Posty: 200
Dołączył: 25 Cze 2009r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Frasyniuk: Jarek, pier****sz, nie było cię tam!
http://www.tvn24.pl/-1,1671585,0,1,frasyniuk-jarek--piersz---nie-bylo-cie-tam,wiadomosc.html |
|
Posty: 732
Dołączył: 2 Lip 2008r. Skąd: Stalowa Wola Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
|
|
Posty: 3559
Dołączył: 4 Sie 2010r. Skąd: Stalówka Konto zawieszone |
|
|
|
CYTAT Frasyniuk: Jarek, pier****sz, nie było cię tam! http://www.tvn24.pl/-1,1671585,0,1,frasyniuk-jarek--piersz---nie-bylo-cie-tam,wiadomosc.html miałem to samo zamieścić ale widzę że kolega już to zrobił celniejszego komentarza nie mogło być !! Wałęsa dodał jeszcze jedno że "Kaczyński nigdy do "S" nie należał" ... więc jakim prawem dali mu tam przemawiać ... jako komu ?? "Wilki nie przejmują się tym , co myślą o nich barany" |
|
Posty: 2249
Dołączył: 7 Kwie 2010r. Skąd: z 2irlandii:-) tuska Ostrzeżenia: 20% |
|
|
|
Panowie musicie zrozumiec ze wałesa vel bolek był agentem na poczatek polecam film pt. Plusy dodatnie plusy ujemne. dostepne na you tube.
"Naród, który zabija(abortuje)własne dzieci, jest narodem bez przyszłości |
|
Posty: 3559
Dołączył: 4 Sie 2010r. Skąd: Stalówka Konto zawieszone |
|
|
|
@Wiktor może mi wyjaśnisz co ma rzekoma agentura (bo do dziś nikt mu tego nie udowodnił) Wałęsy do wypocin Kaczyńskiego ?? do tego że nigdy nie był w "S" i że non stop ... mota ... kombinuje szuka haków i skłóca Polaków przy każdej narażającej się okazji ?? itp ... itd
"Wilki nie przejmują się tym , co myślą o nich barany" |
|
Posty: 551
Dołączył: 4 Lut 2010r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
hehe, normalnie WARCHOLSTWO...,
witaj PRL-bis czyli trzecia rp taki jest ton waszych wypowiedzi, a może chodziło o zwykły lansik? "Autorka – Agnieszka Wiśniewska, Biografia Henryki Krzywonos, Wstęp- Kazimiera Szczuka, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, premiera – 31 sierpnia 2010. Wszystko się zgadza." I w ciekawych czasach żyć nam przyszło - niestety, konserwatystą jest ten kto woli kobiety. Pozdrawiam myślących. |
|
Posty: 231
Dołączył: 29 Kwie 2010r. Skąd: Bojanów Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
to już koniec Kaczyńskiego
|
|
Posty: 3559
Dołączył: 4 Sie 2010r. Skąd: Stalówka Konto zawieszone |
|
|
|
@kafarek - "taki jest ton waszych wypowiedzi, a może chodziło o zwykły lansik?" widzę że szukanie teorii sPiSkowych przez fanów Jarka jest dość notoryczne załóżmy że to "lansik" czy zmienia to fakt że waszego idola tam nie powinno być ?? i że gada głupoty ?? (i gdyby nie to pani Henryka nie miała by się na czym wylansować ) że w czasie stanu wojennego nie był nawet internowany (i tu można podpiąć teorię sPiSkową dlaczego ) a robi z siebie mega wodza ?? ze swojego brata robi bohatera tamtych czasów (o tych nie wspominam) ale fakty są po prostu inne i osoby (praktycznie wszyscy) które w tamtych czasach najwięcej ryzykowały i przewodziły strajkom śmieją się Kaczyńskiemu prosto w twarz ;)
"Wilki nie przejmują się tym , co myślą o nich barany" |
|
Posty: 7810
Dołączył: 29 Lip 2009r. Skąd: PiSlamabad Ostrzeżenia: 20% |
|
|
|
To że Wałęsa był agentem Bolkiem to taka sama prawda jak to że Kaczyńscy to rosyjscy żydzi:-)))
Jak mówi Daukszewicz: Prawda jest jak dupa, każdy ma swoją:-)))) "Jednym z podstawowych zadań programowych jakie sobie stawiam za cel w kadencji 2014-2018 jest obniżenie kosztów życia mieszkańców Stalowej Woli" Lucjusz Nadbereżny |
|
Posty: 551
Dołączył: 4 Lut 2010r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
@el.Banan pani Henia to tylko pani Henia, całe życie w biedzie ktoś jej obiecał góry złote i wreszcie się dopchała do swojego korytka - kup jej biografię to pomożesz kobiecie, temat marginalny, mój idol Jarosław jeśli dostał zaproszenie to miał prawo tam być, jeśli ludziska przyjęli jego przemówienie wiwatami to na pewno powinien tam być, natomiast uciechę miałem jak usłyszałem gwizdy i tupania przy nienawistnym przemówieniu tuskacza, to przecie chodząca ruda nienawiść..., do takich idoli się modlicie?
