzina pracy bo nie wiem ile teraz jest pewnie coś około 5,7/h). W każdym razie za 5 funtów można już coś kupić. Np. składniki na obiad dla jednej osoby, Ew. full zestaw w makdolcu. W Polsce na to trzeba pracować 3h (biorąc pod uwagę podstawę minimalną u nas 5 zeta płacą do 7 dla najniższej półki pracowniczej). ALE cóż tego jak spada ten funciak i prędzej czy później to się odczuje. Gabaryty fizycznej waluty to tak bzdurny argument że nie komentuje; dodam, że ja najczęściej płace karta, a ta jest wszędzie taka sama 6. Urząd skarbowy... Nie rozliczałem się i nie zamierzam. Od tylu lat nikt się nie czepiał. Nic nie zgłaszałem. Uważam składanie wniosków abolicyjnych za martwy wymóg skoro i tak nie ma konsekwencji bo NIKT tego nei sprawdza. Tak zrobiło razem ze mną około 40 osób które znam i... nic. Nie widzę tu problemu. Nawet jak urząd dojedzie to składamy wniosek i już. Akurat lex retro non agit tu działa - na szczęście Więc stosuje się przepisy wstecz. 7. PKP vs. BNR (mój własny skrót - britisz naszynal rejlłejs - sory za ponglisz ale olewam pisownie po angielsku ) Nie interesuje mnie syf na stacjach. w pociągach jest tłoczno to fakt. W 2giej klasie, ale mamy intercity - tam jest luz - mało ludzi i nie ma syfu. Cena wysoka, ale w uk z Manchesteru do Londynu za bilet PŁACISZ KOŁO 100 FUNTÓW!!! no sory nawet w uk to jest już kawał kasy! Wole mimo wszystko nasze IC z ich cenami. 8. Segregacja Śmieciowa - w lublinie na przykład jest frakcja sucha. Dopiero raczkuje, ale czego oczekujemy od 19 letniego Państwa (liczę od '89). Brak segregacji jest wygodniejszy. Co mnie cieszy w pl to brak innych nacji. Brzmi okrutnie, ale moim zdaniem o rasizmie, segregacji i liberalnych poglądach na ten temat powinny się wypowiadać osoby, które zetknęły się dłużej z muzułmanami, arabami, innymi Irakijczykami, Chinolami, Pakolami etc. - ja WIEM że w każdej nacji jest elita i ta w Polsce najczęściej jest możliwa do spotkania, ale ja miałem do czynienia z normalnymi ludźmi z ww. nacji i uwierzcie mi, że różnice kulturowe są tak duże, że... ech... cieszę się że w PL nie ma ich i mam nadzieje że długo nie będzie. Dla mnie Pakole, Irakijczycy i im podobni to fałszywce na maksymalni. Takie mam zdanie bo miałem wiele sytuacji gdzie wyszło szydło z worka. 9. 02 i arena łemblej O2 - jak najbardziej jako siec komórkowa - wygodna, logiczna itp. )) w tym sensie się zgodzę. arena...? - ceny biletów w dwie strony można dorwać za 300-400 zł więc sobie polecę jakbym chciał iść na mecz. Codziennie nie uczęszczam i chyba nikt z was, więc argument śmieszny. 10. Umywalki i 2 krany. W praktyce: odkręcasz kran z zimną wodą- OK, odkręcasz kran z gorącą wodą - na początku ok, potem cieknie coraz cieplejsza, potem wrzątek, że można się oparzyć. Myjesz ręce latając dłońmi od lewej do prawej - tak aby najpierw nabrać zimnej wody, jak masz jedną rękę wolną bo się golisz to masz jedyną możliwość - zimną wodę. Największy absurd wg wielu polaków! Jak kraj z tak silną gospodarką może tak bezsensownie absurdalne rozwiązania ciągle wprowadzać - bo w nowym budownictwie ciągle TO JEST! (pomijam to, że dziwię się jak kraj z taką liczbą rozbestwionych po prostu głupich ludzi może mieć tyle kasy... przez kolonie dawniej??) 11. Extra punkt poświęcony przebiciu autora. Myśl człowieku. |
|
|
Posty: 1225
Dołączył: 7 Sie 2008r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Też czytałem tę opinie wczoraj na onecie (ten ostatni post), ale uważam, że jest to na siłę szukanie usprawiedliwienia dla beznadziei w Polsce.
