Posty: 2250
Dołączył: 7 Kwie 2010r. Skąd: z 2irlandii:-) tuska Ostrzeżenia: 20% |
|
|
|
Tusk jest naszym ziomkiem
Polski premier podczas wielkiego zlotu Ziomków Sudeckich (Sudetendeutsche Tag) w Augsburgu dostąpił "niewątpliwego" zaszczytu, ponieważ zarówno Bernd Posselt, rzecznik Ziomków Sudeckich, jak i Erika Steinbach wyjątkowo go chwalili. Posselt, wręczając Erice Steinbach Europejską Nagrodę Karola IV, przyznawaną przez ziomków od 1958 roku, stwierdził, że obydwie ważne niemieckie nagrody: Karola Wielkiego - przyznawana przez kapitułę w Akwizgranie, oraz Karola IV - nadawana przez Ziomków Sudeckich, znalazły się w godnych rękach. W Niemczech przyznawane są dwie międzynarodowe nagrody Karola - jedna to nagroda Karola Wielkiego, którą w tym roku otrzymał Donald Tusk, druga - nagroda Karola IV, którą w sobotę otrzymała szefowa Związku Wypędzonych (BdV) Erika Steinbach. Ziomkowie twierdzą, że obydwa wyróżnienia mają tę samą rangę, ale dla wielu z nich ich nagroda jest ważniejsza. Faktem jest, że na liście laureatów Europejskiej Nagrody Karola IV znajduje się wiele ważnych osób ze świata niemieckiej polityki: byli premierzy Bawarii - Edmund Stoiber, Guenther Beckstein i Franz Josef Straus, czy obecny szef rządu Hesji Roland Koch. W sobotę nagrodę Karola IV rzecznik Ziomków Sudeckich Bernd Posselt wręczył Erice Steinbach. Nagradzając szefową BdV, Posselt przypomniał, że drugą równie ważną nagrodę Karola, ale od kapituły z Akwizgranu, otrzymał w tym roku polski premier Donald Tusk. Chwaląc polskiego premiera, rzecznik Sudetendeutsche stwierdził, że znając go osobiście, może go nazwać godnym laureatem tej nagrody. - Donald Tusk jest nie tylko Europejczykiem, który swój naród próbuje bronić przed nacjonalistycznymi siłami we własnym kraju, ale także człowiekiem, który już jako dziecko po drugiej wojnie światowej w zniszczonym Gdańsku był zawsze zafascynowany śladami niemieckiej historii - powiedział w Augsburgu Bernd Posselt. Niemiecki ziomek przypomniał także, że Donald Tusk ma kaszubskie korzenie i niemiecką rodzinę. - W tym samym czasie i prawie w tym samym regionie dwie kapituły przyznały nagrody Karola dwóm różnym osobom, ale o wspólnych działaniach. Erika Steinbach dokonuje wielkiego wysiłku, walczy o to, aby wypędzenia zostały uznane za niezgodne z prawem, a niemieccy wypędzeni byli w Europie traktowani z należytym szacunkiem, podobnie jak Donald Tusk, który chce, aby jego naród był postrzegany z godnością w Europie - powiedział Bernd Posselt, otrzymując za te słowa owacje na stojąco. Tuż po niezwykle ciepłych słowach dla Tuska Posselt rozpoczął tyradę na temat Eriki Steinbach. Zarówno on, jak i inni mówcy nie szczędzili słów pochwał dla szefowej Związku Wypędzonych, przypominając jej zaangażowanie i walkę o powstanie centrum niemieckich "wypędzonych". Erika Steinbach z nieukrywaną przyjemnością odebrała nagrodę Karola IV, a dziękując za to wyróżnienie, pochwaliła także Donalda Tuska, którego nazwała godnym laureatem nagrody Karola Wielkiego i jak zwykle zaatakowała wschodnich sąsiadów Niemiec - najbardziej oczywiście Polskę. Po raz kolejny wyraziła ubolewanie, że przyjmując Polskę i Czechy do Unii Europejskiej, przedstawiciele Komisji Europejskiej powinni wówczas kategorycznie domagać się od tych państw anulowania dekretów, na podstawie których zostali przesiedleni Niemcy. - Jestem pewna, że tuż przed przyjęciem nowych kandydatów do Unii Europejskiej można było ich skłonić do anulowania wszelkich dekretów - powiedziała Erika Steinbach w Augsburgu i dodała, że do tego była potrzebna dobra wola zarówno Komisji Europejskiej, jak i niemieckich polityków, której jednak zabrakło. Sądząc po ilości braw, jakie otrzymała po tej wypowiedzi, można domniemywać, że nie jest to tylko jej osobiste zdanie, ale opinia rzeszy niemieckich ziomków. Steinbach uważa, że nawet w Niemczech działają siły polityczne, którym zależy na wzbudzaniu antyniemieckich fobii wśród wschodnich sąsiadów. Najlepiej - według niej - udaje się to w Polsce, gdzie potrzeba długiego czasu, aby te niepotrzebne lęki przezwyciężyć. - Jest mi przykro z tego powodu - stwierdziła Steinbach i dodała w tym kontekście: - Premier Donald Tusk jest dobrym premierem, ale wyrządzonych wcześniej szkód w tamtejszym klimacie politycznym nie będzie można uleczyć zbyt szybko. Steinbach zaznaczyła, że w odróżnieniu od Polski w Czechach znajdują się ludzie, którzy działają zupełnie inaczej. Polskę (a konkretnie polską prasę) skrytykował także przewodniczący Ziomków Sudeckich Franz Pany, który z oburzeniem przypomniał okładkę pewnego polskiego tygodnika, na której widniała Erika Steinbach w mundurze oficera SS. - To był najniższy upadek, jaki się zdarzył w jeszcze młodej historii wolnej prasy u naszych wschodnich sąsiadów - zawyrokował Pany. Rząd będzie wspierał finansowo "wypędzonych" Przemawiając podczas Sudetendeutsche Tag, bawarska minister spraw socjalnych i do spraw rodziny Christine Haderthauer zapewniła, że rząd Bawarii nadal będzie wspierał wszelkie działania BdV, i to nie tylko politycznie czy też poprzez udostępnianie pomieszczeń na zloty i zjazdy, ale także finansowo. Minister Haderthauer zapewniła, że bawarski rząd wesprze finansowo budowę (najprawdopodobniej w Monachium) muzeum wypędzeń Sudetendeutsche, a także będzie domagać się od rządu federalnego wsparcia tego projektu. Przemawiający na zlocie ziomków w Augsburgu wiceminister spraw wewnętrznych Christoph Bergner także zapowiedział poparcie dla projektu budowy muzeum wypędzeń Ziomków Sudeckich. Ponadto poinformował, że niemieckie MSW przeznaczyło dodatkowe 300 tys. euro na pomoc dla mniejszości niemieckiej w Czechach. Nawet niemieckie media twierdzą, że wykluczenie Eriki Steinbach z rady fundacji nie osłabiło pozycji szefowej BdV, wręcz odwrotnie - wzmocniło ją. W czwartek późnym wieczorem Bundestag przyjął kompromis w sprawie fundacji wypędzonych, który co prawda odsunął od fotela rady fundacji samą Steinbach, ale dał jej możliwość większych wpływów niż dotychczas. Bundestag znowelizował ustawę o powołaniu Fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", która przewiduje, że liczba członków rady fundacji wzrośnie z 13 do 21, z czego BdV będzie miało prawo mianować nie trzech - jak dotychczas - ale sześciu. Ponadto członków nie będzie powoływać teraz rząd Niemiec, a Bundestag. Wszystkie te zmiany oznaczają de facto, że dopiero teraz Erika Steinbach jako szefowa BdV będzie miała prawdziwy wpływ na kształt fundacji, a tym samym na kształt przyszłego centrum wypędzeń. Waldemar Maszewski, Augsburg "Naród, który zabija(abortuje)własne dzieci, jest narodem bez przyszłości |
|
Posty: 732
Dołączył: 2 Lip 2008r. Skąd: Stalowa Wola Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
"Naród, który zabija(abortuje)własne dzieci, jest narodem bez przyszłości |
|
Posty: 2250
Dołączył: 7 Kwie 2010r. Skąd: z 2irlandii:-) tuska Ostrzeżenia: 20% |
|
|
|
Raz po raz widzimy fatalne skutki polskiej polityki uległości wobec Niemiec.