a tu moja wklejka dnia, smutna, ale prawdziwa: [...]Kolejna refleksja (też gorzka) to taka, że rocznica rocznicą, ale obchody na tle wymarłych stoczni i innych upadłych zakładów pracy muszą być dla ludzi rozpaczą, bo w praktyce tamci robotnicy (i ich następcy) zostali pozbawieni tego, o co wtedy walczyli. Pozbawiono ich miejsc pracy, rozgoniono, nie pomyślano o ich prawie do pracy a co za tym idzie – o prawie do godnego życia. Więc coś wam chyba jednak, panowie rządzący, nie wyszło, skoro jesteście władzą wyrosłą dzięki tamtym dniom a waszym wystąpieniom towarzyszą gwizdy. Nie ma się co oszukiwać, nie ma co łgać o zielonych wyspach, o niechęci do pogardy i nienawiści, nie ma co powoływać się na dawne idee, bo sami się od nich odcięliście i każdym swoim krokiem, każdą decyzją, każdym wystąpieniem pokazujecie jak daleko jesteście od zwykłego człowieka, jak bardzo zbliżacie się do pozycji, która 30 lat temu była zarezerwowana dla ówczesnej władzy. źr. Ależ oni łżą! ps. do modów - miał być porządek w tematach politycznych - znowu się gubię - dwa tematy i będzie zdrowiej dla forum. I w ciekawych czasach żyć nam przyszło - niestety, konserwatystą jest ten kto woli kobiety. Pozdrawiam myślących. |
|
Posty: 231
Dołączył: 29 Kwie 2010r. Skąd: Bojanów Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Kobieta która pokazała palec Kaczyńskiemu !
Henryka, nazwiska: Krzywonos lub Strycharska. Krzywonos - tramwajarka, która zapisała się w historii. Strycharska - żona i matka. Znajomi twierdzą, że to dwie Henie. Właśnie znajomi są łącznikiem między wczoraj i dziś. Budują most przez życie Heni. Ona utrzymuje między nimi most dawnej przyjaźni. Reportaż opublikowany w Magazynie "Gazety Wyborczej" 29 grudnia 1995 r. Henia Strycharska w zeszłym roku chrzciła dzieci. Za jednym razem - całą piątkę. Musiała zorganizować pięciu chrzestnych ojców i pięć matek. I to nie byle jakich. - Potrzebowałam ludzi, którym można ufać - opowiada. - Żeby moje dzieci, gdyby mi się coś stało, nie musiały wracać tam, skąd przyszły. Kilka miesięcy wcześniej - wizyta w domu dziecka, papiery na biurku dyrektora i jego długie rozważania: które by tu pani dać? Henryka pochyla się nad listą, nazwisko Markowskich powtarza się pięć razy. - Biorę te. Rodzice chrzestni: ksiądz Henryk Jankowski i przyjaciółka Heni; kolega oraz Ryszarda Socha - dziennikarka; Jerzy Trzciński - styropian ze Stoczni z żoną Bogdana Lisa; gdański radny Kirzewski i sąsiadka; koleżanka i Bolek. Bolek to szwagier proboszcza. Kiedy w rodzinie pojawili się Markowscy, Henryka Strycharska i Krzysztof, jej mąż, mieli już trójkę dzieci. Najstarszy - Jurek, który teraz jest w wojsku, trafił do nich, bo zmarła sąsiadka, a nikt z jej rodziny nie miał chęci opiekować się sierotą. Agnieszkę, gdy miała dwa lata, Strycharska wzięła z domu dziecka; dziś to nastolatka. Agnieszce brakowało siostry. O Olę Henryka kłóciła się z mężem. Ola miała w domu dziecka złą opinię: jedenastolatka, która kłamie, kradnie i na dodatek lubi chłopców. Henryka chciała ją wziąć na próbę, Krzysztof się złościł, że dzieciak to nie piłka pingpongowa, brać na chwilę nie wolno, na zawsze - jakoś nie bardzo. Henryka postawiła na swoim. - Ola przyjechała w święta. Prosimy z mężem, żeby o sobie coś opowiedziała. A ona mówi: jestem zła, kradnę i kłamię, lepiej, żeby mnie nie było. I tak nas ujęła, wzruszyła. Nie rozchodzi się, że powiedziała prawdę, ale że myślała, że całe zło przez nią. Jak zło może być przez dziecko? Dzieci Strycharskich należały do świata, do którego kiedyś należała Henryka. Kiedy w zeszłym roku latem ksiądz Jankowski