Oby nigdy nie rewitalizowali ,bo to oznacza wycinke drzew ,a zamiast trawy beton.W całej Polsce tak robia wiec u nas może być taka sama betonoza .Ostatnio betonowali rynek w Parczewie wiec można sobie zobaczyć pomysły urzednikow.Na szczęście brak kasy na rewitalizacje.Jest nadzieja ze nie będzie rewitalizacji.

Posprzątać, stare chodniki zastąpić nowymi, przepędzić pijusow którzy tam przesiadują od rana do nocy. Robią syf i atakują ludzi no i cygany, też są dobre ziółka, i będzie git. Ja to bym zajazd MKS jeszcze odświeżył.

Widziałem już podobny artykuł w lokalnym dzienniku, a dotyczył betonowania podkarpackich rynków. Znacznie trudniej zaprojektować coś z zachowaniem obecnego drzewostanu niż betonową patelnię ze strumykami, świecidełkami i małą architekturą. Miasta chcą też wyeksponować rynek i otaczające go budynki, żeby drzewa ich nie zasłaniały. Kolejny argument to imprezy plenerowe, a ostatecznie i tak odbywają się gdzie indziej. To chwilowa moda. Na zachodzie już się od tego odchodzi. Co z tego, że będzie efekt wow, jeśli nikt tam nie będzie chciał spędzać czasu z obawy o zdrowie. Projektujmy miasta dla ludzi, a nie na pokaz.

W Rzeszowie piłsudczycy na placu Wolności postawili pomnik Piłsudskiego na Kasztance i domagają się wycięcia drzew, bo marzy się im plac do defilad. Tylko protesty wstrzymały to barbarzyństwo. A kto protestował? KOD, bo już nawet ekolodzy zwątpili, że protesty cokolwiek zmienią. Skutecznie ocalili też wiele innych drzew.

Smażymy się na brukowanych "patelniach", miasta są zbyt uszczelnione. 7 przykładów polskiej betonozy
Rynek powinien służyć mieszkańcom i ich codziennym potrzebom. Niestety, przy remontach centralnych placów często myśli się, że lepiej wyciąć drzewa i w ich miejsce położyć kostkę lub kamień. Efekt jest taki, że w upalne dni na betonowych „patelniach” trudno wytrzymać dłużej niż kilka minut. A dodatkowo przy ulwach takich, jakie obserwujemy w ostatnich dniach, betonowanie kończy się zalaniem przestrzeni miejskiej. Do czego prowadzi szybki, nieprzemyślany rozwój polskich miast, pokazały np. wczorajsze podtopienia.
• W latach 70’ rynki w polskich miastach obfitowały w drzewa i zieleń. Niestety, na skutek zaniedbań, drzewa zaczęły kojarzyć się nam z czymś kłopotliwym. Zaczęto je wycinać
• Jan Mencwel, prezes Miasto Jest Nasze, nazwał to zjawisko betonozą
• Jaki jest smutny paradoks betonozy? Brak cienia i wszechobecny beton sprawia, że plac w letnie dni staje się bezużyteczny, a w zabetonowanych miastach sieci kanalizacyjne same nie dają sobie rady z odprowadzaniem wód opadowych
• Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
We wtorek 22 czerwca na zachodzie Polski wystąpiły nawałnice z gradobiciami i ulewami. Ich efektem były chociażby podtopienia w Toruniu, gdzie woda zalała m.in. parking galerii handlowej Copernicus oraz wiadukt na ul. Traugutta. Takie sytuacje powtarzają się regularnie w polskich miastach, kiedy tylko spadnie więcej deszczu. Te zaś w wyniku zmian klimatycznych są rzadsze, ale znacznie bardziej ulewne. To nie wszystko. Szybki, nieprzemyślany i często źle pojmowany rozwój wielu ośrodków doprowadził do tego, że miasta zostały przesadnie uszczelnione.
Oto siedem spektakularnych przykładów #betonozy - choroby współczesnych polskich miast. Artykuł stanowi fragment reportażu multimedialnego #wysychamy, w którym przybliżamy problem suszy i zmian klimatu w Polsce. Wejdź na wysychamy.onet.pl i zobacz całość!
Dlaczego tniemy na potęgę?
W latach 60’ i 70’ w centrach polskich miast drzewa wypełniały każdy zakamarek, a trawniki stanowiły otulinę dla rynków, placów i skwerów. Wystarczy spojrzeć na PRL-owskie pocztówki, by zauważyć, ile zieleni było w naszej przestrzeni.
Jednak o drzewo trzeba zadbać, a na to przez lata nie było ani pieniędzy, ani pomysłu. Rajcy miejscy nie inwestowali w małą architekturę – nie stawiali ławek i śmietników, nie animowali życia na skwerkach. Zaniedbane drzewa zaczynały sprawiać kłopoty. Korzenie wybijały płyty chodnikowe, liście spadały na samochody. Bylejakość tamtych czasów doprowadziła do sytuacji, w której drzewa zaczęły kojarzyć się nam z czymś kłopotliwym.
ic dziwnego, że przy pierwszej możliwej okazji odpalano piłę i cięto równo z ziemią. Tą okazją był na przykład zastrzyk unijnych środków w ramach Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego na wsparcie odnowy zdegradowanych obszarów w latach 2007-2013. – Nagle pojawiły się europejskie pieniądze na tzw. rewitalizację miast. Ryneczki faktycznie potrzebowały odświeżenia, niestety, ktoś stworzył wzorzec, według którego nowoczesna przestrzeń to betonowa “patelnia” – mówi Jan Mencwel, autor pojęcia #betonoza i aktywista miejski z „Miasto Jest Nasze”.
Grzegorz Piątek, krytyk architektury, autor głośnej książki “Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944 – 1949” twierdzi, że drzewa nie pasowały do miejskiej wizji prestiżu. – Przy remontach głównych placów i rynków myśli się o ich odświętnym funkcjonowaniu, a nie o codziennych potrzebach. Na pustym, twardym placu łatwiej zrobić festyn czy inny event. A to że na co dzień będzie nie do życia, nie ma znaczenia – przekonuje.

Ale tych opałów macie w ciągu roku ze ho ho.Mi sie te nowe rynki o wiele bardziej podobają i oby u nas byl podobny.Drzewa to sa w parku albo w lesie.Ja tam potrzebuje przestrzeń,nowoczesność i czystość.To co jest teraz bylo dobre za czasów Lubomirskich a nie teraz.I tak za duzo tych drzew pozostawili jak widze projekt.

Ciekawe kto wytrzyma w poludnie na tym betonowym placu bez cienia pod drzewem?Menelstwo bedzie tam i tak przychodzic tylko wieczorem jak jest chlodniej.