Najpierw Berlin nie przejął się sprzeciwami Polski w kwestii budowy Gazociągu Północnego, co grozi naszym interesom ekonomicznym choćby przez utrudnienie wchodzenia statków do portów w Szczecinie i Świnoujściu. Teraz z kolei Niemcy chcą przesunąć swoją morską granicę w Zatoce Pomorskiej na wschód, całkowicie lekceważąc obowiązującą od 1989 r. umowę między Polską Rzecząpospolitą Ludową a Niemiecką Republiką Demokratyczną w sprawie rozgraniczenia obszarów morskich w zatoce. Tym samym północna część toru podejściowego do Szczecina i Świnoujścia leżeć ma w wyłącznej niemieckiej strefie ekonomicznej, co także stwarza niebezpieczeństwo blokady portów. Polski rząd zachowuje w tej sprawie dziwne milczenie. Niemcy nadal zgłaszają pretensje do części polskiego terytorium morskiego. Rząd Angeli Merkel w grudniu 2009 r. przedstawił nowy projekt Planu Zagospodarowania Przestrzennego Morza Bałtyckiego (Verordnung ueber die Raumordnung der deutsche ausschliesslichen Wirtschaftszone in der Ostsee - AWZ Ostsee - ROV), w którym ujęto także cały północny tor podejściowy do polskich portów oraz kotwicowisko nr 3. Co prawda w uzasadnieniu do niemieckiego rozporządzenia czytamy, że strona niemiecka na razie nie będzie zgłaszać do tego terenu roszczeń prawnych, jednak z punktu widzenia Niemiec obszar ten należy do niemieckiej wyłącznej strefy ekonomicznej Morza Bałtyckiego. Przyjęcie takiego rozporządzenia nie tylko oznacza okrojenie naszego terytorium, ale uderzy przede wszystkim w nasze interesy ekonomiczne. Otwiera bowiem w przyszłości Niemcom możliwość żądania od Polski ogromnych sum za zezwolenie statkom na wpływanie do naszych portów. Trudno byłoby znaleźć alternatywny do obecnego tor wodny, gdyż Zatoka Pomorska jest płytkim akwenem. W skrajnym przypadku naszym portom groziłaby blokada. I można sobie ją wyobrazić, tym bardziej że problemy Szczecina byłyby na rękę niemieckim portom, które przejęłyby statki wpływające teraz do Polski. Konflikt graniczny między Polską a Niemcami jest konsekwencją zaniedbań władz komunistycznych, ale również bezczynności kolejnych rządów po 1989 roku. Jak przypomina historyk dr hab. Bogdan Musiał, Układ Poczdamski nie regulował ani kwestii przynależności państwowej Szczecina, ani nie definiował dokładnie przebiegu zachodniej polskiej granicy morskiej. I dopiero późniejsze umowy między PRL a NRD określały te sprawy, choć nie do końca, bo nie wytyczono dokładnie granicy na morzu. - Do dzisiaj nie ma żadnych dyskusji na ten temat pomiędzy naszymi państwami - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Bogdan Musiał, dodając, że wygląda na to, że polska strona unika tego tematu, a strona niemiecka także woli nie podejmować dyskusji. Bo Niemcy najwyraźniej chcą stosować metodę faktów dokonanych. Od wielu tygodni próbujemy dowiedzieć się zarówno w polskiej ambasadzie w Berlinie, jak i bezpośrednio w naszym Ministerstwie Spraw Zagranicznych o kwestie dotyczące granicy na Zatoce Pomorskiej. Po tym, gdy wyjaśniamy naszym rozmówcom, o co nam dokładnie chodzi, wszyscy zaraz milkną, zasłaniając się najczęściej tajemnicą państwową. O te kwestie pytała także poseł Gabriela Masłowska (PiS), która złożyła w tej sprawie interpelację poselską. W odpowiedzi MSZ utrzymuje, że Niemcy respektują umowę między PRL i NRD podpisaną w Berlinie 22 maja 1989 roku. Ta umowa - zapewnia polski MSZ - przewiduje, że północny tor podejściowy do portów Szczecin i Świnoujście w całym jego przebiegu oraz kotwicowiska znajdują się na naszym morzu terytorialnym bądź