święcił nowe mieszkanie Strycharskich - lokum rodzinnego domu dziecka - do bloku w Gdańsku-Brzeźnie przyjechała cała dawna opozycja. Kiedyś bliscy sobie, teraz skłóceni bohaterowie Sierpnia '80 - Walentynowicz, Gwiazda, Pieńkowska, Borusewicz, Lis - stanęli obok siebie. Do Brzeźna wpadają nie tylko od święta. Kombinują dla niej jakieś buty albo prześcieradła, a potem siedzą pijąc zalewaną kawę. Może przychodzą po to, żeby umyślnym przypadkiem wejść na siebie. - Ja tam nie palę mostów, za plecami nie obgaduję - opowiada Henryka. - Każdego jakoś rozumiem, to i przychodzą. Przed Sierpniem Henryka Strycharska - pewna siebie, potężna, schrypnięty głos, który się zapamiętuje. Ponoć niewiele zmieniła się od czasu, gdy była Henryką Krzywonos. Urodziła się w olsztyńskim więzieniu. Był rok 1953. Ojciec to człowiek, który wprowadził do jej domu legendę i nieszczęście: w czasie wojny zaliczył trzy obozy koncentracyjne, a po wojnie wyroki łącznie na osiem lat więzienia. Za co - Henryka nie wie. - Ojciec opowiadał o obozach, o czasach stalinowskich nigdy. On był z Wilna, nie lubił czerwonych. Może należał do jakiejś tajnej organizacji, może w knajpie przy kieliszku śpiewał, że nie oddamy Wilna. Matka - skazana na trzy lata, bo ukrywała poszukiwanego przez milicję męża. Wprawdzie zapewniała, że nie widziała go od wielu miesięcy, lecz o czym innym świadczył brzuch, no i mąż został złapany. Słysząc łomot do drzwi wyskoczył przez okno wprost na funkcjonariuszy. Gdy matka mówiła, że nic o mężu nie wie, milicjanci kuli mu ręce kajdankami. Po więzieniu rodzina wyjechała z Warszawy do Gdańska. Może za pracą, za lepszym mieszkaniem, za zmianą. Ale w Gdańsku było jak wcześniej. Ojciec opowiadał, że można być bohaterem i pił. Matka pracowała jako pomywaczka albo sprzątaczka (- Od roboty porobiły się jej takie kwadratowe palce.), słuchała, co opowiada ojciec. Piła. Młodsze rodzeństwo trzeba było nakarmić i ubrać. To dla Henryki oznaczało: żadnej szkoły, tylko szybkie przyuczenie do zawodu. Lata siedemdziesiąte, budowanie "drugiej Polski". Henryka pracuje w Gdańsku na tramwajach. - Młoda dziewczyna byłam, a tu ani bluzki, ani dyskoteki, ani nic. Umowę z mamusią miałam: płacę połowę za mieszkanie, światło, gaz, daję na siostrę, ale żadnych pieniędzy do ręki, bo by przepadły. Żeby zarobić na tramwajach, trzeba było harować od świtu do nocy, po 400 godzin w miesiącu. Nic poza pracą mnie nie obchodziło. Gdy jeździła tramwajem, zwłaszcza na pętlę koło gdańskiej stoczni Lenina, tam gdzie teraz stoją trzy krzyże, albo pod wiaduktem, gdzie w roku 1970 strzelali do ludzi, często znajdowała ulotki podpisane skrótami WZZ i RMP. Na pętli nie było co robić, więc czytała. Tylko że wszystko, co pisano w ulotkach, prawie od razu wylatywało z głowy. - Liczyło się, żeby zarobić. Żeby nie obcięli pieniędzy, jak prowadziłam tramwaj z otwartymi drzwiami, które nie chciały się domknąć, a nie wolno było tramwaju zatrzymać. Żeby pasażerowie nie rugali, jak staję, bo tramwaj się psuje pośrodku trasy. Zepsuty tramwaj to nie zawsze wina robotnika. W związkach zawodowych nie była, bo nie mogły pomóc, a tylko chciały składek. Do partii nie należała, bo dla niej jasne było, że partia to złodziejstwo. Miała w rodzinie kilku milicjantów; to mąż kuzynki, to wujek. Kiedyś zobaczyła kuzynkę w nowej sukience; kupiła ją za grosze w sklepie dla wybranych (- Na taką kieckę musiałabym tyrać na tramwajach, nie wiem nawet ile.). Nie wiedziała tylko, że już niebawem sukienka żony milicjanta stanie się argumentem politycznym. Sierpień Henryka Krzywonos o Sierpniu: - Oszukali nas, wywiedli w