Jeśli chodzi o pogodę i tępiznę umysłową, to nie wiem, czy ona się specjalnie różni od tej tutejszej? Prawdziwej zimy już dawno nie było i obserwując aktualną pogodę oraz prognozy, nie zanosi się na nią. A młodzi ludzi? Zainteresowania obecną popkulturą (m.in. Feel i Doda oraz pisownia - ortografia i sens wypowiedzi) także nie przynoszą jakiejś szczególnej chluby i wyróżnienia. Powiedzmy, że to są punkty wspólne. Ale poziom życia tu i tam mówi sam za siebie. Tam (i nie tylko w Anglii) osoba żyjąca z socjalu ma lepiej, niż u nas osoba pracująca. Przecież to skrajnie demoralizujące. Kto w Polsce będzie pracował z zapałem i dobrym humorem wiedząc, że nie zarobi na minimum socjalne? Jak podaje wikipedia: Minimum socjalne – wskaźnik określający koszty utrzymania gospodarstw domowych na podstawie "koszyka dóbr" służących do zaspokojenia potrzeb bytowo-konsumpcyjnych na niskim poziomie. Przyjęte składniki koszyka wystarczają nie tylko dla podtrzymania życia (porównaj: minimum egzystencji), lecz dla posiadania i wychowania dzieci, a także dla utrzymania minimum więzi społecznych. Do pierwszej grupy składników zaliczają się wydatki na mieszkanie, żywność, odzież, obuwie, ochronę zdrowia i higienę; do drugiej grupy - koszty komunikacji i łączności (np. dojazdy do pracy), wydatki na kształcenie i wychowanie dzieci, na kontakty rodzinne i towarzyskie oraz skromne uczestnictwo w kulturze. Jest to więc model zaspokajania potrzeb na poziomie „minimalnego dobrobytu”. Minimum socjalne nazywane jest też „granicą wydatków gospodarstw domowych, mierzącą godziwy poziom życia”. Według opracowania IPiSS (na podstawie danych GUS z badań nad warunkami życia gospodarstw domowych), blisko 60% Polaków (prawie 23 mln osób) żyje poniżej minimum socjalnego (dane z 2004 roku) Pomimo, że te dane są z 2004 roku, nie sądzę, iż wiele uległo zmianie w tej materii. Może nawet się pogorszyło, gdyż znacznie wzrosły koszty utrzymania po wejściu Polski do UE. Piosenka Kazika świetnie opisuję POlskę: http://balet.wrzuta.pl/audio/oUA05MzOkN/kazik_-_jeszcze_polska I tu też troszkę łagodniejszy opis sytuacji w Polszy: http://karowampirek.wrzuta.pl/audio/mMjUMB5AnU/tlove-_jest_super |
|
~~Enrico | |
|
|
A propos ZUS. To bardzo nowoczesna instytucja
http://www.zus.p(...)EiW2.pdf CYTAT hehheehh
ludzie !!!!ja prowadziłem w polsce swoją działalność 13 lat!!! pieknie!!!! ale miałem dość!!!! zatrudniałem 3 osoby!!!! opłacałem ZUS płaciłem podatki i chciałem ŻYĆ!!! nie sam !!! z rodziną !!! mam 2 dzieci!!! niestety państwo polskie nie daje takiej szansy!!! musiałem wyjechac!!!teraz mieszkam z rodzina w anglii!!! mam swój biznes - a zona nie pracuje!!! bo nie musi!!!! żyjemy jak ludzie !!! ale nie było łatwo na poczatku!!! ale teraz !!!!przepraszam ja nie wracam!!!! opieka socjalna 100%!!! praca 100& !!! zarobki 100%!!! przede wszystkim dzieci!!!! ucza się języka!!!!! to im zaprocentuje kiedyś!!!! a my..............cóż my musimy zapewnić byt naszym pociechom!!!! pozdro !!! |
|
|