Żeby żreć kebaby to trzeba nie mieć szacunku dla swojego organizmu, czyli do siebie ogólnie. Raz na rok to jeszcze wielkiego impaktu na organizm nie będzie miało, ale jak patrzę po komentarzach i po ludziach w stw, to tutaj niektórzy jakby parę razy w tygodniu jedli ten syf. A potem płacz, że cukrzyca, że miażdżyca, że zawały, że cholesterol wystrzelony w kosmos, że ciśnienie po 160, że zadyszka po wejściu na pierwsze piętro. Oczywiście wszystkiemu winna "chemia w dzisiejszym jedzeniu", natomiast codzienne, świadome wybory żywieniowe to "panie, kto by miał na to czas, głodny byłem, to żem zamówił kjebaba". Jak o siebie dbacie, takie zdrówko macie.