pole, ale, pod słowem honoru, jak ja byłam wtedy szczęśliwa! W stoczni to się drugi raz urodziłam. Właściwie nie ona miała zatrzymać tramwaje. Wcześniej kilku mężczyzn zgłaszało się na ochotnika, ale każdy miał żonę i dzieci, a starzy tramwajarze ostrzegali, że sierpień zamieni się w Grudzień. Henryka pomyślała: - Oni nie mogą narażać najbliższych, mnie nic nie krępuje. Prowadziła "piętnastkę". Choć nikt jej o to nie prosił, pod gdańską operą wysadziła pasażerów. Pustym tramwajem zjechała do zajezdni. Potem szło siłą rozpędu. Tramwajarze wybrali ją przewodniczącą komitetu strajkowego, posłali do stoczni. Pod bramę nr 2 przyjechała zakładowym żukiem na sygnale. - Ogłosiłam, że w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacji nastroje jak przed rewolucją. Matko Bosko, takie łgarstwo, bo wcale nie miałam pewności, że gdy wrócę, zakład będzie jeszcze strajkować. Potem w WPK kłamała o bojowych nastrojach stoczniowców. - Strajk tramwajów miał niezwykłe znaczenie, zwłaszcza na początku, bo pokazywał całemu miastu, że coś się dzieje - mówi Alina Pieńkowska, działaczka Wolnych Związków Zawodowych. - Dodawał odwagi. Potem w Gdańsku nikt już nie zatrzymał komunikacji. - Ludzie bali się, a ja nie rozumiałam czego - wspomina Henryka Krzywonos. - Zobaczyłam, że jest nas dużo, racja po naszej stronie. Co było złego w tramwajarskich postulatach, żeby dla motorniczych montować kabiny? Bez kabin słyszeliśmy, jak na nas krzyczą, że się tramwaj spóźnił. Kilka razy dostałam po plecach od pasażerów. Trzeciego dnia strajku stoczniowców w sierpniu 1980 roku w Sali BHP komitet strajkowy podpisał porozumienie z dyrekcją. Gwarantowało podwyżkę o półtora tysiąca złotych i przywrócenie do pracy Anny Walentynowicz, działaczki WZZ. Do tłumu obok bramy nr 2 wyszedł Lech Wałęsa. Powiedział, że już koniec strajku. - Zdrada! - krzyknęła stojąca obok dziewczyna. Z tłumu rozległ się niski, ochrypły głos kobiety: - A co z nami? Jak nas porzucicie, będziemy zgubieni. Tramwaje nie zwyciężą czołgów. Historia mówi, że to Alina Pieńkowska uratowała sierpniowy strajk. Pojechała wózkiem akumulatorowym na bramę nr 3, krzyczała do robotników, kilkuset ulękło się krzyku drobniutkiej pielęgniarki, zostali w stoczni. - To słowa Henryki spowodowały, że pojechałam na bramę nr 3 - opowiada Pieńkowska. - Wiedziałam, że gdy stoczniowcy ustąpią, wtedy nas, członków wolnych związków pozamykają, a strajkujących w innych zakładach rozpędzą na cztery wiatry. - Jeśli Henia się bała, nie było po niej widać - opowiada Jerzy Borowczak, wtedy dwudziestokilkuletni chłopak, który rozpoczął stoczniowy strajk. - Chłopy patrzyli na nią i myśleli: kobita, duża, silna, pyskuje władzy, nie ma stracha. Jak kobita może, co ja się będę bać. Gdy w stoczni zaproponowano Henryce Krzywonos członkostwo w prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, pojechała do WPK zapytać, czy koledzy się zgadzają. - Zgodzili się, więc kazałam im obiecać: pierwsza wyjadę z zajezdni na miasto. Bałam się, że odpuszczą, a jak przysięgną, coś ich będzie trzymać. - Jej argumenty w dyskusjach z komisją rządową były proste i konkretne - wspomina Alina Pieńkowska. Tak konkretne jak historia sukienki kupionej przez kuzynkę w sklepie dla milicjantów. Gdy MKS i strona rządowa dyskutowali o przywilejach dla wojska i milicji, robotnicy mówili o sklepach za żółtymi firankami. Tadeusz Fiszbach, ówczesny sekretarz wojewódzki w Gdańsku, zażądał dowodów. Henryka Krzywonos opowiedziała historię sukienki, głośno, w nerwach, bo przecież o specjalnych sklepach wiedziała cała Polska, więc co udaje ten sekretarz? - Jakoś