na morzu otwartym. Ministerstwo podkreśla, że obowiązywanie tej umowy zostało potwierdzone w późniejszym traktacie polsko-niemieckim z 14 listopada 1990 roku. Ale Niemcy i tak najwyraźniej robią swoje, czego dowodem jest decyzja Berlina z 1994 roku o jednostronnym proklamowaniu ustanowienia wyłącznej niemieckiej strefy ekonomicznej na Morzu Bałtyckim, gdzie północna część toru podejściowego do portów Szczecin i Świnoujście znalazła się w granicach niemieckich. Polska tę decyzję oprotestowała i teraz najwyraźniej Niemcy podejmują kolejną próbę rozwiązania tej kwestii według własnego pomysłu. Profesor Jan Sandorski z Wydziału Prawa i Administracji UAM wyraził zdumienie faktem, że zjednoczone Niemcy uważają się za prawnego spadkobiercę NRD, ale już umowę z 1989 roku chcą odrzucić. - Jeżeli RFN po przyłączeniu NRD nie zgłosiła żadnych zastrzeżeń do tej umowy, to znaczy, iż ona nadal w pełnym zakresie obowiązuje. Zarówno Polska, jak i Niemcy z prawnego punktu widzenia muszą się tej umowy trzymać - dodał prof. Sandorski. Jego zdaniem, Polska powinna w tej sytuacji naciskać na Niemcy w sprawie podpisania dodatkowego porozumienia w kwestii granicy morskiej, w którym potwierdzono by zapisy z 1989 roku. - Jeżeli Niemcy nadal będą tę sprawę kwestionować, to należy się zastanowić, czy nie skierować problemu do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze - uważa Jacek Sandorski, ale w jego opinii, Polska powinna przede wszystkim bronić zapisów umowy z 22 maja 1989 roku, w której wyraźnie potwierdzono, że jest to polski obszar terytorialny. Profesor Sandorski uważa, że niezałatwiona do końca sprawa granicy morskiej pomiędzy RP a Niemcami stwarza wiele poważnych problemów i nieporozumień. Prawnik przypomniał w tym kontekście incydent z pogłębiarką "Cornelia", której kapitana w 2004 roku zatrzymały niemieckie służby, żądając od niego okazania zgody na prace pogłębieniowe północnego toru podejściowego wydanej przez władze niemieckie. Miał on zezwolenie podpisane przez polską administrację morską, bo ten akwen leży w naszych granicach. 1 grudnia 2004 r. "Cornelia" wykonująca prace pogłębiarskie została skontrolowana przez statek "Hamburg", należący do straży granicznej RFN. Na jej pokład bezpardonowo wtargnęli niemieccy funkcjonariusze i poinformowali kapitana, że wykonuje on prace nielegalnie, ponieważ są podejmowane na obszarze niemieckiej strefy ekonomicznej. W przyszłości takich incydentów może być więcej. Profesor Sandorski podkreśla, że Niemcy próbowali różnych forteli, aby zrealizować swoje cele. - Wymyślili na przykład, aby na tym terenie utworzyć rezerwat przyrody, a taka decyzja znacznie utrudniałaby prace pogłębieniowe toru podejściowego do polskich portów. Innym działaniem było przeprowadzenie w 2006 roku na akwenie ćwiczeń niemieckiej marynarki wojennej, co także utrudniło wpływanie statków do polskich portów, a promy płynące ze szwedzkiego Ystad do Świnoujścia były zmuszone do zmiany kursu - przypomniał profesor. Waldemar Maszewski, Hamburg Po przeczytaniu tych 2 artykułów nie ma wątpliwości za co donald dostaje nagrody(Nagroda Karola IV) i za co klepie go angela i inni po plecach. "Naród, który zabija(abortuje)własne dzieci, jest narodem bez przyszłości |
|
Posty: 7810
Dołączył: 29 Lip 2009r. Skąd: PiSlamabad Ostrzeżenia: 20% |
|
|
|
Widzę że Pisuary dalej straszą Niemcami.
"Jednym z podstawowych zadań programowych jakie sobie stawiam za cel w kadencji 2014-2018 jest obniżenie kosztów życia mieszkańców Stalowej Woli" Lucjusz Nadbereżny |
|