Posty: 103
Dołączył: 13 Maja 2010r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Gdzie nie spojrzeć -na trawnikach (na razie przykrytych częściowo śniegiem) leżą śmieci rzucone z balkonu lub okna - resztki z obiadu, torebki zużytej herbaty,niedojedzone puszki kukurydzy, nawet śmierdząca świńska noga!
Trudno wytłumaczyć powód : czy to lenistwo, że nie chce sie wyrzucić do kosza na śmiecie, a potem wynieść na śmietnik ? cCy chęć "dokarmiania" zwierząt? Im bardziej snieg topnieje , tym bardziej widoczne są te resztki obiadowo-kolacyjne. Tym bardziej śmierdzi. Tym bardziej zbiegają się te niechciane okoliczne psy, którym wystawiacie znaki zakazu wyprowadzania. Jednocześnie wabiąc je jakby na złość! Ludzie, zdecydujcie się. Z jednej strony wszedzie na osiedlach tabliczki zakazujące wyprowadzania psów, z drugiej strony te sterty odpadków. Nie ma dzisiaj bezdomnych psów! No, może takie wypchniete przez właścicieli z nadzieją, że zajmą się same sobą, ale tych jest dosłownie kilka. Ludzie-nie wyrzucajcie, nie wykładajcie jedzenia na trawnikach, bo to niczemu dobremu nie słuzy, a zachęca te niechciane psy do poszukiwań wiecznych pod balkonami i oknami. Nawet, kiedy są na smyczy. Opamietajcie się. |
|
Posty: 732
Dołączył: 2 Lip 2008r. Skąd: Stalowa Wola Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
|
|
Posty: 57
Dołączył: 30 Sie 2007r. Skąd: Ostrzeżenia: 0% |
|
|
|
Pisałem już (lata wcześniej) o przekroju mentalnym społeczeństwa Stalowej Woli. I skąd się on bierze. Można kogoś przenieść z klepiska do pałacu. Ale zwyczaje ( i mentalność) pozostają. Tak było w Warszawie po "wyzwoleniu". Do stolicy wróciły tylko szczątkowe niedobitki dawnych warszawiaków. Tzn. takich co na cmentarzach stolicy mieli dziadków i pradziadków. A nowymi "mieszczuchami" została napływowa ludność wiejska. W żaden sposób nie związana z historią i ethosem miasta. Dlatego dzisiejsza Warszawa przypomina raczej Wołomin i Pruszków - niż metropolię. W moim bloku na klatce, "pewna młodzież" oddaje mocz w kąciku przy drzwiach od piwnicy. Pali maryśkę na klatce ( swąd jakby ktoś stare szmaty palił). Kulturalne prośby nie pomagają. W piwnicy ( w korytarzu) następna grupa mieszczuchów urządziła sobie piwiarnię. Że piją - pal licho. Ale i oddają tą cenną zawartość - w miejscu , w którym piją. Jak krówki na pastwisku. Gdzie stoi - tam leje. Trudno oddychać tym mikstem zapachu piwa i moczu. Korytarze zapełnione starymi gratami i śmieciami. Spółdzielnia wywozi to raz na jakiś czas. Ale porządek trwa tylko parę tygodni.
W rozmowie z sąsiadami wszyscy mają pełne usta kulturalnych wypowiedzi, wszyscy są oburzeni tym - co i ja. A ktoś przecież robi to - o czym piszę. Gdy zwrócę uwagę sąsiadowi ,że wysypał mi na balkon pełną polpielniczkę petów - jest od razu moim zawołanym wrogiem. Mimo ,że wcześniej, zgodnie - piętnował to z zapałem. Powtarzam do znudzenia; "kto się worem urodził - neseserem nie będzie". I na koniec żart - anegdota - z przyjęcia na studia. Hoża i śliczna dziewoja zdaje na wydział chemii. Profesor pyta. Proszę pani - co się robi z cyny? - Dziewoja: "scyny to moja mama rano przez okno wyliwo"... |
|