nie mogę zapomnieć tego "niech pani mi udowodni". Wicepremier Mieczysław Jagielski zawsze mówił: "proszę się nie denerwować, ja wszystko sprawdzę", a Fiszbach chciał dowodów. Matko Bosko, po co udawał? Po Sierpniu Od sierpnia 1980 roku w życiu Henryki Krzywonos wszystko powinno się wyprostować. Po zwycięstwie pierwsza wyjechała tramwajem udekorowanym jak na jakieś święto (wyjazd filmowała telewizja niemiecka. Film pokazywano w całej Europie). Jej podpis widniał na Porozumieniach Gdańskich. Obiecano montować kabiny i uznano, że nie domykające się drzwi to nie zawsze wina robotnika. Były niezależne i samorządne związki zawodowe. Mogło zawrócić w głowie. Tramwajarkę Henię historia wyniosła z nizin na szczyty. Pracowała w związku w komisji interwencji (to ona wychodziła większe mieszkanie dla licznej rodziny Lecha Wałęsy i 46 innych mieszkań dla potrzebujących), jeździła na negocjacje z władzą albo w delegacjach do innych regionów. Zniknęła równie nagle, jak się pojawiła. Dlaczego? Opowiada, że miała kłopoty osobiste, rozwodziła się, więc wzięła urlop. Potem, jak mąż wymeldował ją z mieszkania, nie chciała wracać do pracy w "Solidarności", żeby ludzie nie mówili, że teraz kombinuje coś dla siebie. Wróciła do tramwajów, dostała służbową klitkę, zaraz nastał stan wojenny. - Chodziłam za cudzym, za swoim jakoś się nie składało - wspomina. - Co, miałam na dworcu spać? - To temperamentna kobieta - opowiada Jerzy Borowczak. - Gdy szła na negocjacje, nikt nie był pewien, czy zaraz nie walnie pięścią w stół i powie rządowi: wy barany. Więc co się stało? O Henryce nie chcą mówić źle ci, co ją lubią, a takich, którzy jej nie lubią, prawie nie ma. Więc opowiadają: - Boże, jak ona się zmieniła, nawróciła. Henia wtedy i dziś to dwie różne osoby. Z półsłówek się wyłania tamta Henia: używa życia, nie odmawia kielicha i klnie. Może jej dotyczy opowieść o działaczce, która buchnęła z knajpy dwie szklanki. Strajkowy kolega, stoczniowiec, przeżywa to do dziś: - A jakby się wydało? Za dwie szklanki kompromitować "Solidarność"? - Henia była rozrywkowa, ale jestem po jej stronie - wyjaśnia Alina Pieńkowska, która wie, że prawdziwym robotnikom trudno było dorosnąć do własnej legendy z filmu "Robotnicy 80". - Mogli z nią rozmawiać, tłumaczyć: nie rób tak, bo związkowcowi nie pasuje. Autorytetu nie wywraca się z dnia na dzień. Jeśli jej charakter nie przeszkadzał w strajku, nie powinien przeszkadzać później - dodaje. - Ja z Henią żyję nie za bardzo - tłumaczy Borowczak. - Co było, było. Dziś kobiecie należy się podziw. - Dlaczego pani zniknęła? - Ech... - machnięcie ręki. Stan wojenny 13 grudnia milicja nie łomotała do drzwi Henryki Krzywonos. Przyszli później, dali zakaz pracy na terenie województwa gdańskiego, pobili tak, że poroniła, a wewnątrz utworzył jej się guz wielkości główki niemowlęcia. Potem też wpadali. Wysypywali na podłogę kaszę, sól, cukier, mieszali buciorami, szturchali, grozili, wychodzili. Czasem przeprowadzali gruntowniejszą rewizję. - Zajrzeli do wersalki, a tam wałek metalowy na łożyskach, taki do drukowania. Ubek spytał, do czego to, więc powiedziałam: do ciasta. Wyszli, przychodzą znów, pytają o wałek. Ale wałka już nie miałam, dałam drewniany, z kuchni. Henryka Strycharska nie wie po dziś dzień, czy ten, który znalazł wałek drukarski był głupkiem, a może chciał ją oszczędzić? Może wśród ubeków też byli ludzie, którzy nie chcieli dokuczyć kobiecie, której i bez stanu wojennego też się jakoś nie układało. Z tamtych czasów najmocniej pamięta wujka milicjanta, który wezwał ją do komendy przy ul. Białej. - Wujek wyprosił gliniarzy z pokoju i zbił tak, jak nie dostała w całym życiu. Bił za tatę, za "Solidarność", nikt - powtarza - nie bił jak on. Henryka Krzywonos wyjechała w Olsztyńskie. W wiosce pod Jerzwałdem zamieszkała w zrujnowanej chałupie. Znajomi z Gdańska pomogli oszklić okna, od czasu do czasu odwiedzali. Ale właściwie była sama; nikt z sąsiadów nie odwiedzał nowej mieszkanki. W Jerzwałdzie mieszkał pisarz, Zbigniew Nienacki. Henryka Krzywonos jeszcze w młodości lubiła jego książki. Za to on nie lubił "Solidarności". - Jedzie przez moje podwórko chłop furmanką, krzyczę: dzień dobry, on nawet głowy nie odwróci. Patrzę, z furmanki spada worek kartofli. Krzyczę: ziemniaki gubisz, a on jedzie dalej, ani drgnie, nic nie słyszy. Nienacki tak ich postraszył; chcieli pomóc, a bali się odezwać. Pewnego razu musiała do urzędu gminy. Zatrzymała pierwszy samochód, kierowca przedstawił się: Nienacki jestem. Powiedziała, że jedzie od ciotki, gdzie spędza wakacje. - Niech pani powie ciotce - nakazał pisarz - żeby nie zadawała się z taką Krzywonos. To solidarnościówka, przez takie mamy stan wojenny. - Zna pan tę Krzywonos? - spytała. - Tak. Trzeba ich było wszystkich w stoczni powystrzelać. - Krzywonos to ja - powiedziała. Pisarz omal nie rozbił samochodu o drzewo. W małej warmińskiej wsi było jak w Gdańsku; nieznani sprawcy wybijali szyby, znani deptali sól i cukier. Z Jerzwałdu pojechała do Szczecina. W zakładzie dziewiarskim podała inne nazwisko. Był 31 sierpnia, w telewizji pokazano zdjęcia z podpisania Porozumień Gdańskich z komentarzem, jak "Solidarność" podeptała wynegocjowany dokument. Rano w pracy usłyszała: - Pani Krzywonos, dla takich tu miejsca nie ma. - Poszłam do majstra - wspomina - powiedziałam, że będę musiała kraść. Przyjął, choć był partyjny. Trzeci uczciwy partyjny w moim życiu. Pierwszym był asystent wojewody gdańskiego, który w czasie sierpniowego strajku opowiadał członkom MKS, co dzieje się w urzędzie. Drugim - prezydent Gdańska; chodziła do niego za mieszkaniami i z reguły załatwiał. Może jeszcze ten ubek, który nie zrobił afery z drukarskiego wałka. Przeszła dwie operacje; uaktywnił się guz powstały po pobiciu. Lekarze dawali jej dwa lata życia. Gdy minęły, powiedzieli: jak pani zacznie chudnąć, będzie bardzo źle. - Inne chcą chudnąć, a ja cieszę się z każdego nowego kilograma. Matko Bosko, nie chudnę, znaczy dobrze. W połowie lat 80. wróciła do Gdańska. Po przyjeździe zadzwoniła do Andrzeja Gwiazdy. Dał stół, jakieś szafki, dobre na początek do zrujnowanego mieszkania. Był jej najbliższy z ludzi poznanych w Sierpniu, bo nie obgadywał za plecami, sam wygryzany nie wygryzał, bo nie zapomniał, pomógł. I nie zgadzał się z Wałęsą. Z Wałęsą chciała porozmawiać, gdy przypadkiem spotkała go na Warmii; przyjechał tam z okazji rodzinnego pogrzebu. - Heńka, chyba się upiłaś - powiedział i to była cała rozmowa. Dlatego w drugiej turze wyborów napisała przy nazwisku Wałęsy: nie chcę, ale muszę. Żeby miał za wszystko. Strycharska Stół od Gwiazdy trzeba było jakoś przewieźć. Henryka poszła z prośbą o pomoc do chłopaka, który sprzedawał w sklepie z zieleniną na osiedlu. Przewiózł meble, powiedział, że pieniądze na razie nie są mu potrzebne. Nazywał się Krzysztof Strycharski. Dobrze im się gadało. Henryka Strycharska: - Jak z nami było? Co tam opowiadać. Został, bo pewno mu się meble spodobały. Małżeństwo z młodszym o kilkanaście lat mężczyzną. Ludzie musieli mówić, że z Heńką chyba całkiem źle, mało miała kłopotów? Gdy w Polsce nastała normalność, Bogdan Lis został senatorem, a potem zajął się biznesem. Bogdan Borusewicz odbudowywał gdańską "Solidarność", a teraz posłuje z Unii Wolności. Alina Pieńkowska, po parlamentarnym epizodzie - była senatorem "Solidarności" Senatu II kadencji - wróciła do pracy w przychodni i choć zabrano jej przepustkę do stoczni, nadal pracuje w związku. Jerzy Borowczak, przewodniczący stoczniowej "S" był tym, który zabrał przepustkę Alinie. Andrzej Gwiazda na wieki utknął w pozaparlamentarnej opozycji, Anna Walentynowicz objaśnia w swojej książce "Bolkowe" korzenie Wałęsy (- Anię lubię, dobra kobieta, starsza, więc trzeba zrozumieć), u ks. Jankowskiego, pośród gdańskich mebli wiszą kordziki i szable podarowane przez generałów, absolwentów radzieckich szkół. A u Strycharskich, w mieszkaniu wyrwanym z dawnego hotelu robotniczego, buduje się rodzina. Jeszcze raz Sala BHP Henryka Krzywonos sama dziwi się, że jeszcze raz pociągnęło ją do polityki. W 1990 r. siedziała w Sali BHP obok Anny Walentynowicz, Andrzeja Gwiazdy; razem siedmioro działaczy odtwarzających Wolne Związki Zawodowe. Miała w głowie, że Okrągły Stół to zdrada, do władzy dorwała się nowa nomenklatura - jest, jak było, tyle że gorzej, za sprawą tych, którzy byli swoi, a wyszło na to, że są obcy. Wszystko przemyślane, logicznie ułożone, wsparte nadzieją, że tak myśli wielu ludzi. - Stoczniowa "Solidarność" wydrukowała potem szyderczą ulotkę: dawni działacze, chcąc odzyskać prestiż, robią coś, czego robić nie uchodzi - opowiada Alina Pieńkowska. - Tyle że Henryce nie szło o prestiż. Ona jest prostolinijna, radykalna. Może szło o to, że w odtworzenie WZZ zaangażował się Gwiazda. On jest dobrym człowiekiem, można się na nim oprzeć, potrafi spójnie tłumaczyć. A kraj z perspektywy Henryki wyglądał źle; nie każdy ma obowiązek zastanawiać się nad wszystkim. Robotnicze Brzeźno jest inne niż sierpniowe marzenia. Jej blok stoi pośrodku slumsu wybudowanego 20 lat temu: pudła z wielkiej płyty, bez piwnic, za oknami suszy się bielizna noszona od wielu sezonów. Wydeptane trawniki, za śmietnikiem faceci obalają flaszkę. Na zebranie założycielskie WZZ nie przyszedł nikt. - Matko Bosko - mówi Henryka Krzywonos - takiego wstydu jeszcze nie przeżyłam. Przecież przygotowali się na co najmniej 400 założycieli, w Sali BHP zainstalowano nagłośnienie. Przestała szukać miejsca w polityce, jeśli już coś robiła, to z przyjaźni. Alina Pieńkowska prowadziła w Gdańsku kampanię wyborczą Jacka Kuronia. Gdy trzeba było coś wozić - Strycharscy są właścicielami starej nysy - dzwoniła do Henryki pewna, że nie spotka się z odmową. Gdy za usługi proponowała pieniądze (- Musiałabym wynająć taksówkę, więc wolałam zapłacić im) słyszała: Matko Bosko, od Jacka mam brać? - Jacek przegrał, a wtedy na zebranie Unii Wolności przyszła Henryka - mówi Alina Pieńkowska. - Po sali przeszedł szmer: było ją widać, jak w Sierpniu, gdy krzyczała do Wałęsy. Przyszła, żeby się do nas zapisać. - Gdybym zapisała się wcześniej - wyjaśnia Henryka Krzywonos - a Jacek by wygrał, wyszłoby, że poszłam do Unii, żeby czegoś chcieć od prezydenta. A tak nikt się nie przyczepi. Alina Pieńkowska: - Henia potrafi dawać i brać. I nauczyła się robić tylko to, co ma sens. Rodzina Henryka Strycharska opowiada o rodzinie: - Dzieci mam dobre, pod słowem honoru. Jurek nigdy mnie nie zawiódł, Agnieszka z Olą dobrze się uczą, pomagają przy młodszych. Z Markowskimi z początku nie było nam łatwo. Patrycja przyszła do nas z wytartą grzywką, przez sen tarła głową o poduszkę, miała chorobę sierocą. Sabina ma kłopoty w szkole, ale co się dziwić, dziecko było nie dopilnowane. Marlena biła rodzeństwo. Z całej piątki ona jedna przeszła przez dom dziecka z szeroko rozstawionymi łokciami. My jesteśmy podobne, więc często jej mówię: córcia, nie popełniaj moich błędów. Okazało się, że siostrą Markowskich jest Monika, która nosi inne nazwisko, więc pozostała w domu dziecka. - Wszyscy nam ją odradzali, bo za duża, ma 14 lat. Ale rodzeństwo musi być razem. W Monice mam wiernego przyjaciela. Gadamy sobie, jak już Krzysiek idzie spać. Krzysztof Strycharski: - Miałem marzenie, żeby założyć własną firmę. Odłożyłem pieniądze. Poszły na remont mieszkania, kiedy zakładaliśmy dom rodzinny. Małych ludzi wychować na dużych to jest frajda. Widzę po Jurku. On jest ode mnie młodszy tylko dziesięć lat. Niedawno go spytałem: Jurek, może tobie jest głupio mówić do mnie tato przy kolegach? A on: nie tato, bo ty mi świat pokazałeś. Strycharscy mają długi. Państwo nie zadbało o rodzinny dom dziecka tak, jak obiecało. Musieli sobie radzić sami. Żyją jak każda rodzina, tylko wydatki inaczej się liczy. Buty, kurtki, czapki - razy dziewięć. Kiedy nie starcza i trzeba załatwić pomoc, Henryka Strycharska pisze listy podpisane: Krzywonos. - Nie mogłam przewidzieć, że spali się hala stoczni, a na Zaspie wybuchnie gaz - tłumaczy. - Straciłam uproszonych sponsorów - właśnie odnawialiśmy mieszkanie - ale poparzonym i bezdomnym bardziej się należy niż moim dzieciom. Gdy ostatnie, dziewiąte dziecko wyrasta z ubrania, Strycharscy piorą ubranie, prasują i niosą do osiedlowego domu kultury. Gdańskie Brzeźno pełne jest potrzebujących. Wściekła się tylko, gdy fundacja "Solidarności" odmówiła jej pomocy, bo pieniądze poszły na świętowanie rocznicy Sierpnia. Sekretarka uświadomiła Henrykę Krzywonos: - Kto jak kto, ale pani powinna wiedzieć, co w wydatkach związku jest ważniejsze. Dom państwa Strycharskich odwiedził niedawno jeden z gdańskich biskupów. Rozmawiał, zachęcał, wspierał dobrym słowem, zrobił sobie fotkę z rodziną. Powiedział nawet, że zawsze, gdy będzie przejeżdżał obok bloku na Dworskiej, nakreśli znak krzyża: - Tu wokół sama patologia, degrengolada, wasz blok był ze wszystkich najgorszy, a teraz, jak pan mówi, wasz dom to taka samotna arka w morzu zła - mówił Krzysztofowi Strycharskiemu. - Podchodziłem biskupa ze wszystkich stron - wspomina Strycharski. - Miałem nadzieję, że może powie, że kogoś poprosi o pomoc, że będzie naszym pośrednikiem w kontaktach, że coś dzięki niemu uda się załatwić. Pytałem tak, pytałem siak, nie mówiłem wprost, jakoś nie miałem śmiałości. Biskup powiedział, że będzie się za nas modlić. - Ech... - Henryka Strycharska macha ręką. - Jak mnie Pan Bóg zabierze do siebie - Henryka lekko podnosi głos - to stanę przed Nim bez pośredników, popatrzę Mu prosto w oczy i powiem: Panie Boże, nie karz mnie srogo za wszystkie moje grzechy, bo przecież potem starałam się zrobić coś dobrego. Henryka Strycharska walczy o swoje dzieci rozpychając się łokciami. Bywa, że nic nie udaje jej się załatwić. Wtedy przypomina sobie, że przed laty nosiła nazwisko Krzywonos i niekiedy jej rozmówcy lub adresaci listów również sobie to przypominają. - Aha - mówią. - Krzywonos, tramwajarka z tamtego Sierpnia. Wtedy załatwianie idzie łatwiej. Nie tak, żeby wszystko było od ręki i w wystarczającej ilości, lecz dla Henryki Krzywonos urzędy, biura, sponsorzy są łaskawsi niż dla Henryki Strycharskiej. Tylko dla ludzi z tamtego Sierpnia nie ma znaczenia, jak się teraz nazywa. |
|
Posty: 5021
Dołączył: 20 Lut 2009r. Skąd: stalowa wola Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
starczy
"Są tylko trzy prawdziwe sporty: Walki byków, wspinaczka, motorsport, a reszta to tylko gry". - Ernest Hemingway. |
|